Michał Szułdrzyński Michał Szułdrzyński
186
BLOG

Przepraszam, że nie znienawidziłem Jarosława Kaczyńskiego - czyl

Michał Szułdrzyński Michał Szułdrzyński Polityka Obserwuj notkę 86

Miałem nadzieję, że po wyborach, kiedy wygrała Platforma Obywatelska, przestanie być używany argument, że ktoś uchodzi za propisowskiego dziennikarza, publicystę lub naukowca, a z kolei inny jest antypisowski. Zgoda, rządy PiS były nacechowane gigantyczną polaryzacją i choć taki podział uważam za niesłuszny, można go było jakoś zrozumieć.

Pamiętam jakąś sesję naukową niemal dwa lata temu, na której socjologowie podzielili się według linii sympatii politycznych. Ktoś całkiem na serio powiedział wówczas, że ci, którzy atakują rząd utworzony przez PiS to socjologowie obiektywni, ci, którzy go bronią - subiektywni. Dokładnie tak samo było, gdy jedna gwiazda polskiego dziennikarstwa nazwała tych, którzy nie potępiają absolutnie wszystkiego, co robił PiS - TPPR (bodaj Towarzystwo Publicystów Popierających Rząd - młodszym przypomnę, że to aluzja do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej). Mechanizm ten zresztą działał w obie strony - niemal każdego, kto go krytykował PiS uważał za sprzymierzeńca układu. Obrywało się nawet autorom o sympatiach konserwatywnych - których w wywiadzie dla Rzepy Jarosław Kaczyński nazwał autorami, „którzy dotąd, acz niejednokrotnie złośliwie krytyczni, zachowywali jednak pewną miarę." Ostrzegał ich, że by krytykując PiS „się zastanowili nad tym, czy nie pracują nad powrotem do czasów przedrywinowskich, i to w bardzo zaostrzonej formie."

Łudziłem się jednak, że ta wojna pisowsko-platformowa ucichnie, gdy PO dojdzie do władzy.

Nic takiego jednak się nie stało. Wciąż tropi się tych, którzy nie dość ochoczo krytykowali Kaczyńskich, a żart - krytykowaliśmy rząd teraz dla odmiany krytykujmy opozycję - przestał śmieszyć. Z kolei krytyków obecnego rządu często nazywa się frustratami, odreagowującymi wyborczą klęskę PiS.

Polowanie na nieobiektywnych dziennikarzy i publicystów wciąż trwa. Dobrze wyraził to jeden z blogerów pisząc, w którejś z dyskusji przy okazji mojego tekstu, iż skoro on uznaje moje teksty za idące po politycznej linii partyjnej PiS, to nie jestem obiektywny. Nie wiem w jaki sposób krytyka sytuacji w PiS po wyborach (w Rzepie), reakcji klubu na odejście Zalewskiego i Ujazdowskiego (TokFM), czy krytyka stosunku PiS do zachodniej polityki PO należą do linii partyjnej PiS, ale wybaczą Państwo, że nie będę udowadniał, że nie jestem wielbłądem i tłumaczył się z tego kiedy za co i dlaczego chwaliłem lub krytykowałem PiS i kto mi za to zapłacił. Problem polega na niesłychanym uproszczeniu intelektualnym, polegającym na założeniu, że kto zgadza się z PiS, nie jest obiektywny. Obiektywni są więc przeciwnicy PiSu. Zarówno naukowcy jak i dziennikarze.

Taka dyskusja nie ma sensu podwójnie. Po pierwsze każdy ma jakieś poglądy polityczne. Mój problem polega na tym, że rzeczywiście w wielu sprawach zgadzam się z partią Jarosława Kaczyńskiego. Jest jednak sporo spraw, w których się z nią dramatycznie nie zgadzam. Ponieważ uważam, że PO w wielu punktach swego programu jest zbieżna z PiS, w bardzo wielu kwestiach jej stanowisko jest mi bliskie. Co gorsza, zdarza mi się, podzielać zdanie polityków lewicy a nawet intelektualistów związanych z lewicową Krytyką Polityczną. W jakiej części mych poglądów jestem obiektywny, a w jakiej nie? Kto będzie decydował o tym, które moje wypowiedzi są obiektywne? Czy zbieżność z „partyjną linią" PiS wyznacza granice mojego obiektywizmu?

