Z dużym niepokojem przeczytałam dzisiaj słowa Palikota, samozwańczego wieszcza i proroka naszych czasów, którego przepowiednie mają właściwość bardzo szczególną: zwykle urzeczywistniają się w niedługim czasie od ich ogłoszenia. Nie wiem, czy przyjaciel obecnego prezydenta ma te wizje na jawie, czy objawia mu je jakiś specanioł śmierci w zaciszu gabinetów lub też same przychodzą, na przykład w czasie polowań za wschodnią granicą, o których swego czasu rozpisywał się na swoim blogu, ale wiem, że spełniają się w sposób szczególnie precyzyjny. Prezydentowi Komorowskiemu również udzielił się ten dar jasnowidzenia, bo przecież mówiąc w kwietniu 2009 roku „[…] prezydent gdzieś poleci i wszystko się zmieni”, nie mógł wiedzieć, że 10 kwietnia 2010 roku jego słowa ziszczą się, co do przecinka. Najwyraźniej mamy tu do czynienia ze starą, ludową mądrością „kto z kim przestaje, takim się staje”.
Pogratulować takiego daru, choć zapewne bywa on uciążliwy dla obdarzonych – wiedzieć to, czego inni nawet się nie domyślają, to musi być rzeczywiście ciężar ponad siły dla przeciętnego zjadacza chleba.
10 maja 2009 roku Janusz Palikot z wyraźną pewnością ogłosił:
„Lech Kaczyński jest martwy, to trup, a nie żywa figura polityczna; nie ma żadnych szans na zwycięstwo w wyborach”.
Warto tu także wspomnieć o przedziwnym incydencie, jaki miał miejsce na początku 2010 roku, kiedy to z niezrozumiałych powodów Donald Tusk zrezygnował z wyścigu wyborczym do pałacu prezydenckiego. Zanim to uczynił udał się do Lecha Kaczyńskiego, urzędującego prezydenta, z dość dziwną propozycją, chyba dotąd nie notowaną w demokratycznym państwie. Sam Lech Kaczyński tak wspominał to wydarzenie:
„…było jeszcze spotkanie , podczas którego pan premier Tusk zaproponował mi, żebyśmy obaj wycofali się z kandydowania w wyborach prezydenckich. Propozycja była bardzo kusząca: on pozostałby premierem, a ja byłym prezydentem (śmiech)”.
10 kwietnia 2010 roku Lech Kaczyński zginął w Smoleńsku, w niejasnych, wyglądających na zamach terrorystyczny, okolicznościach. Pełnię władzy, wszystkie instytucje oraz fotel prezydenta przejęła rządząca PO, a więc środowisko, z którego wywodzi się między innymi prorok Palikot.
Co tak naprawdę wówczas się działo na zapleczu polityki i służb specjalnych możemy się tylko domyślać, komu oczywiście starczy sił i wyobraźni.
Dzisiaj, 13 kwietnia 2012 roku, Janusz Palikot z tym samym wyrazem twarzy i tą samą pewnością siebie, co 10 maja 2009 roku, powiedział:
„…[J. Kaczyński ] to jest dziad, czyli nieżyjąca osoba[…] Kaczyński jest już całkowicie martwy".
Na jakiej podstawie J. Palikot wykluczył z kręgu żywych jak najbardziej żywego polityka, lidera partii opozycyjnej? Czyżby znowu dar jasnowidzenia się objawił?
Mamy spodziewać się kolejnej tragedii, zwłaszcza po dzisiejszym, szczególnie brutalnym ataku D. Tuska na J. Kaczyńskiego i jego środowisko?
Czy Jarosław Kaczyński - niedoszły pasażer TU 154 M nr 101 - gdzieś poleci lub pojedzie i znowu wszystko się zmieni?
Inne tematy w dziale Polityka