Zgodnie z przewidywaniami obserwatorów lokalnej sceny politycznej, Rada Miasta nie podjęła uchwały w sprawie wygaśnięcia mandatu burmistrza Szczecinka Jerzego Hardie-Douglasa (PO). Pod wnioskiem podpisało się 6 radnych z PiS, SLD i SIS Terra, którzy zgodnie agumenotwali, że nie do przyjęcia jest sytuacja, w której burmistrz zatrudniony jest na podstawie umowy - zlecenia w szpitalu, którego miasto jest mniejszościowym udziałowcem.
W emocjonalnym wystąpieniu przewodnicząca Rady Miasta (również PO) zarzucała opozycji hipokryzję i składanie bezzasadnych wniosków. Pan Burmistrz był łaskaw zaś nazwać wniosek radnych "głupotami", jak zwykle wykazując się niebywałym taktem i kurtuazją. Pani Przewodnicząca zbijała argumenty radnych posiłkując się fascynującą preznetacją multimedialną na temat szczecineckiego szpitala, zmieniając dyskusję w miniwykład, czy, jak kto woli, propagandową szopkę.
Co do samego wniosku - oczywistym było, że wniosek przepadnie. Platforma Obywatelska ma bowiem w RM bezwzględną większość i Ci, którzy nazywali wniosek polityczną szopką (czy bardziej drastycznie - hucpą), przypadkiem mieli w tej sprawie rację. Ja jednak patrzę na tę sprawę z innej perspektywy i inne jest także moje uzasadnienie takiego nazywania wniosku, którego cel był, skądinąd, słuszny.
Wydaje się, że radni postanowili zaczerpnąć z niewyczerpalnych pokładów podobnych pomysłów, które zalegają w ich macierzystych partiach na szczeblu centralnym. To bowiem ogólnokrajowa opozycja parlamentrana lubuje się w składaniu wniosków o wotum nieufności, które w sposób oczywisty skazane są na niepowodzenie albo zwoływaniu debat na których bije w rząd jak w bęben, a posłowie koalicji zazwyczaj odpowiadają jej w grubiańskich słowach lub z kompletnym brakiem wstydu przeczą widocznym gołym okiem faktom. Tak więc należałoby tłumaczyć ten wniosek - chęcią medialnego zaistnienia, próbą zasygnalizowania istniena jakiejkolwiek opozycji w zdominowanym przez PO mieście, wywołania politycznej awantury czy zasygnalizowania ważnego problemu noszącego znamiona konfliktu interesów - bo przecież nikt chyba przez chwilę nie wątpił, że PO nie zdoła tego wniosku utrącić. Tyle tylko, że co sprawdza się w Sejmie, w warunkach lokalnych ma znikomą siłę rażenia. Gdyby jeszcze próbowano zorganizować referendum w sprawie odwołania Pana Burmistrza, mogłoby to zainteresować mieszkańców miasta, ale próba odwołania go przez RM w okresie wakacyjnym, bez nadziei na uzyskanie większości, niestety, naraża lokalnych polityków opozycji na śmieszność.
Zgadzam się, sytuacja w której burmistrz miasta, będącego posiadaczem bodajże 49% udziałów w szpitalnej spółce (resztę stanowią udziały powiatu szczecineckiego), jednocześnie pozostaje zatrudniony, nawet jeśli odbywa się to w ramach stosuknu innego niż wynikający z umowy o pracę, jako lekarz w tymże szpitalu, jest dyskusyjna. Więcej, jest dwuznaczna, a nawet naganna etycznie. Zwłaszcza w sytuacji, gdy kilka tygodni wcześniej Pan Burmistrz udowodnił, że potrafi wbrew woli większościowego udziałowca przeforsować zmianę na stanowisku prezesa spółki. Czy więc osoba o takiej "mocy sprawczej" powinna być zatrudniona w de facto kontolowanym przez siebie szpitalu i pozostawać w sferze służbowej podległości wobec prezesa, na którego ma wpływ większy nawet niż formalnie wynika ze struktury własnościowej w spółce?
Pytanie to dość zasadnicze, bo jak miałby Pan Burmistrz zachować się w przypadku lekarskiego strajku zmierzającego do uzyskania wyższych wynagrodzeń. Czy przeważyłaby troska o finanse rządzonego przez siebie miasta, dla którego podwyżki takie byłyby ciężarem, czy raczej lekarska, koleżeńska solidarność? A jeśli to drugie, to czy wówczas Pan Burmistrz nie wykorzystałby swoich wpływów w celu wywarcia nacisku na władze spółki? Oczywiście, można uznać, że osoba w takiej niejednoznacznej sytuacji będzie swoistym politykiem o dwóch twarzach, niczym Dr. Jekyll i Mr. Hyde. Bądźmy jednak poważni - coś trzeba wybrać. Nie można być jednocześnie zwierzchnikiem swojego podwładnego i jednoczęsnie jego podwładnym. Taka sytuacja zaburza hierarchię w zakłazie pracy i doprowadza w rezultacie nie tylko do frustracji władz i zespołu, ale także do niejasności w dziedzinie własności i stosunków z niej wynikających.
Trudno odnieść mi się do zarzutów, które mają jednoznacznie prawny charakter. W moim przekonaniu zachodzić tu może konflitk interesów o iście aferogennym rysie. Tyle, że ustawodawca jest w tej kwestii milczący lub niejednoznaczny, a jak wiadomo, nieodgadnionymi ścieżkami chadza myśl sędziów TK, SN i NSA. W tej materii prawnicy mogą okładać się argumetami dziesiątki lat, a i tak w indywidualnej sprawie rozstrzygnie najpierw większość, a później, być może, sąd na najwyśzym szczeblu.
Jeżeli Pan Burmistrz miałby zostać odwołany to znalazłoby się wiele innych merytorycznych argumentów dla tego rozwiązania, o których postaram się wspomnieć w jednej z późniejszych notek. Próba odwołania burmistrza z powodu raczej o charakterze formalnym wygląda jednak na pewien rodzaj politycznej ekwilibrystyki z użyciem quasi-prawnych narzędzi. Dla jednych to hucpa, dla innych poważny zaczątek do dyskusji. Dla mnie głownie nieprzemyslany krok polityczny, który przyniósł mieszkańcom Szczecinka wrażenie, raczej wątpliwego ze względu na brak jakiegokolwiek zagrożenia, zwycięstwa lokalnej Platformy. Na Pomorzu Zachodnim ten okręt będzie jeszcze długo tonął, a dzięki arogancji Pana Burmistrza, orkiestra z pewnością będzie grać do końca...
I mała niespodzianka od Jaśnie Oświeconego Pana Burmistrza! Tak, tak, decyzja została podjęta. Pan Burmistrz, wbrew swoim wielu wcześniejszym zapowiedziom, będzie jednak kandydował w wyborach samorządowych w 2014 roku i niczym lokalny Napoleon, wezwał swoich przeciwników do wystartowania przeci niemu, zachęcając, aby sięgneli po "tą buławę w plecaku".
Konserwatysta. Miłośnik literatury - od Tolkiena przez Herberta do Hugo. Z zamiłowania historyk, a jak na razie student prawa :)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka