Śmierć prezydenta, dowódców wszystkich rodzajów sił zbrojnych, najwyższych urzędników państwowych odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwowe, zawsze oznacza dla kraju dotkniętego takim dramatem stan zagrożenia, podwyższonej gotowości oraz rodzi konieczność przygotowania się na potencjalny ciąg dalszy, wzięcie pod uwagę najgorszych scenariuszy. Z takim właśnie wydarzeniem mieliśmy do czynienia 10 kwietnia 2010 roku, kiedy to Polska straciła nie tylko zwierzchnika sił zbrojnych, szefa BBN, ale też dowódców wszystkich rodzajów sił zbrojnych, było więc to realne osłabienie bezpieczeństwa państwa, które w tym jednym momencie stało się zupełnie bezbronne.
I właśnie o tym mówił Antoni Macierewicz podczas, szeroko już komentowanego i mocno manipulowanego przez medialnych funkcjonariuszy, spotkania w Krośnie, w dniu 15 kwietnia br. Sytuacja jest jasna i nie podlega dyskusji: jeżeli w Smoleńsku mieliśmy do czynienia z zamachem, to był to akt agresji wobec państwa polskiego, a co za tym idzie nie wiemy, co jeszcze planuje dla nas domniemany agresor. Jedyne, czego możemy być pewni w przyszłości, jak sądzę całkiem nieodległej, to fakt, iż nie będzie to dla naszego państwa ani dobre, ani miłe. Na zamach w Smoleńsku wskazują nie tylko wyniki badań wykonywane przez laboratoria profesora Wiesława Biniendy, doktora Kazimierza Nowaczyka, czy doktora Grzegorza Szuladzińskiego, ale także gigantyczna operacja propagandowa i dezinformacyjna, w którą włączyły się całe armie „uśpionych” stronników Kremla, co było widać nawet gołym okiem.
Czy zwykłemu wypadkowi towarzyszyłaby aż tak wielka kampania dezinformacyjna? Czy przy okazji zwykłego wypadku spotkalibyśmy się z tak absurdalną w czasach globalnego terroryzmu cenzurą na słowo zamach?
Nie wydaje się to możliwe, a mętne i pozbawione treści tłumaczenia kolejnych ekspertów Millera, tylko potwierdzają fakt, którego domyślało się wielu: komisja Millera pracowała tylko nad jedną, z góry założoną przez ludzi Putina już 10 kwietnia 2010 roku hipotezą: wypadkiem spowodowanym błędem pilota. Nie badano ani skrzydła, ani brzozy, ani wraku, nie wykonywano żadnych symulacji, a jedynym dowodem była złamana w okolicach Siewiernego przypadkowa brzoza. Aż dziw bierze, że tak prymitywnie to rozegrano i tezy głoszone kilkanaście minut po wypadku, łącznie z naciskami prezydenta, generała Błasika, czy wydarzeniami z lotem do Gruzji, znalazły się, co do przecinka w raporcie MAK. Z jakichś nieznanych nam bliżej powodów Rosjanie czuli się nad wyraz pewnie i wiedzieli, że Polacy się im nie „odwiną”, nawet jeżeli ci pierwsi będą zachowywać się prowokacyjnie.
Dzisiaj media przyniosły kolejna porcję sensacji związanych z niezwykle zagadkową postacią Edmunda Klicha, byłego akredytowanego przy MAK, który wydał, kolejną już książkę na temat Smoleńska. Z treści publikacji dowiadujemy się między innymi, że Rosjanie masowo podsłuchiwali Polaków, którzy udawali się do Rosji w celu badania katastrofy. Polskim ekspertom, których ostatecznie nie dopuszczono nawet do badania wraku, o czym informowali ministra Grabarczyka w piśmie z lutego 2011 roku, towarzyszyli wojskowi ze sprzętem kryptograficznym, za pomocą którego wysyłali zaszyfrowane informacje do Polski. I tu stała się rzecz dziwna, która powinna postawić w stan gotowości wszystkie siły zbrojnie RP. Edmund Klich powiedział::
„Niedługo po tym, gdy dowiedziałem się, że wojsko zwija łączność specjalną i nie będę miał jak słać meldunków do Warszawy, spotkałem się z Morozowem. Zaproponował mi, że może załatwić, by moje meldunki były przesyłane bezpośrednio do premiera Donalda Tuska. A ja wcześniej pytałem naszych szyfrantów, czy mają możliwość przesyłania moich pism prosto do premiera, bez żadnych pośredników. Skąd Morozow o tym wszystkim wiedział?”.
