Tu nie ma co owijać w bawełnę i w wielosłowie. PiS przerżnęło referendum warszawskie z kretesem. Tryumfalne dzielenie skóry na niedźwiedziu już po kilku pozytywnych sondażach i dzielenie się wytęsknionymi ministerialnym fotelami musiało się tak skończyć. Buńczuczne pohukiwanie przerodziło się w lamenty i skargi, ale wynik jest, jaki jest.
Panowie i panie z PiS sami sobie są winni. Przecież nawet do umysłu bezzębnego i łysego niemowlęcia dotarło, że to referendum to w istocie nie był spór o jakość rządzenia w Warszawie, ale polityczny mecz pomiędzy PiS a PO. PiS liczyło, że będzie to tryumfalny początek marszu po władzę w całym kraju, PO stawało na uszach, aby do tego nie dopuścić, a jednocześnie utrzymać w ludziach przekonanie, że scena polityczna w Polsce jest dwubiegunowa.
Według bajki opowiadanej do znudzenia przez media tzw. głównego nurtu z jednej strony mamy normalnych, pragmatycznych, może odrobinę grzesznych, ale sympatycznych polityków z peło. Z drugiej nawiedzonych wichrzycieli, sektę politycznych awanturników, smutnych facetów podpalających Polskę, czyli pisiorów. Ten propagandowy obraz świata tkwi w głowach wielu Polaków i straszenie krwawym Kaczafim wciąż jest skuteczną metodą utrzymywania władzy.
Ale to tylko jeden z kilku bardzo smutnych wniosków, jakie można wyciągnąć z warszawskiego referendum. Kolejny jest taki, że pełopartia zawłaszczyła państwo do tego stopnia, że ludzie boją się już nie tylko na co dzień wyrażać poglądy, ale nawet głosować za kotarą w obawie przed zemstą rządzącego klanu. Są przekonani, że samo uczestnictwo w akcie głosowania może oznaczać ryzyko wystawienia się na represje ze strony aparatu państwowego. I nie chodzi tylko o pracowników instytucji publicznych obawiających się utraty pracy. Wszak wieść gminna niesie, że państwo może skutecznie utrudnić życie i interesy każdemu obywatelowi tego podobno wolnego, podobno demokratycznego kraju. Jak to kiedyś określiła prof. Jadwiga Staniszkis, mamy do czynienia z „miękkim” totalitaryzmem. I nawet jeśli kiedyś wydawało mi się, że to określenie jest przesadne, to po wyczynach premiera i prezydenta RP przy okazji warszawskiego referendum, uważam, że diagnoza prof. Staniszkis była niezwykle trafna.
I nawet jeśli sam ze sobą próbowałbym się nie zgodzić, to i tak statystka mówi, że demokracja w Polsce leży na obitym pysku. Ci, którzy posłuchali wezwania do bojkotu referendum, nieważne, czy z przekonania, czy ze strachu oraz ci, którzy po prostu mają to wszystko w dupie, to w sumie 75 proc. mieszkańców stolicy kraju! Tylko co czwarty warszawiak wykazał się cywilną odwagą i szacunkiem wobec demokratycznych reguł gry.
Można się próbować pocieszać, że Warszawa to nie cała Polska, ale to i tak jest najsmutniejsza liczba dotycząca tego referendum. Establishment otrzymał kolejny dowód na to, że nie musi się bać obywateli. Do utrzymania stanu posiadania wystarczy zmasowana propaganda, umiejętne wywoływanie wśród ludzi poczucia strachu oraz dość powszechne wdupiemactwo. A kombatantom cywilnej odwagi zostanie wspomnienie. Tym nabzdyczonym pamięć o moralnym zwycięstwie i faktycznej porażce. Tym z poczuciem humoru obrazki z życia Hanki zmuszonej przez parę tygodni mizdrzyć się, tańczyć, obiecywać i pochylać z troską - żywy dowód na to, że referendum może być skutecznym batem na polityczną dupę.
Jeden z Drugą:)
Członek Prezydium MOZ NSZZ Solidarność Fiat Chrysler Automobiles Poland , Delegat w Regionie Śląsko -Dąbrowskim NSZZ Solidarność , Delegat w Krajowej Sekcji Przemysłu Motoryzacyjnego, Zakładowy Społeczny Inspektor Pracy w zakładzie Denso Thermal Systems Polska Sp. z o.o. Zasłużony Honorowy Dawca Krwi . Kandydat na Posła R.P -Okręg wyborczy na Sejm nr: 31, Katowice Lista KUKIZ'15 MIEJSCE 12
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka