delfina delfina
563
BLOG

Kolejne starcie: "Róbta co chceta" kontra "Bóg, Honor, Ojczyzna"

delfina delfina Kultura Obserwuj notkę 0

 Oto nastał czas Wielkiej Orkiestry. Jej wyznawcy ochoczo wrzucają drobne, wzruszeni widokiem zmarzniętych buziek małoletnich zbieraczy. Z lokalnych obserwacji – średnia wieku zbieraczy stale maleje. Jeszcze kilka lat, a wrzucając do puszek drobne głaskać będziemy główki uroczych przedszkolnych pacholąt. Nie mam zamiaru tworzyć peanów na cześć inicjatywy p.Owsiaka ani też jej w czambuł potępiać. Stanowi jednak ona dobry punkt wyjścia do rozważań na temat modelu społeczeństwa.Jeżeli ktoś myśli, że mamy do czynienia li tylko ze zwykłą fundacją zbierającą piniądze na szczytny cel, powinien przetrzeć połączenia neuronowe wewnątrz mózgu. Wielu już na ten temat pisało ale powtórzyć wypada – w pakiecie obok dobroczynności otrzymujemy określone wzorce postaw i zachowań przedstawianych jako właściwe przez ateistycznego pasterza młodocianych i nieco starszych - „ojca” Jerzego. Do podstawowych należy aprobata dla indywidualizmu w formie skrajnej czyli sławne „róbta co chceta”. Ponieważ idea ta powiązana jest bezpośrednio z dobroczynnością zyskuje w naszych mózgach automatycznie konotacje pozytywne. Mimowolnie chcemy ubierać się bardziej kolorowo, realizować swoje marzenia oraz dostarczać sobie przyjemności wszelakich o ile nie szkodzą innym. To trend w czystej postaci i z pozycji ateistycznych ciężko mu się oprzeć. Na marginesie dziwię się, że nikt nie proponował p.Owsiakowi udziału w reklamie książki „50 twarzy Greya”. Trzymałby ją w dłoniach, wysuwał ku widzom swe rumiane, budzące zaufanie lico, mówiąc: „Czytajta i róbta co chceta”. Efekt murowany a i stopień oczytania w naszym przaśnym społeczeństwie nieco by wzrósł.

Oczywiście istnieje trend przeciwny. Ponieważ p.Jerzy niestety nie ma najlepszych relacji z hierarchią kościelną, reprezentuje alternatywny system wartości oraz stanowi konkurencję w branży zorganizowanego altruizmu wobec Caritasu, Kościół ustami „swoich” publicystów głosi krytykę p.Owsiaka i jego dzieła. Co bardziej uczonym ogłasza się, że skrajny indywidualizm „owsiakowej” myśli filozoficznej (bo przecież jest to jakaś filozofia) atomizuje i rozbija społeczność. Wolontariuszy orkiestrowych należy zatem omijać szerokim łukiem a najlepszy spacer tego dnia to tylko do kościoła i z powrotem. Prostaczkom wystarczy przekazać, że Owsiak, to sługa szatana, zło wcielone, Żyd, gej i dawanie mu drobniaków obraża Przenajświętszą Panienkę. Nawet jeżeli przez powyższą bierność trochę ludzi (tych najstarszych i najmłodszych) pozostanie bez lekarskiej pomocy to trudno – w imię zachowania spoistości narodowej należy na to przystać – korzyści w postaci upadku Orkiestry i jej filozofii są większe niż straty.

Trochę, na fali emocji, wykonałam zbędne proowsiakowe wartościowanie. Trudno. Nie ukrywam, że dla mnie idealnym rozwiązaniem jest powszechne uczestnictwo w samym akcie dobroczynności z zachowaniem zdrowego rozsądku, czyli odrębności ideowej. Mogłoby to wywołać efekt wzajemności i większe wsparcie Caritasu przez osoby niezwiązane z Kościołem Katolickim. Polacy są mistrzami takich chwilowych teatralnych gestów. Ot taka moja kobieca wrażliwość.

W tym miejscu (lepiej późno niż wcale) dochodzimy do kluczowego pytania. Co jest ważniejsze jednostka czy społeczność? Pytanie pozornie proste. Oba systemy totalitarne XX w. deklarowały wyższość grupy społecznej (komunizm), narodu (faszyzm) nad jednostką, która stanowiła jedynie mięso armatnie konieczne do realizacji idei. Oba powyższe systemy kodują się w naszej świadomości, a nawet podświadomości, skrajnie negatywnie, jako zło absolutne. W jakimś stopniu wynika to z tego, że oba powyższe systemy traktowały nasz naród nawet nie jako mięso armatnie, najwyżej jako nawóz potrzebny do chodowli właściwego, jedynie słusznego, mięsa armatniego. Z trudem przyjmujemy do wiadomości, że prymat społeczeństwa, narodu nad jednostką nie musi występować w formie skrajnej – totalitarnej. Udanymi przykładami takich struktur społecznych są np. Japonia i Singapur. Oba powyższe kraje nie są tworami totalitarnymi (w odróżnieniu od Chin, których za przykład brać nie polecam). Jakkolwiek w obu tych krajach istnieją subkultury anarchizujące jednak nie zyskują one na razie szerszego poparcia i hasło „róbta co chceta” uznane by tam zostało przez ogół jako twór pozytywnego, zwariowanego demagoga całkowicie oderwanego od rzeczywistości.

W Europie ery postzimnowojennej nadal dominuje pogląd o wyższości ideologii prymatu jednostki nad społeczeństwem. Na tą ideologię postawili również liderzy Platwormy Obywatelskiej i (na razie) mogą czuć się bezpieczni. Wyraźnie widać to w reakcjach społecznych na przypadek doktora G. czy też pani Blidy lub pani Sawickiej. Sprawcy stają się, w oczach skołowanych medialnie rodaków, ofiarami ponieważ aparat przymusu odebrał im godność. W systemie zakładającym wyższość zbiorowości nad jednostką utrata godności przez sprawcę stanowi zło konieczne ale akceptowalne. Poprzez nieproporcjonalne użycie aparatu przymusu (w tym przypadku nocnych przesłuchań) wzmacniany jest efekt odstraszania przed popełnianiem czynów prawnie zabronionych. Uzyskany efekt – poprawa bezpieczeństwa w skali makro jest jak najbardziej pozytywny. Warto przy tym wspomnieć, że w przypadku doktora G. osoby podejrzane o wręczanie korzyści nie działały w celu uzyskania np. korzystnego kontraktu lecz w przeświadczeniu, że przyczyniają się do ratowania zdrowia i życia, co w zasadzie można podciągnąć pod stan wyższej konieczności. Mimo to rozważania, czy należało poświęcić ich godność dla dobra ogółu uważam za całkowicie uzasadnione.

Niestety partia Prawo i Sprawiedliwość jak i publicyści z nią związani nie stawiają sprawy jasno: tak, nastąpiło nadmierne użycie aparatu przymusu, jednak korzyści z powyższych działań przekraczają straty, a zatem było warto. Pamiętajmy, że drakońskie kary w Singapurze faktycznie przyczyniły się do zdecydowanej poprawy bezpieczeństwa w tym kraju. Zamiast tego czytam, że w zasadzie wszystko było ok tylko ci sprowadzani po nocy podejrzani są jacyś nadwrażliwi a opisujący sprawę dziennikarze mediów zależnych to cwaniaki i idioci. Zresztą mam wrażenie, że temat dbałości o bezpieczeństwo spadł na liście priorytetów PiS na dalsze miejsce. Dominuje Smoleńsk i cierpliwe czekanie na taki paroksyzm kryzysowej choroby który władzę przyniesie na złotej tacy protestów społecznych. Powiem tylko tyle – szkoda, bo akurat problem bezpieczeństwa na ulicach i w szkołach jest mi egoistycznie bliski z racji silnej więzi emocjonalnej jaka mnie łączy z 14-letnim młodzieńcem któregom kiedyś w bólach urodziła.

Na koniec pytanie: jaki jest optymalny system dla naszych kochanych, lekko sarmackich rodaków? Czy istnieje jakiś złoty środek między „róbta co chceta” a modelem chińskim? A może należy podążyć w stronę jakiejś skrajności w imię dominacji wolności nad porządkiem lub na odwrót? Moim zdaniem jeżeli nasz dobry wujek – Unia Europejska upadnie, znajdziemy się samotnie między Rosją a Niemcami i żarty się skończą – przetrwamy tylko jeżeli zewrzemy szeregi i postawimy na porządek i dyscyplinę. Jako zbiorowisko indywidualistów i hedonistów szans nie mamy żadnych. Rozegrają nas jak dzieci. Zresztą może już rozgrywają. Będziemy wtedy wspominali czasy”róbta co chceta” i innych Woodstoków z nostalgią i nutką rozrzewnienia. Niestety alternatywą dla rządów silnej ręki i jedności narodowej pozostanie wtedy priwiślański kraj albo generalna gubernia. Żadni marines w naszej obronie z nieba nie spadną a i hasło „jedna bomba atomowa i wrócimy wnet do Lwowa...” też możemy włożyć między bajki. Nasi bracia spod gwiaździstego sztandaru nie zaryzykują grzyba atomowego w obronie kraju, o którym, w zdecydowanej większości” nie wiedzą gdzie się znajduje.

Na razie jednak UE ma się......jakoś. Jeszcze dycha. Może przetrwa ten okres zapaści i kiedyś wypłyniemy na szerokie wody dominacji nad światem całym a w dalszej perspektywie nad Układem Słonecznym.

Póki co od tych dwudziestu kilku lat karnawał wolności trwa. Wiem – ułomnej, pozornej ale jednak. Mogę tego samego dnia wysłuchać kazania nadkobiety Szczuki Kazimiery o wyższości damskich bogiń pogańskich nad patriarchalnym, chrześcijańskim, plugawym zabobonem a następnie udać się np.: do Klubu Ronina aby dowiedzieć się o potrzebie ostatecznego uciszenia nosicieli wrażych postaw antynarodowych. W roli proroka nowej inkwizycji znany reżyser i performer Braun Juliusz. Ponieważ mam w sobie szczerą potrzebę różnorodności prawdziwie cieszę się z tak szerokiego wachlarza różnorodnych rozrywek jakich dostarcza nam nasza polska rzeczywistość. Jeszcze kiedyś wspomnę to z rozrzewnieniem.

Jak widać jedynie słusznej recepty nie podaję. Może po prostu nie mam kwalifikacji na bycie prorokiem naszych czasów, a może idealny model dla nas w ogóle nie istnieje i skazani jesteśmy na błąkanie się między IV RP (choć system ten wykazywał pewną „kulturę osobistą” i traktowanie go jako skrajność to jednak nadużycie) a „róbta co chceta” w postaci czystej a la Jurek Owsiak? Myślę, że wybór optymalnego wariantu zależy od potrzeby chwili, określonego „zeitgeistu”. To jaki kurs obierze Polska zależy tyleż od nas samych jak i sytuacji w regionie, Europie a nawet świecie. Jak będzie - czas pokaże.

delfina
O mnie delfina

jestem introwertyczką, wolę szum wiatru w górach niż zatłoczone plaże, wolę książki niż tv, preferuję różnorodność nad dyktaturę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura