Przedwczoraj słyszałem kilkuminutowy fragment wypowiedzi Leszka Millera na mównicy sejmowej podczas dyskusji nt. OFE:
„…wiemy kto stracił na OFE – emeryci.
…będziemy mogli poprzeć likwidację OFE pod kilkoma warunkami. M.in. jeżeli w wyniku tej likwidacji po zmniejszeniu zadłużenia Skarbu Państwa o ok. 12,5%, zostaną dzięki temu podwyższone najniższe emerytury o 200,-zł”
Nie opowiadając się po żadnej ze stron tego OFEowskiego sporu. Nie mówiąc, że wiem co jest najlepsze, zgodne z prawem, Konstytucją, czy OFE powoduje straty, etc., wiem jedno. Akurat te wypowiedzi Leszka Millera są kontrfaktyczne.
Cokolwiek działo się, dzieje i dziać będzie z OFE – nie tracą emeryci – DZISIEJSI EMERYCI. Albowiem dzisiejsi emeryci cały czas zależą jedynie od ZUSu, KRUSu i budżetu Państwa. A więc de facto dzisiejszych podatników. Jeżeli w wyniku OFE jest ktoś stratny, to BĘDĄ TO PRZYSZLI EMERYCI (obecni podatnicy).
Można by pierwszą wypowiedź Leszka Millera potraktować jako skrót myślowy lub przejęzyczenie, gdyby nie dalsza część, w której Leszek Miller wszelkie oszczędności i korzyści jakie system emerytalny może potencjalnie odnieść w wyniku częściowej lub całkowitej likwidacji OFE, skonsumował od razu na rzecz DZISIEJSZYCH EMERYTÓW. Oczywiście KOSZTEM PRZYSZŁYCH EMERYTÓW.
Najniższa dzisiejsza emerytura ZUSowska wynosi 860,-zł. I właśnie te chciałby podwyższyć Leszek Miller. Wszystko jednak wskazuje, że przyszłe emerytury (te za lat 20…35) będą realnie jeszcze niższe. Że odpowiednik dzisiejszych 860,-zł w przyszłości nie będzie najniższą a średnią emeryturą.
Część krytyków zarzuca rządowi, że dążą do nacjonalizacji OFE, że to socjalizm.
Ale jeżeli propozycja rządowa jest socjalizmem, to warunek natychmiastowego rozdawnictwa poczynionych oszczędności - stawiany przez Leszka Millera - jest czystym komunizmem.