Let it go - M. Matiaszuk
Let it go - M. Matiaszuk
Miłosz Matiaszuk Miłosz Matiaszuk
917
BLOG

Płyty na Polską Jesień - Garść płyt na jesienną podróż

Miłosz Matiaszuk Miłosz Matiaszuk Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 33

Sztuka podróżowania. Trasa. Roadtrip. Droga.

Dla mnie coś metafizycznego. Mitycznego. Archetypicznego. Mimo, że miałem w swoim życiu okres, w którym mogła mi ona "zezwyczajnieć" - umniejszyć się do nudnej konieczności, to nigdy do tego nie dopuściłem. Zawsze pielęgnowałem jej kulturę, zawsze się na nią bardziej cieszyłem, niż na sam jej cel. Wyrosłem w kulturze podróżowania - mój tato bardzo dużo jeździł po Polsce i nie tylko, i bardzo często mnie zabierał ze sobą - od dziecka wychowywałem się w jej niesamowitym czarze - setki tysięcy kilometrów, najpierw starym Mercedesem w115, później kochaną Mazdą 626 - zawsze z uważnym podejściem do tego, co mijamy, zawsze z wrażliwym nastawieniem na zmieniającą się aurę, na niepowtarzalne widoki różnorodnych horyzontów, niesamowitych formacji chmur, gry światła w zależności od terenu - ZAWSZE z muzyką.

Jeśli pracujesz w Warszawie, a mieszkasz w Trójmieście - bądź jest to zupełne inne zestawienie miast - ale jeśli pokonujesz jakąś "trasę" regularnie kilka razy w tygodniu i stan taki utrzymuje się już ileś lat, to raczej może nie być to tekst dla Ciebie. Ale może się mylę, może będzie tym bardziej dla Ciebie. Bo to jest tekst dla tych, z Was, którym mityczna "droga" nie spowszedniała, i dla których "podróż" jest wydarzeniem samym w sobie - nie jedynie koniecznością do pokonania w osiągnięciu jej celu, ale wciąż pozostaje trochę peregrynacją. Jest elementem co najmniej równie ważnym, jak cel, jeśli nie ważniejszym.

Ale może nawet jeśli przejazdy z pracy do domu Ci spowszedniały, a kiedyś tak nie było, to ten tekst zainspiruje Cię, by choć jeden z nich potraktować, jak "podróż" - jak trasę z filmów drogi - by się na nią nastawić, przygotować do niej i na nią otworzyć - ze wszystkim, co ona może przynieść. Bo peregrynacja taka, to bynajmniej nie tylko pokonywanie kilometrów, to bardzo często wędrówka wewnętrzna. A takowa nie może się odbyć bez muzyki. I nie wystarczy tu radio - potrzebna jest muzyka starannie wyselekcjonowana, zaplanowana, dopasowana na różne okoliczności, na różną pogodę, na różny stan zmęczenia - nie może być jednostajna, musi być różnorodna - ale jakakolwiek będzie, musi być odpowiednia do podróżowania - nieważne czy w głośnikach samochodu, czy na słuchawkach w pociągu - musi grać w rytmie mijanych krajobrazów, pokonywanych kilometrów. 

Mam w głowie całą wieeeelką szufladę muzyki do podróżowania. Spróbuję zaoferować Wam małe zestawienie nie-do-końca oczywistych płyt, które może pomogą Wam odświeżyć w swoim życiu ten dział - może zainspirują do docenienia czegoś, co zdaje się żmudnym obowiązkiem, a może być przyjemnością. Zestaw będzie oczywiście jesienny - przed nami Święto Niepodległości - mnóstwo z Was będzie gdzieś jechać - niektórzy do Warszawy na obchody uroczystości, czy Marsz Niepodległości, inni z Warszawy uciekając przed Marszem, inni po prostu wykorzystując fakt "długiego weekendu" zamierzają odbyć jakąś trasę. Zaopatrzcie się w te płyty przed drogą i dajcie się im ponieść. 

