Ktoś kiedyś użył tego skrótu TKM do terminu: Teraz Kur… My. Dziś ten skrót jest jak najbardziej aktualny, ale można go rozwinąć jako: Tusk-Kaczyński-Miller. Jeśli Stefan Kisielewski miał rację twierdząc, że nieważne są poglądy polityczne, lecz ekonomiczne: wszyscy trzej reprezentują właściwie ten sam program. Różnice obejmują jedynie kwestie tworzenia emocji oraz narzędzi z gatunku demagogii.
Tusk: wbrew obiecankom taniego państwa, mamy największy wzrost administracji od czasów bodaj Bolesława Chrobrego oraz dwukrotny wzrost długu publicznego. Pieniądze OFE przeznaczone na emerytury mają zostać wydane do łatania dziury budżetowej, a tym samym pozwolić na kolejną falę wydatków jakże cenną wobec zbliżających się dwóch lat wyborów.
Kaczyński: „znalazł” bilion złotych rzekomo do wydania, część to środki pomocowe UE, poza tym „nadpłynność” banków i parę innych skarbonek. I naturalnie mają posłużyć do socjalistycznej redystrybucji.
Miller: wpadł na „genialny” pomysł skoku do przodu Polski poprzez zwiększenie płacy minimalnej oraz emerytur, powrót do 49 województw i parę innych błyskotliwych idei.
Innymi słowy: wszyscy chcą rozdawać publiczne pieniądze, etatyzm kwitnie, zadłużenie państwa również. A to po to, aby dorwać się do władzy przekonując wyborców, że to właśnie koalicja TKM będzie tym dobrym dziedzicem rozdającym jałmużnę ludowi. Jeśli obiecanki okażą się całkowicie skompromitowane, TKM wymyśli nowe, wszak pamięć ludu jest krótka. O efektywnym państwie minimalizującym koszty, maksymalnie ułatwiającym działalność gospodarczą, sprawiedliwym arbitrze w sporach (efektywne sądy!), wysokim etosie działalności publicznej do której garną się najzdolniejsi, partii rządzącej mającej wieloletnią strategię rozwoju oraz opozycji oferującą swoją strategię poprzez zdefiniowany gabinet cieni – pomarzyć zawsze można.
Bez wątplienia mamy demokratyczne państwo w sferze procedur wyborczych, ale nie w sferze istoty działania. Wybory służą jedynie objęciu władzy, zaś potem Koalicja TKM wystepująca w dowolnej konfiguracji jest żałośnie bezradna w sferze rządzenia. Klasycznym przykładem bezradności jest plan budowy autostrad PO: ogromne opóźnienia, chaos planowania, polski sektor budowlany (które miał poważnie wzmocnić się na tym programie i być może skutecznie ruszyć na rynki zagraniczne) jest w stanie dotkliwej demolki. Najwyraźniej ten dawny TKM i ten nowy TKM to synonimy. Ważne, aby dorwać się do władzy, a potem …. A kogo obchodzi co będzie potem, aby tylko do następnych wyborów.
Po 2020 roku kończą się środki pomocowe UE, po pieniądzach przejętych z OFE pozostanie jedynie wspomnienie, pokolenie wyżu demograficznego urodzone w latach 50-siątych przechodzić będzie na emeryturę, a tym samym mocno pogłębi się kryzys demograficzny, mniej więcej wówczas może też nastąpić następny cykliczny globalny kryzys gospodarczy. TKM o tym nie myśli, nie buduje wieloletnich planów rozwoju; co najwyżej od czasu do czasu coś w wielkich bólach ogłasza, np. plan Polska 2030, z czego absolutnie nic nie wynika.
Albo w Polsce dojdzie do głębokiej zmiany klasy politycznej, albo kontynuacja w wykonaniu ludzi, których cała wiedza o państwie, gospodarce i imiejętność planowania ogranicza się do tego, aby przeczytać sondaże, wiedzieć jak dobrze wypaść w telewizorze oraz jak utopić tych członków własnej partii którzy zgadzają się z TKM jedynie w 90% a nie w co najmniej 100%. Jeśli to drugie, popatrzmy na Grecję, oni są teraz tam gdzie my sie znajdziemy.
Inne tematy w dziale Polityka