Nowa płyta każdej skandynawskiej legendy, to zawsze wydarzenie dla fanów europejskiego jazzu. Przyciąga uwagę nawet, jeśli, tak jak kontrabasista Arild Andersen, ta legenda nie miała żadnej przerwy w ich nagrywaniu.
Arild Andersen to basista kompletny. Wirtuoz, którego technika pełni rolę służebną wobec treści. Ma jedno z najpiękniejszych brzmień kontrabasu w historii nagrywanej muzyki, z milionem tonów harmonicznych, z głębią i miękkością, z niesłychanie długim sustainem w dole i w górze.
Wypłynął z Donem Cherry'm w 1968. roku, a jako lider debiutował w stajni ECM w 1975. Nagrywał free, nagrywał piękne melodyjne projekty. Grał ze wszystkimi gigantami europejskiej sceny, od Garbarka, przez Rypdala, po Stensona. Z Jonem Christensenem w latach 80tych założył skandynawską supergrupę — nazwaną w hołdzie Shorterowi — Masqualero, w której grali Jon Balke i Nils Petter Molvær. Grał z amerykańskim gigantem gitary Billem Frisellem i brytyjskim mistrzem saksofonów Andy Sheppardem. Z tym ostatnim w 2009. roku nagrał chyba najpiękniejszą płytę jazzową ostatnich kilkunastu lat "Movements in Colour" — kto nie zna, to zaznaczam, że jest to pozycja absolutnie obowiązkowa.
"Affirmation" jest, jak to w ostatnich latach z ECM, stylistycznie gdzieś po środku tego wachlarza...
Nie, przepraszam...
Głupoty opowiadam.
Zawiera wszystkie jego kolory: zaczyna się trochę offowo, potem nabiera dynamiki z tupaniem nóżką, by kończyć melancholią i pięknem prostej melodii.
To w zasadzie powinno wystarczyć za jej opis. Mogę dodać ocenę: Bardzo mi się podoba. Naprawdę bardzo. Jakbym był młodszy oceniłbym ją na maksymalną liczbę gwiazdek, niezależnie od skali. Teraz, już trochę zepsuty siwą brodą, w skali dziesięciostopniowej dałbym dziewięć, ale w skali pięciostopniowej, chyba nie oparłbym się i dał piątkę. Jest na niej wszystko, ale wszystko jest ze smakiem. Nie jest to rozpusta, ani wesele, ale wspaniała kolacja w eleganckiej restauracji na najwyższym poziomie.
Arild Andersen Group tworzą Helge Lien (ur. 1975) na fortepianie, bębniarz Håkon Mjåset Johansen (z tego samego rocznika, co Lien) i Marius Neset (ur. 1985) na tenorze.
Lien dowodzi, że tradycje europejskiej pianistyki jazzowej nie umarły. Jego gra naprawdę napawa optymizmem w starciu z tymi "ragami i sagami" jazzu z Azji, który okropnie wpływa na wszystkich pianistów po obu stronach Atlantyku. Helge jest przy nich cudownie oszczędny. Jego formacja Helge Lien Trio jest obecna od lat i każda ich płyta jest ładna, ale nie każda porywa. Tutaj, jakby niesiony aurą weterana scen frytowych, nabiera odwagi, ale nie zatraca uroku. Gra fantastycznie.
Marius Neset ma jasny ton, trochę w stylu Joakima Mildera, i tak jak szwedzki mistrz, gra lekko. Też podobnie jak Milder często gości w górnym rejestrze. Gra bardzo ładnie i też jest dość oszczędny. Nie przytłacza, co w przypadku saksofonistów w XXI w. stało się przykrą normą (vide Chris Potter...).
Håkon Mjåset Johansen jest perkusistą, który wypłynął w grupie Urban Connection - i jest to taki kawałek obscure scandijazz knowledge, że aż mi wstyd, że o tym piszę. No, ale napisałem. Trudno, przecież nie skasuję. Gra z Bugge Wesseltoftem i masą innych skandynawskich muzyków. Świetny perkusista o bardzo dużej wrażliwości. Polotem czapek nie zerwie, ale na pewno nic nie zepsuje.
Przesłuchałem tę płytę już kilka razy, i do końca dnia pewnie przesłucham kolejne kilka. Nie jest to płyta dla "niedzielnych fanów jazzu" (bez urazy, wiecie, że Was kocham, i zawsze szczerze polecam Wam to, co się Wam z pewnością spodoba), ale dla ludzi, którzy ECM znają trochę lepiej, jest to pozycja absolutnie obowiązkowa.
Komentarze