"Eastern Wind" - Chris de Burgh

Piąty studyjny album Chrisa de Burgha wydany w roku 1980. Nie jest to płyta w żadnej mierze wybitna, jeśli słuchać jej w domu. Zamienia się w takową, jeśli włączymy ją w samochodzie, czy na słuchawkach w pociągu. Muzyka bardzo refleksyjna w treści - symboliczne teksty typowe dla okresu powstania, stylistycznie również typowa dla końcówki lat 70tych -  bardzo daleka od twórczości, z którą de Burgha może kojarzyć szersze grono fanów muzyki popularnej. Płyta niesie nas od pierwszego, do ostatniego numeru, przez szosy i drogi, niesie nas po torach, a jak się dobrze przygotować mentalnie, to i powiezie nas po autostradach - ale nie jest to muzyka na 140-180km/h, a zdecydowanie bardziej na 90-120km/h. Jak prawie całe do zestawienie. Piękne melodie, wszystko na 4/4, żadnych niespodzianek, równe tempa, żadnych zygzaków. 

"Back On Top"  - Van Morrison

Piękna płyta, której recenzję początkowo chciałem umieścić w "cyklu głównym" Płyt na Polską Jesień, ale która zdecydowanie lepiej nadaje się na podróż, niż do słuchania w domu. Zapewniam Was, że oczywiście można jej słuchać z wielką przyjemnością i w domu, ale w podróży odkryje przed Wami piękno zupełnie zaskakujące, które właśnie podczas trasy ukaże się w pełni. Doskonała płyta na start podróży. Zaraz po wyjechaniu z miasta. Pierwszy bluesowy numer może jeszcze zagrać na przedmieściach, kiedy trzeba się trochę pomęczyć przy bardziej wartkim ruchu, ale już od drugiego dostajemy baterię emocjonalnej podróży - jak ją opisałem we wstępie - pełna refleksyjność, już pierwsze frazy, nawet nie tyle sugerują, co walą prosto między oczy:

Out on the highways and the by-ways all alone

I'm still searching for, searching for my home

Up in the morning, up in the morning out on the road

And my head is aching and my hands are cold

And I'm looking for the silver lining, silver lining in the clouds

And I'm searching for and

I'm searching for the philosophers stone


Jest to jedna moich "płyt zachodzącego jesiennego słońca". Uwielbiam ją. Każdy numer ma w sobie ten powerbank peregrynacyjnego nastawienia, a jednocześnie daje kapitalną motorykę dopasowaną do przemieszczania się. Konieczne utwory, to "Philosopher's Stone", "Back on Top", "High Summer", "New Biography", "Golden Autumn Day"... Raczej 90km/h. Szybciej niekoniecznie:) 


"Closing Time"  - Tom Waits


Well, my time went so quickly

I went lickety-splickly

Out to my old '55

As I pulled away slowly, feeling so holy

God knows, I was feeling alive


Now the sun's coming up

I'm riding with Lady Luck

Freeway cars and trucks

Stars beginning to fade

And I lead the parade

Just a-wishing I'd stayed a little longer

Oh, Lord, lemme tell you that the feeling's getting stronger


Jedna z moich ulubionych płyt wszech czasów, jednego z moich ukochanych artystów - na pewno mojego ulubionego amerykańskiego poety:) Debiut płytowy tego giganta amerykańskiej muzyki. Płyta cudowna. Kompletna. Nie wyobrażam sobie żadnej podróży bez niej. Jeśli wyruszacie rano, to zacznijcie podróż od niej koniecznie. Ale też, nie w mieście, a już poza nim. Niespieszna, ale rytmiczna. Z pewnością nienudna - różnorodna. Jeśli kojarzycie Waitsa z jego obecnych, późnych, dokonań, to ta płyta Was zaskoczy - jest bardzo ładna, a jego głos jeszcze nie tak przepalony i zniszczony, jak na późniejszych nagraniach. Włączcie, dopasujcie prędkość do warunków jazdy, odpuśćcie sobie radykalne wyprzedzania, zasłuchajcie się w teksty i dajcie się jej ponieść. Ona sama w sobie jest podróżą - podróżą do głębi nas samych, do rzeczy zapomnianych, do tych porzuconych, do tych, co zakopane - w puszce auta, bądź w wyobcowaniu anonimowego tłumu pociągowego, wydobędzie z nas rzeczy, o których myśleliście, że już ich w Was dawno nie ma. Ale o to chodzi też w podróży. 90km/h.