Z tej krótkiej informacji wynikają przynajmniej dwie rzeczy. Po pierwsze Rosjanie nie mieli żadnych kłopotów z rozszyfrowaniem tajnych informacji przesyłanych przez polskich szyfrantów i w sposób całkowicie jawny, z iście bolszewicką satysfakcją, poinformowali o tym fakcie Polaków, dając niedwuznacznie do zrozumienia, ze wszystko wiedzą, nie ma dla nich już żadnych tajemnic. Po drugie, chyba najważniejsze, rosyjskie służby złamały kody polskiej armii, a więc de facto uzyskały dostęp do informacji mogących mieć szczególne znaczenie dla Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Czy nie jest to najwyższy stan zagrożenia państwa?
Czy tak postępuje współczujący sąsiad, czy raczej agresor, który właśnie triumfalnie obwieścił zwycięstwo?
Sprawa złamania kodów polskiego wojska ma jeszcze drugie dno. Chodzi tu o zapomnianą historię zaginionego w 2009 roku szyfranta Zielonki. Cała gra wokół jego zaginięcia, fałszywe tropy, jakoby uciekł do Chin i pracował dla tamtejszego wywiadu, a później zaskakujące znalezisko - podobno ciało wojskowego -w wodach Wisły, akurat kilka dni po katastrofie w Smoleńsku, każą przypuszczać, że sprawa szyfranta Zielonki może mieć jakiś związek z nad wyraz łatwą deszyfracją polskich depesz przez rosyjskie służby w kwietniu 2010 roku.
Kim był szyfrant Zielonka, czy obce służby mogły coś od niego uzyskać? Przede wszystkim był oficerem byłych WSI, który doskonale znał metody komunikacji państw NATO. Brał też udział w szkoleniach tzw. nielegałów, znał siatkę polskich agentów, a także, co chyba najistotniejsze, przez wiele lat szyfrował depesze wojskowego wywiadu. Gdyby okazało się, ze chorąży Stefan Zielonka przeszedł na stronę obcego wywiadu, byłby to cios nie tylko w polską armię, ale też w armie państw sojuszniczych. Na początku 2010 roku rosyjskie pismo „Argumenti Niedieli” zasugerowało, ze szyfrant Zielonka pracował dla Rosjan.
Czy tak było w rzeczywistości? Czy to było źródło, dzięki któremu Rosjanie rozkodowali polski system łączności wojskowej , co zdawał się niedwuznacznie sugerować A. Morozow w rozmowie z E. Klichem?
I chyba najważniejsze z pytań: czy Rosjanie złamali szyfry polskiej armii jeszcze przed 10 kwietnia 2010 roku, a jeśli tak, to jak to się miało do przebiegu wypadków tego tragicznego poranka?
Na koniec pytanie na inteligencję dla członków Sekty Pancernej Brzozy: czy złamanie szyfrów armii sąsiedniego państwa, będącego członkiem wrogiego sojuszu wojskowego, po którym następuje wypadek, w którym giną wszyscy dowódcy wojskowi, wraz ze zwierzchnikiem sił zbrojnych, jest aktem agresji, czy aktem miłości?
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Rosjanie-podsluchiwali-polskich-ekspertow,wid,14432086,wiadomosc.html?ticaid=1e527
http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/105931,zaginiony-szyfrant-byl-chinskim-agentem.html
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1020229,title,Prokurator-znaleziono-cialo-szyfranta-Zielonki,wid,12331609,wiadomosc.html
http://bezdekretu.blogspot.com/2010/05/gra-szyfrantem-wsi.html
Inne tematy w dziale Polityka