Zamach na Jarosława Kaczyńskiego - o różnicach pomiędzy Srebrną a Smoleńskiem

                                              Notka na okoliczność 106 miesięcznicy smoleńskiej.

Gdyby kiedykolwiek ktoś dotarł do nagranie rozmowy pomiędzy braćmi Kaczyńskimi z pokładu dolatującego do pogrążonego we mgle lotniska w Smoleńsko  i znaleziono by na nich frazę "Wiesz, co się będzie działo jak tam nie dolecisz" i tak powstałyby teorie spiskowe ponieważ Jarosław tak ma, że nigdy nie przyznaje się do błędu.

Skąd to wiadomo - ano stąd iż mimo, że słowa Jarosława Kaczyńskiego wypowiedziane do jego powinowatego "Ja wiem, że to wszystko było robione dla nas" zostały utrwalone, Kaczyński wysłał do mediów zastępy kaczystowskich polityków, publicystów i internautów z zadaniem przekonywania opinii publicznej o zamachu na jego kryształową cnotę.

W Smoleńsku kontrolerów lotów mimo przez nich wydania komendy "warunków do przyjęcia nie ma" oskarża się o "sprowadzanie na śmierć" - w jednej wersji poprzez skierowanie samolotu w zbocze jaru w bardziej zaawansowanej technologicznie o sprowadzanie w miejsce, gdzie perfidni zamachowcy zainstalowali wybuchy, a wersja w której do postawienia sztucznej mgły zamachowcy użyli elektrowni atomowej też miewa się całkiem dobrze. Znaleziono nawet emerytowanego eksperta do opowiadania o wybuchach w papierowej wycinance.

W sprawie Srebrnej powoli wyłania się kierunek obrony cnót prezesa - poprzez przekonanie opinii publicznej, że to jego powinowaty jest nieuczciwym partnerem w biznesie. Cwaniaczkowato upominającego się o fakturkę Morawieckiego zastąpili szeregowi żołnierze podważający legalność faktury wystawionej przy pomocy nielicencjonowanego oprogramowania*  a w roli strażaka Franka wystąpił mój znakomity kolega.** 

Wiążącej lud kaczystowski wypowiedzi, jak i w przypadku ostatniej rozmowy, prezes znowu udzielł mediom Karnowskich. W przypadku Smoleńska poszedł o jeden most za daleko mówiąc, iż w czasie rozmowy z bratem ten nie mógł mieć informacji o pogodzie uniemożliwiającej lądowanie, podczas gdy mógł od czterech minut i zapewne miał, ponieważ w kolejne cztery minuty po rozmowie przez telefon satelitarny Kazana przekazał pilotom"będziemy próbowali do skutku". Jak znam życie, to prezes mówiący nie to co jest prawdą, tylko to co w oczach jego ludu uczyni go osobą o cechach jeszcze bardziej ponadludzkich (by Zybertowicz) i tym razem posunie się do łatwo wykrywalnego kłamstwa.

Mam wrażenie, iż wobec upadku narracji Macierewicza oraz upadku projektu wieżowców imieniem bliźniaków jedyne co prezesa trzyma w polityce, to skądinąd słuszna wola zatrzymania Ziobry w drodze po władzę na prawicy, ponieważ to pan Zbyszek trzyma dzisiaj w rękach główne sznurki - od śledztwa smoleńskiego, od afery KNF oraz najnowszy - od wyłudzenia od powinowatego Kaczyńskiego świadczeń na rzecz grona osób, do którego  pan Zbyszek nie został zaproszony a budzący zachwyt prezesa Morawiecki nie trzyma nic z czym w PiSie należałoby się liczyć - Morawiecki jest tam za krótko, aby samemu uzbierać kolekcję haków.