"Slow Train Comming" - Bob Dylan

Bardzo niepozorna i zapomniana płyta Dylana. Moja ulubiona:) Pochodzi z jego tzw. religijnego okresu. Cudowne teksty. Dla każdego wierzącego człowieka jest to lektura absolutnie obowiązkowa - ukształtowała całe pokolenia ludzi szukających co dzień Boga - włącznie autorem tego bloga. Każdy - bez żadnego wyjątku - KAŻDY z tych tekstów jest na wagę złota. Dylan, noblista, autor największej liczby coverowanych przez dziesięciolecia utworów bez podziału na gatunki muzyczne, tutaj swój nietuzinkowy talent zaprzęga w służbę opowiedzenia o tym, czym jego zdaniem jest życie z Bogiem. Nawet jak nie wierzycie, to z czystej ciekawości, warto dać mu się wypowiedzieć - w końcu to Dylan! 

A muzycznie płyta chyba została stworzona do podróży samochodem. Stylistycznie podobna do płyty de Burgha z początku listy - końcówka lat 70tych. Kierownikiem muzycznym projektu był Mark Knopfler - co słychać od początku do końca, Dylan zapewnił mu pełną swobodę - nie tylko oddał partie gitar, ale pozwolił wywrzeć pełne aranżacyjne piętno na swojej muzyce. Każdy utwór ma w sobie magię pokonywanego asfaltu, mijanych krajobrazów, szerokich horyzontów. Pozycja obowiązkowa. Prędkość dowolna - w zależności od inspiracji poszczególnymi utworami.

"Dire Straits" - Dire Straits

Jedyna chyba w tym zestawieniu płyta "oczywista". Jeden z najlepszych albumów do jazdy samochodem, jaki kiedykolwiek powstał. Genialna płyta zespołu - legendy, od której zaczęła się ich wielka kariera. Chyba nie ma kierowcy-podróżnika, który nie "depnął mocniej" choćby raz w życiu do "Sultans of Swing" - mało jest przyjemniejszych połączeń w życiu, niż ich gitary i wrażenie prędkości. Warto zrobić ją głośniej, zwłaszcza, że jak na datę wydania, jest świetnie nagrana. Prosta muzyka, genialna muzyka, piękna muzyka, bez której nie wyobrażam sobie żadnej podróży. Nie zawsze ją włączę, ale zawsze muszę ja mieć ze sobą. Och, jak ona pięknie gra w samochodzie! 

"Eagles" - Eagles

Sporo jest płyt amerykańskich w podobnej stylistyce, które cudownie grają do roadtripów, do podróżowania w kierunku zachodzącego słońca, ale mało lepszych od tej. Amerykanie znają się na podróżowaniu, jak mało kto. Mają do niego najlepsze warunki, najpiękniejsze tradycje. Marzę, by kiedyś wsiąść do samochodu i ruszyć przez Nevadę z "Eagles" w głośnikach. Piękna muzyka, która zapewnia i dobry rytm, a jednocześnie daje trochę wytchnienia od poważnych treści, skupiając się raczej na ogólnych impresjach muzyki mijającej przestrzeni. Prędkości dowolne.

"Graceland"  - Paul Simon

Najważniejsza płyta podróżnicza w moim życiu. No dobra, jedna z trzech najważniejszych:) Uwielbiam ją. Moje jej umiłowanie ma w sobie oczywiście naleciałości z dzieciństwa - była to jedna z ulubionych płyt samochodowych mojego taty, ale zapewniam Was, że jeśli dacie jej szansę w podróży, to docenicie ją w pełni. Idealna na środek podróży. PO szybkim postoju na pozbycie się nadmiaru płynów z organizmu, po szybkiej przekąsce, kiedy łapiecie drugi oddech i odświeżeni wsiadacie ponownie do auta. Jest świetna na przedpołudnie, doskonała na popołudnie, znakomita po zmroku. Bardzo różnorodna, a więc sprzyja podnoszeniu koncentracji, ale jednocześnie w tej różnorodności spójna w pobudzaniu refleksji - mistrzowskie aranże, piękne melodie, świetne teksty, które inspirują, poruszają, czasem odkopują stare słoiki ze skarbami, jak to miało miejsce w przypadku "Closing Time" Waitsa. Boże, jak ja kocham tę płytę. Kapitalne tempo wszystkich kawałków - jest to płyta nagrana z udziałem afrykańskich muzyków, więc rytm jest jej bardzo mocną stroną. Dajcie jej szansę, ona nie "uprzyjemni" Wam podróży, ona sama z siebie, Was w tę podróż zabierze. Dosłownie i symbolicznie. Polecam najgoręcej jak umiem.

"Neopositive" - Stanisław Soyka

Kiedy podróż już trwa, a my od wyjazdu słuchamy muzyki, przychodzi moment zmęczenia słuchaniem. Z doświadczenia wiem, że jego powodem najczęściej nie są decybele, ani muzyka sama w sobie. Stawiam tezę narażając się wszystkim bębniarzom świata, że za to zmęczenie często-gęsto odpowiada zestaw perkusyjny. Warto mieć do wyboru płytę pozbawioną bębnów. Moją ulubioną podróżniczą płytą na wytchnienie od hi-hatu, werbla, stopy i rajda, jest "Neopositive"  Soyki. Pełnowartościowa płyta drogi - w warstwie tekstowej zapewniająca wszystko, co opisaliśmy powyżej jako konieczne, w warstwie stylistycznej oferująca pełne zróżnicowanie - sporo akustycznego gitarowego grania, od dylanowskiego "Like A Rolling Stone", przez sojkowy evergreen "Tolerancję", po genialne "Handwriting On The Wall". Kompletność płycie zapewniają dwa utwory niezwykłe, które w Waszej podróży okażą się bezcenne - chyba najpiękniejszy erotyk w polskiej muzyce "Kiedy Jesteś Taka Bliska", oraz wieńczący album Norwid, który Soyka uczynił hymnem - "Moja Ojczyzna" przez niego wyśpiewana, gdy zagra w Waszym samochodzie podczas podróży przez naszą kochaną Polskę zabrzmi przepotężnie. Nie musicie mi wierzyć na słowo. Możecie sprawdzić sami. Naprawdę warto.


Ok, na tym zakończę, gdyż pisząc to zestawienie, odbyłem w myślach, specjalnie dla Was, mnóstwo tras mojego życia - w godzinę przebyłem tysiące kilometrów, ze wszystkimi tego konsekwencjami. A podróż to też zmęczenie. Muszę odpocząć. Wy też o tym pamiętajcie - jedźcie ostrożnie, róbcie przerwy, jedzcie kanapki, pijcie kawę i herbatę, uważajcie na siebie i innych. So long! 


Fan Tottenhamu Hotspur, LA Lakers i starych Mercedesów od ponad trzydziestu lat. Kontrabasista folkowy i hiphopowy. Teolog. Uwielbiam Zmartwychwstałego Chrystusa. Kocham żonę i dzieci. Bardzo lubię dobrą muzykę, koszykówkę, mądre książki i efema. Nie chcę dyskutować o moich opiniach. To, co chciałem napisać, to napisałem. Kasuję komentarze trolli. Tutaj ja decyduję kto jest trollem. Pracowałem jako moderator forum ogólnopolskiego bardzo poczytnego serwisu, więc mam ciężką rękę - jeśli Ci się to nie podoba, to jest to zapewne strasznie smutne.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura