Ambasador Ryszard Schnepf zareagował oskarżeniem o antysemityzm w odpowiedzi na informację prasową o tym, że jego ojciec Maksymilian był oficerem stalinowskiej Informacji Wojskowej . Tym samym pan ambasador sam wygłosił tezę w istocie antysemicką: uznał, że ujawnienie przynależności do stalinowkiej bezpieki oznacza z automatu atak na ludzi żydowkiego pochodzenia.
W Polsce zdarzają się niestety antysemickie wybryki. Takie jak akcja w wykonaniu ludzi inteligentnych inaczej polegająca na spaleniu we Wrocławiu kukły Żyda. Jednakże polski antysemityzm to niegroźnie chuligańskie awantury oraz zaczepne okrzyki. Tymczasem we Francji mamy do czynienia z największym eksodusem Żydów od II Wojny Światowej. Zaczął się kilka lat temu, w zeszłym roku objął kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy wyjechali głównie do Izraela oraz Wielkiej Brytanii. Zamachy w Paryżu z 2015 objęły sklep koszerny, klub muzyczny prowadzony od lat przez żydowskiego biznesmena (sprzedany kilka tygodni przed listopadowym atakiem - może zamachowcy o tym nie wiedzieli?), wymordowanie redakcji satyrycznego pisma składającej się głównie z ludzi żydowskiego pochodzenia oraz wcześniej mord na nauczycielu i uczniach ze szkoły żydowskiej. Większość zamachowców to islamiści z drugiego pokolenia, urodzeni we Francji. Tym samym antysemickie mordy są dokonywane we Francji przez francuskich obywateli.
Ryszard Schnepf był łaskaw wyrazić swoją obawę o bezpieczeństwo rodziny, uznając, iż ujawnienie przeszłości jego ojca to element antysemickiej nagonki. Warto zastanowić się, czy możliwe byłoby, aby jakiś ambasador Francji żydowskiego pochodzenia pełniący misję w jakimś ważnym kraju powiedział publicznie, że w obliczu islamskich mordów boi się o bezpieczeństwo swoich dzieci? I to w sytuacji, gdy Francja stara się wyciszać agresywną retorykę i okrywa zasłoną milczenia antysemickie tło wielu islamistycznych zbrodni. Zapewne ambasadorowi Francji nawet by do głowy nie przyszło ogłaszanie takich tez, bowiem dobro kraju którego jest ambasadorem stanowi absolutnie jedyny priorytet jego pracy.
Poglądy polityczne oraz osobiste odczucia każdego polskiego ambasadora mają wartość dokładnie równą zeru. Każda bez wyjątku wypowiedź publiczna ambasadora musi służyć dobru swojego kraju i wspierać politykę zagraniczną. Bez wyjątku. Jeśli Ryszard Schnepf nie zgadza się z polskim MZS, jego moralnym obowiązkiem jest podanie się do dymisji.
Ponadto wypowiedzi ambasadora uderzają bezpośrednio w wielu polskich Żydów rzetelnie pełniących swoje obowiązki na różnych państwowych i prywatnych posadach. Jeśli bowiem prominentny dyplomata uderza w antysemickie tony, może to spowodować u pracodawców niechęć do zatrudniania ludzi żydowkiego pochodzenia, z obawy, iż w razie konieczności zwolnienia z pracy z powodów czysto merytorycznych, mogą zostać posądzeni o antysemityzm.
Możliwe, iż emocjonalna reakcja ambasadora podyktowana została chwilowym wzburzeniem, a tym samym oznacza to brak profesjonalizmu. Jeśli tak, powinien on uzgodnić z MSZ sposób złożenia urzędu oraz strategię wyciszenia ew. oskarżeń antysemickich, które mogłyby uderzać w Polskę. Jeśli jednak powodowana była zimnym wyrachowaniem w celu postawienia min. Waszczykowskiego w trudnej sytuacji i utrzymania stanowiska ambasadora mimo negatywnej oceny jego pracy, powinien być niezwłocznie odwołany. Niezależnie od kosztów.
Polska polityka międzynarodowa nie powinna być awanturnicza, nie może być jednak tchórzliwa. Nikt inny niż MSZ ma prawo do powoływania i odwoływania swoich ambasadorów. USA jest ponadto zbyt ważnym krajem, abyśmy byli tam reprezentowali przez dyplomatę, która albo jest słaby merytorycznie, albo realizuje swoje osobiste interesy.
To działa także w drugą stronę: Marek Prawda został odwołany z funkcji ambasadora Polski przy UE. Niemal natychmiast Komisja Europejska powołała go na stanowisko dyrektora swojego przedstawicielstwa w Polsce. To oczywisty dyplomatyczny policzek. KE nie odważyłaby się na podobny gest wobec krajów, które od lat wiarygodnie realizują swoje interesy, zaś czyni to wobec Polski która prowadziła przez lata wasalistyczną i tchórzliwą politykę, zakładając że warto postraszyć tchórza. Co Polska powinna zrobić w tej sprawie? Zacząć od całkowitego lekceważenia funkcji Pana Marka i w kuluarach skłonić go do rezygnacji.
Oba powyższe problemy są typowe dla państwa mającego reputację międzynarodowego tchórza. Nikt w Waszyngtonie nie ostarży Francji o antysemityzm, mimo fali mordów które tam mają miejsce. Nikt nie wyrzuci Wielkiej Brytanii z ONZ po tym, gdy jednoznacznie powiedziała, w jak głębokim poszanowaniu ma pismo ONZ uznające konieczość przekazania Falkandów Argentynie. Nikt nie będzie ogłaszał rezolucji przeciwko Węgrom w sprawie powiększania płotów u swoich granic, bowiem oczywiste jest, że Orban nie zmieni zdania. Zadaniem polskiej polityki miedzynarodowej jest, abyśmy zaczęli być postrzegani jako poważny kraj, a tym samym, aby żadnemu polskiemu ambasadorowi nie przyszło do głowy poszukiwanie wsparcia w sprawach dotyczących własnej kariery za granicą. Aby obiecanie polskiemu politykowi lukratywnego stanowiska w "Europie" nie było skuteczną metodą wpływu na polską politykę.
Warto być poważnym krajem. Nawet wtedy gdy kosztuje to dużo wysiłku i trochę nerwów.
Inne tematy w dziale Polityka