Jan Herman Jan Herman
189
BLOG

Jak polubić sąsiada – rzecz o polityce globalnej

Jan Herman Jan Herman Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Poza naprawdę nielicznymi wyjątkami (np. w momencie nowo-osiedlenia) – nie mamy wpływu na to, z kim sąsiadujemy. Ani w „gumniszczu”, ani na kontynencie. Rzecz niniejsza będzie o tym drugim, międzynarodowym przypadku, ale będę sięgał do retoryki międzygminnej.

Bezpośrednią inspiracją do niniejszego – choć temat chodzi po sercu od dawna – jest tytuł notki blogerskiej, której na wszelki wypadek nie otworzyłem do czytania: „Jak pozbyć się rusofilii”. Zrozumiałem, że człowiekowi żyjącemu nad Wisłą zależy na tym, aby jednego z odwiecznych sąsiadów trzymać wciąż w szafie ze straszydłami.

 

*             *             *

Zasadniczy obraz fobii – czytamy w niezawodnej Pedii – to przesadne reakcje zaniepokojenia i trwogi oraz (konsekwentnie) co najmniej niechęci, pomimo świadomości o irracjonalności własnego lęku oraz zapewnień, że obiekt strachu nie stanowi realnego zagrożenia. I wyjaśnia: objawem osiowym fobii jest uporczywy lęk przed określonymi sytuacjami, zjawiskami lub przedmiotami (tu: sąsiadem zza miedzy granicznej – JH), mający charakter nerwicowy i wywołany własnymi projekcjami, w których sąsiad występuje jako dyżurne zło.

Porozmawiajmy.

Każde z nas – i każde z ludzi, z którymi „obcujemy cieleśnie” – jest nosicielem wiązki cech osobowych: wygląd, poziom sprawności, słownictwo, zainteresowania, poglądy i zapatrywania, zachowania codzienne i w chwilach przełomowych, otwartość na ludzi lub jej brak, zajęcie codzienne „w pracy i w domu”, stan rodzinny, itd., itp.

Jak sobie układamy stosunki sąsiedzkie-towarzyskie-rodzinne – zależy przede wszystkim od nas. Nawet jeśli ktoś jest między nami okropny i nie do zniesienia.

Sięgnę po przykład „z grubej rury”, ale znany powszechnie.

Tym przykładem jest Friedrich Wilhelm Albert Victor, Prinz von Preußen (książę Prus), syn cesarza Fryderyka III, wnuk panującego do 1888 r. cesarza Wilhelma I, sam późniejszy cesarz Wilhelm II. Matka Wilhelma II – Wiktoria była najstarszą córką królowej Wielkiej Brytanii o tym samym imieniu, a więc był przez nią potomkiem Welfów i linii ernestyńskiej Wettinów. Dzięki babce cesarzowej Auguście, małżonce Wilhelma I, wnuczce cara Pawła I, siostrzenicy Aleksandra I i Mikołaja I, płynęła w Wilhelmie również krew rosyjskiej dynastii Romanow-Holstein-Gottorp.

Otóż miał on pecha: przy ciężkim porodzie kontuzji uległa jego lewa ręka, a że wtedy wszystko co chrome było w ludzkiej niełasce – to i mały Wiluś cierpiał psychicznie i poddawany był „leczniczym torturom”. Rodzina – niemała przecież, międzynarodowa, obejmująca kilkanaście europejskich dynastii – musiała co dzień przełykać gorzką pigułkę: oto jeden z delfinów-następców wygląda kulawo nie nieszlachetnie.

W małym, dyskryminowanym niesprawiedliwie chłopcu rodziła się specyficzna więź z rodziną: należał do niej, co oczywiste, ale ona traktowała go trochę trędowato. Próbował kochać matkę i babcię (obie Wiktorie), ale przecież widział i wyczuwał, że nie jest ich oczkiem w głowie. Próbował towarzyskich zabaw z kuzynami i rówieśnikami (portrety pokazują niemal klako-podobieństwo między Carem Mikołajem II, Cesarzem Wilhelmem II oraz Królem Grzegorzem V), próbował to wpisywać się w rodzinne historie (będące zarazem historiami dyplomatycznymi) – ale prędzej czy później kończyło się na niechęciach, unikach, grach zakulisowych.

Co roku w wakacje „wielka rodzina” królowej Wiktorii zjeżdżała się w duńskiej miejscowości  Fredensborg, gdzie do dziś mieści się letnia rezydencja monarchii duńskiej. Jedni przyjeżdżali, inni wyjeżdżali, młodzież brykała, starsi spiskowali o Europie, normalna wakacyjna integratka. Ale chromy Wilhelm nie był stałym uczestnikiem tych zjazdów, był z nich wykluczony. Nie dziwota, że w duszy i czynach miotał się miedzy przyjaźniami a nienawiściami, wiele rzeczy robił tylko po to, by „się popisać” albo by „dopiec krewniakom”.

Skróćmy: we Fredensborgu zrodziła się idea wyeliminowania Habsburgów, największych konkurentów „rodziny wiktoriańskiej”, z gry o Europę. Podręczniki tego nie mówią, ale zamach w Sarajewie uknuto właśnie tam.

Może i Austro-Węgry przebolałyby stratę następcy tronu, ale otrzymały przewrotne wsparcie od Kaisera Wilhelma II, który pomyślał, że można krewniakom „dać popalić”. Tak więc pośród dziesiątków rozmaitych sojuszy między europejskimi państwami – wykrystalizowała się wojna między Trójprzyperzem ( Dreibund) a Ententą. Na skutek wojny zniknęła z politycznej powierzchni ziemi dynastia Habsburgów (cel zamierzony), ale też zniknęła dynastia Romanowów (zastąpiona bolszewizmem) i dynastia Hohenzollernów (chromy kuzyn Wilhelm II został oskarżony o całe zło I Wojny i ukrył się w Holandii, a Niemcy obciążono drakońskimi reparacjami).

Zwycięstwo dynastii brytyjskiej – która praktycznie sama została hegemonem Europy – okazało się pyrrusowe, bo wkrótce Europę skolonizowali Amerykanie, zrobili mega-biznes na fuzjach gospodarczych z Niemcami i doprowadzili do „korekty” II-wojennej. I w dodatku zostali zwycięzcami II Wojny, choć to oni za pomocą nazistów do niej parli.

 

*             *             *

Rosja – w której dominującą rolę odgrywają Słowianie – jest naszym największym liczebnie i gospodarczo sąsiadem. Tak, Czytelniku, gospodarczo też, bo liczę zasoby, a nie tylko potencjał finansowo-obrachunkowy.

My zaś jesteśmy krajem słowiańskim, który uparcie – mimo odwiecznego traktowania nas jak siermiężną prowincję – udajemy przed sobą, że jesteśmy gdzieś między Paryżem, Londynem i Rzymem. Z tej tez pozycji mamy „ruskich” za barbarzyńców i odwiecznych wrogów, choć tego kompleksu nie mają Rzymianie, Londyńczycy albo Berlińczycy.

Leczymy swoje kompleksy zadając się z zamorskim wrogiem Rosji, który nigdy nic dobrego dla nas nie zrobił i nie zrobi, ale jest nam „bratem” w rusofobii. Amerykanie taktycznie udają rusofobię, my zaś ja rzeczywiście „wyznajemy” żarliwie.

Prędzej czy później odegramy w świecie rolę chromego Wilhelma II Hohenzollerna – i dobrze nam tak.

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka