Michał Gąsior Michał Gąsior
72
BLOG

Idzie Nowa Prawica?

Michał Gąsior Michał Gąsior Polityka Obserwuj notkę 45

Gdzieś z prawej strony pękającego w szwach politycznego centrum robi się miejsce dla nowego tworu. Nowej partii, która zbierze do kupy zapomniany i rozczarowany konserwatywny elektorat.

 

Historia uczy, że na polskiej scenie politycznej jest przestrzeń dla partii o specyfice narodowo-chrześcijańskiej. W ostatnim dwudziestoleciu, krótkim żywocie parlamentaryzmu w Polsce, mieliśmy do czynienia z kilkoma przypadkami, które idealnie dowodzą tezie, że skrajna prawica nie zawsze zmagała się z etykietą radykalizmu i politycznego ekstremizmu. Co więcej, często odgrywała rolę języczka uwagi.

Zaczęło się od ZChN, partii założonej w 1989 roku przez działaczy Solidarności, Niezależnego Związku Studentów i młodzieżowych organizacji katolickich. Dziś Zjednoczenie Chrześcijańsko Narodowe nie funkcjonuje w dawnej formie struktury partyjnej, ale jako rozproszona konstrukcja współpracująca z organizacjami społecznymi. Nie należy jednak zapominać, że pozostaje matecznikiem wielu polityków z dzisiejszej „pierwszej ligi”. Nazwiska takie jak Antoni Macierewicz, Ryszard Czarnecki, Marek Jurek i Stefan Niesiołowski niewątpliwie mogą służyć jako ogólnikowy wskaźnik do oceny politycznej siły ZChN z lat 90. Co istotne i warte podkreślenia w kontekście poruszanej kwestii, partia ta wyborcze sukcesy zawdzięczała programowi prawicowemu aż do bólu.

Jak skończyły się polityczne wojaże Ligi Polskich Rodzin wszyscy dobrze wiemy i pamiętamy. Mimo kompromitującej dekadencji w atmosferze upokorzenia i wstydu nie sposób jednak nie zauważyć, że partia Romana Giertycha na radykalnym narodowo-chrześcijańskim programie zbiła spory polityczny kapitał. Być może poparcie rzędu ośmiu procent w wyborach parlamentarnych w 2005 roku nie robi oszałamiającego wrażenia, ale już współuczestnictwo w mniejszościowym rządzie Kazimierza Marcinkiewicza z pewnością tak. Warto także przypomnieć sobie, jakimi hasłami w sensie ideologicznym posługiwali się LPR-owcy. Z pewnością nie były to te frazesy, które dziś wiązane są z postępem i nowoczesnością, a więc dotykające problemu równouprawnienia kobiet, tolerancji wobec mniejszości seksualnych i rozdzieleniem państwa od kościoła. Więcej, LPR często wręcz ocierał się o postawy ksenofobiczne i nietolerancyjne, co było podstawą do wielu oskarżeń.

Dziś ciężko wskazać na arenie politycznej partię, która konsekwentnie dąży do realizacji programu wyborczego wywodzącego się z głęboko prawicowego nurtu. Wyraźnie zapanowała moda na hasła lewicowe, zarówno w sferze światopoglądowej, jak i gospodarczej. Lewicuje Platforma, lewicuje PiS, a przecież obie te partie, przynajmniej na papierze, przedstawiają się jako konserwatywne. Co prawda to właśnie ekipa Kaczyńskiego w ostatnich latach przyciągała elektorat skrajnie prawicowy, osierocony agonią najpierw ZChN, potem LPR, ale ostatnia sytuacja polityczna (między innymi wybory prezydenckie) wykazuje wyraźny skręt w lewo, jak może się wydawać najbardziej namacalny od początku istnienia partii. Summa summarum PiS powoli rozczarowuje środowiska narodowo-katolickie, z których potencjalnie mógłby wycisnąć więcej wyborczych profitów.

Gdzie uciekają te procenty? Na pewno po części rozkładają się na mniejsze ugrupowania, które funkcjonują jednak w sferze politycznego planktonu, jako frakcje bądź ruchy pozaparlamentarne. W tym miejscu nie sposób nie wymienić Prawicy Rzeczpospolitej, partii można by rzecz niszowej i symbolizującej raczej niespotykany upór i determinację aniżeli polityczną mentalność zwycięzcy. PR nie ma żadnej siły oddziaływania. Jeden procent zdobyty przez Marka Jurka w wyborach prezydenckich wskazuje na to, że taki pułap jest szczytem możliwości. Lepiej być raczej nie może, wyłącznie gorzej, a to „gorzej” oznacza po prostu strącenie w polityczny niebyt.

Myślę, że w ostatnich miesiącach powstało jednak coś, co nazwałbym żyznym gruntem pod nową prawicową partię. Dlaczego? Czynników jest kilka. Pierwszy to przesunięcie niemal całego pola partyjnego w lewą stronę, czyli ku wyborcom zorientowanych na lewicową mentalność. Drugi, a być może najważniejszy, związany jest z nadzwyczajną aktywizacją części narodowo-katolickiej po katastrofie smoleńskiej. Kto wie czy Ruch 10 Kwietnia w przyszłości nie stanie się fundamentem nowej partii… Na razie łączy przede wszystkim zwolenników pewnej koncepcji pod kątem katastrofy i śledztwa w jej sprawie, ale gdy katastrofa wytraci swój polityczny potencjał być może na gruncie swoistego mitu założycielskiego powstanie spójna wizja poglądów nie tylko w wąskim spektrum. Jest więc fundament: ruch społeczny, jest mit założycielski: katastrofa smoleńska, jest także grono aktywistów. Poza tym nie należy zapominać, że środowisko Radia Maryja i Naszego Dziennika tak naprawdę nie ma w tym momencie politycznego patrona. PiS jest „za miękki”, potrzeba więc alternatywy. Nowy ruch jak najbardziej mógłby spełniać te kryteria.

Wniosek jest prosty. Zabetonowany system partyjny kruszeje z prawej strony. Być może ledwo zauważalnie, ale jednak.

michalgasior1@gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (45)

Inne tematy w dziale Polityka