Zapewne nigdy nie dowiemy się szczegółów decyzyjnych dotyczących mordu na Niemcowie. Jednakże ślady wydają się prowadzić na Kreml. Słabnąca rosyjska gospodarka i biednienie społeczeństwa z czasem zmieni fanatyczne poparcie dla Putina na rosnące niezadowolenie. Wówczas ludzie tacy jak Niemcow mogliby wrócić do poważnej politycznej gry. Morderstwo teraz (gdy Putin może próbować wmawiać że przecież Niemcow ma niewielkie poparcie, więc jakoby nie miałby interesu w jego zabiciu) eliminuje to niebezpieczeństwo i zastrasza innych opozycjonistów. Także miejsce zbrodni, niedaleko Kremla pasuje do tej teorii: opozycjonistom pokazuje przekonanie władzy o swojej bezkarności, zaś ogłupiałemu społeczeństwu rosyjskiemu mówi, że to przecież niemożliwe aby władza z premedytacją zabijała w takim miejscu i to musi być prowokacja. Wg. świadków pewnej narady na szczytach PZPR w 1984 roku, na kilka tygodniu przed zabójstwem ks. Popiełuszki gen. Jaruzelski wściekł się czytając informacje o kazaniu księdza i miał powiedzieć wzburzonym tonem do Kiszczaka: "zrób coś, aby on przestał szczekać". To nie musiałoby polecenie likwidacji księdza, lecz bez wątpienia skłoniło SB do jego pobicia, skończyło się zabójstwem. Podobny mechanizm skłonienia do działania mógł dotyczyć Niemcowa. Odpowiedzilność władz Rosji jest niewątpliwa. W latach 80-siątych oficjalna linia była taka, że zabicie Popiełuszki to była prowokacja przeciwko Jaruzelskiemu, dziś podobną linię przyjmuje Putin. Putin odpowiada za znacznie więcej zbrodni niż Jaruzelski, ale mechanizm propagandowy jest podobny. Gdyby Kreml był przekonany o sile Rosji, zapewne tolerowałby opozycję, nie obawiając się o przyszłość swojej władzy. Mord dokonany na jednym z najważniejszych opozycjonistów dowodzi rosnącego strachu.
Inne tematy w dziale Polityka