Dzielenie na autorów PiSowskich i obiektywnych obarczone jest jeszcze innym poważnym błędem. Otóż wymaga posługiwania się wieloma aksjomatami, które mają się nijak do tego, o czym naprawdę piszą autorzy. W moim ostatnim pisie napisałem paszkwil na ministra Ćwiąkalskiego. Wniosek dla większości polemistów był prosty - wychwalam ministra Ziobrę. Tak się składa, że umiarkowanie pozytywnie oceniam ostateczny bilans jego urzędowania. Ale akjomat głosi, że Zbigniew Ziobro jest zbrodniarzem i manipulatorem. Wobec tego wszelka krytyka ministra Ćwiąkalskiego to obrona Ziobry - wówczas dyskusja schodzi na manowce.

Innym aksjomatem jest twierdzenie, że Adam Michnik jest nieomylny. Kto nie podziela zachwytu nad jego osiągnięciami z pewnością jest zawistnym, antysemickim małym człowiekiem. Jakiekolwiek niepochlebne słowo o redaktorze naczelnym Gazety na Salonie wywołuje burzę - kim ty jesteś, żeby krytykować Adama M. Blogerzy zresztą przejęli od redaktora Michnika jego nową metodę polemiczna, ponieważ sugerowali już trzem osobom, o których pisałem, by mnie pozwały do sądu (Jackowi Żakowskiemu, Robertowi Biedroniowi i właśnie Adamowi Michnikowi).

Kolejne aksjomaty to nieomylność Władysława Bartoszewskiego we wszystkich sprawach, nienawiść Jarosława Kaczyńskiego do inteligencji, polityka zagraniczna ostatnich dwóch lat była złożona z samych klęsk i porażek. Podważenie któregokolwiek z nich powoduje natychmiast równie gwałtowną, co niemerytoryczną reakcję.

Drugim, prócz braku obiektywizmu typem pseudoargumentów odgrywających rolę wytrychów jest to, gdzie dany autor pracuje. Tak się składa, że prawie każdy publicysta związany jest z jakimś medium, w związku z czym każdemu ktoś płaci. Czy jest to Axel, Agora czy jakikolwiek inny wydawca. Każdy wydawca skądś się wziął, każdy prawie ma swoje polityczne i biznesowe interesy. Zamiast odnosić się do tego, co autor napisał, lepiej zastanowić się nad tym, kto ile mu płaci. Dzisiejszy przykład to notka pod tekstem Łukasza Warzechy - skasowana zgodnie z przyjętą przez niego zasadą usuwania wszystkiego, co niemerytoryczne - zajmująca się głównie tym, w jaki sposób autor wysługuje się swemu wydawcy, w jaki sposób to Niemcy wpływają za pomocą Faktu na wydarzenia w Polsce.

Po raz kolejny warto przypomnieć, że Salon24 jest miejscem komentarzy, a więc z definicji nieobiektywnych ocen rzeczywistości. Jednak obiektywizm ma wiele znaczeń. Może istnieć czyjaś opinia, z którą się gruntownie nie zgadam, niemniej poparta doskonałą argumentacją. Nie wystarczy wówczas mi tylko się nie zgodzić, muszę wówczas się nagłowić, by znaleźć swoją argumentację, równie dobrą. Można przeczytać poglądy, z którymi się zgadzam, ale żenujące uargumentowane - wówczas sytuacja jest podobna.

Natomiast zmiana polemik w bluzg, zarzuty kto komu ile płaci i za co i odmawianie części komentatorów do posiadania swoich własnych poglądów sprawia, że taka dyskusja nie ma sensu. Absolutnie nie twierdzę, że blogerzy na salonie są zwolennikami lub przeciwnikami PiS lub PO. Chodzi o to, by dyskusje nie były stratą czasu, by komentować nie po to, by potem z satysfakcją pomyśleć - ale mu przywaliłem, dobrze mu tak wstrętnemu ... (wstaw Pisowcowi, Platformerowi czy Komuchowi), lecz po to, by wypróbować argumenty i spróbować dojrzeć pod polityczną skórą głębsze mechanizmy i zjawiska. Właśnie to jest celem pisania politycznych komentarzy, czasem złośliwa, czasem zabawna, a czasem - gdy zdarzy się gorszy dzień - mniej trafiona, próba zrozumienia arkanów polskiego życia politycznego.

A zatem miłego blogowania w Nowym Roku! 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka