Okres noworoczny obfituje w przeróżne, formułowane zarówno z prawej, jak i z lewej strony sceny politycznej, podsumowania roku minionego i prognozy na rok nadchodzący. Jakkolwiek są one zazwyczaj niezwykle pasjonujące, należy przyznać, że najczęściej albo ocierają się one o banał (podsumowania) albo też bezlitośnie obnażają brak profetycznych zdolności autora (prognozy). Postanowiłem więc, po długiej zresztą przerwie, notkę tę poświęcić bataliom, które czekają nas w nadchodzącym roku, nie próbując jednakże przesądzać o ich wynikach.
BITWA O POLSKĘ - czyli Jarosław Kaczyński kontra Donald Tusk
W rozpoczynającym się właśnie roku 2014 czekają nas dwie kampanie wyborcze - w maju odbędą się bowiem wybory do Parlamentu Europejskiego, zaś w listopadzie pójdziemy do urn w wyborach samorządowych. Być może tytuł nadany przeze mnie temu starciu brzmi trochę zbyt patetycznie - sprowadza bowiem ową "bitwę o Polskę" do rywalizacji dwóch zaledwie konkurentów, ponadto ranga, czy może ciężar polityczny i symboliczny tych wyborów nie jest tak duży, jak ten, który możemy przypisać wyborom parlamentarnym i prezydenckim. Stąd wydaje się, że rok 2014 nie będzie rozstrzygającym dla nowego kształtu polskiej sceny politycznej. Zwycięstwo jednej, bądź drugiej strony wykaże, być może, istnienie lub zastopowanie pewnego trendu, ujawniającego się w badaniach opinii publicznej - a mianowicie wzrostu notowań Prawa i Sprawiedliwości, przy równoczesnym spadku poparcia społecznego dla Platformy Obywatelskiej.
Tendencja ta była diagnozowana już wielokrotnie przez politologów, socjologów i publicystów - słowem, ludzi o znacznie większej świadomości działania pewnych mechanizmów w społeczeństwie - stąd nie wydają się mi tu konieczne rozważania na temat jej przyczyn. Wspomnę tylko, że w dużej części zgadzam się z opinią, iż mamy tu do czynienia bardziej ze słabością Platformy i samego premiera, niż z realną siłą oferty największej partii opozycyjnej. Kilkakrotnie zaistniała sytuacja, gdy notowania obu partii zblizały się, zawsze jednak PiS pozostawał przynajmniej pół kroku za PO. I to mimo licznych, nieraz hucznie zapowiadanych ofensyw legislacyjnych i wizerunkowych, zgłaszania wniosków o wotum nieufności, w tym najgłośniejszego, wniosku o konstruktywne wotum nieufności z prof. Piotrem Glińskim jako kandydatem na premiera. Żadna z tych inicjatyw, mimo oczywistej bezsilności i gnuśności Platformy w sferze rządów, nie przyniosła zmiany lidera w badaniach opinii publicznej. Dopiero rok 2013 przyniósł nam wspomnianą już tendencję wzrostu notowań PiS i gwałtownego spadku poparcia dla rządu. Wydaje się to wszakże zjawiskiem pozytywnym - naturalnym jest, że spadek poparcia dla rządu powinien przynieść wzrost notowań opozycji, tak zaś przez ostatnie kilka lat nie było.
I choć dzisiaj wydawać by się mogło, że zwycięstwo PiS w kolejnych wyborach jest już przesądzone, to zwrócić należy uwagę na to, że w ostatnim czasie premierowi udało się zahamować ostry spadek poparcia społecznego dla jego partii. Trudno uniknąć wrażenia, że stało się to jednak z wykorzystaniem wszystkich dostępnych rządowi środków - od wycięcia wewnątrzpartyjnej opozycji aż po rekonstrukcję Rady Ministrów. Tegoroczne wybory staną się swego rodzaju barometrem, wskazującym na szanse na zwycięstwo w roku 2015. Nie należy zapominać, że nie będą one zbyt miarodajne, z dwóch odmiennych powodów. Pierwszym jest stosunkowo niska frekewncja (w porównaniu do np. wyborów parlamentarnych) w wyborach do PE, drugim obecność i znaczne poparcie dla komitetów lokalnych w wyborach samorządowych. Nie ulega jednak wątpliwości, że w rok 2014 będzie preludium do ostatecznego starcia pomiędzy dwoma tytanami polskiej polityki, które przyniesie kolejny rok.
BITWA O LEWICĘ - czyli Leszek Millerkontra Janusz Palikot
Znacznie mniej poważnie zapowiada się rok 2014 na lewicy. Ten rok będzie bowiem rokiem walki pomiędzy dwoma politykami, która coraz częściej sprowadza się wyłącznie do wzajemnych złośliwości. Rok poprzedni był wyjątkowo łaskawy dla przewodniczącego SLD. Po dwóch latach ostrej walki z konkurentami spod znaku biłgorajskiego filozofa (!) wydaje się, że pozycja Sojuszu jako dominującej partii na polskiej lewicy jest niezagrożona. Jeszcze na początku ubiegłego roku front walki pomiędzy SLD, a Ruchem Palikota przypominał wojnę pozycyjną - czasem jakiś chamski komentarz Palikota na temat SLD, potem zgrabna riposta Millera, następnie wypominanie liderowi SLD więzień CIA, a szefowi RP udowadnianie hipokryzji - ale żadnych liczących się programowych czy wizerunkowych kampanii. Aż chwilę później sondaże Palikota poszybowały w dół tak bardzo, że jego notowania zaczęły się mieścić w granicach błędu statystycznego. Millera utwierdziło to w przekonaniu, że walka o lewicę jest wygrana, zaś Palikot rozpaczliwie poszukiwał nowych pomysłów na uratowanie się od politycznej emerytury. Najpierw mieliśmy niewypał w postaci Europy Plus, w listopadzie zaś wielki, huczny kongres na którym odtrąbiono powstanie nowej partii o irytująco bezczelnej nazwie Twój Ruch.
Sondaże wskazują, że ten upgrade Ruchu Palikota na niewiele się zdał. Stąd powrót do wielokrotnie odgrzewanego i, na szczęście, nie mającego szans na uchwalenie projektu legalizacji marihuany. Miller natomiast stoi z boku i tylko się usmiecha. Ta walka o lewicę przybrała nową postać - dla Palikota to dziś walka o być albo nie być, dla Leszka Millera to walka o to, czy w ewentualnej przyszłej koalicji z PO będzie rozdawał karty.
BITWA O PRZETRWANIE - czyli Polska Razem i Ruch Narodowykontra... wszyscy
Rok 2014 będzie także decydującym dla inicjatywy Jarosława Gowina. Jeżeli partia, niemająca przecież zaplecza parlamentarnego porównywalnego z klubem Solidarnej Polski albo niegdysiejszym klubem parlamentarnym PJN, zdoła utrzymać się na przyzwoitym poziomie poparcia społecznego i uzyska dobry wynik w wyborach do PE, ma szanse znaleźć dla siebie miejsce na scenie politycznej. Jeżeli jednak nie podejmie energicznych wysiłków dla zaistnienia w świadomości Polaków jako poważna alternatywa dla PO i PiS, a nie za zaledwie próbę pozostania przy brukselskim czy warszawskim "korycie" (przepraszam, za sformułowanie), nie będzie dla niej żadnych szans. A Polska straci kolejną szansę na pojawienie się na prawicy poważnej, konserwatywnej i wolnorynkowej inicjatywy.
Profesor Jadwiga Staniszkis w jednym z wywiadów stwierdziła, że Polska Razem popełni błąd, jeżeli jej najbardziej rozpoznawalni liderzy wystartują w wyborach do PE. Pani profesor sama jednak zauważyła, że brak listy w tych wyborach może doprowadzić do tego, że wyborcy zapomną o nowym ugrupowaniu. Otóż dziś dla Jarosława Gowina i innych polityków PR jest kluczowym uzyskanie w społeczeństwie opinii partii zrównoważonej, merytorycznej, ale także takiej, która umie walczyć o swoje postulaty. Bardzo obiecującym jest dla PR jest nawiązanie przez nią współpracy z doświadczonymi samorządowcami. Zwiększa to jej szanse na zaistnienie w wyborach samorządowych, choćby miało ono polegać na popieraniu kandydatów niezależnych. Na plus inicjatywie byłego ministra należy zapisać także próbę budowy ruchu społecznego skupionego wokół akcji Godzina dla Polski. Zebrani tam ludzie - społecznicy, ideowcy, samorządowcy, specjaliści w różnych dziedzinach, przedsiębiorcy i studenci - sprawiają, że partia "żyje", jest wzmocniona solidnym fundamentem społecznym, który dodatkowo wspomagają istniejące struktury partyjne PJN i fachowe zaplecze Republikanów.
Dużo trudniej zaistnieć będzie Ruchowi Narodowemu, którego liderzy zapowiedzieli start w wyborach do PE. Na korzyść Gowina przemawia obecnie także "efekt świeżości", na który nie może liczyć Ruch Narodowy. Podstawowym problemem RN jest fakt, że jego liderzy dość stanowczo odżegnywali się od pomysłu tworzenia nowej partii, a głównym przejawem działalności Ruchu stawał się corocznie Marsz Niepodległości. W wywiadzie dla "Do Rzeczy" sprzed kilku miesięcy Robert Winnicki mówił, że głównym celem RN jesy wykształcenie grupy 1 -2% świadomych obywateli, z czego wynikać miałoby skupienie się RN na działalności wychowawczej czy społecznej. Problem polega jednak na tym, że budowanie owego ruchu społecznego dla przeciętnego Polaka pozostaje dziś niezauważalne. W mediach pojawiają się przede wszystkim organizowane przez RN lub ich konkurentów z NOP marsze, na których prym i tak wiodą stowarzyszenia kibiców. Dobrze, że liderzy RN zauważyli, że, mimo wszystkich tego wad, obecnie politykę w demokracji parlamentarnej prowadzi się przede wszystkim w Sejmie, a największą okazją do wypromowania nowego ugrupowania jest kampania wyborcza.
Odrębną kwestią jest to, do kogo przede wszystkim adresowana jest oferta Ruchu Narodowego. Mimo deklaracji, że RN ma łączyć pokolenia patriotów, wydaje się, że wciąż grupą dominującą wśród jego zwolenników są ludzie młodzi - studenci czy uczniowie szkół ponadgimazjalnych oraz kibice. Stąd informacje o wydarzeniach organizowanych przez Ruch Narodowy znaleźć można przede wszystkim na niektórych wydziałach uczelni wyższych czy w siedzibach organizacji kibicowskich. Należy zauważyć, że obecny elektorat RN, o ile można użyć takiego sformułowania, jest niemalże identyczny z grupą popierającą Janusza Korwina-Mikke. Kongres Nowej Prawicy regularnie wygrywa albo uzyskuje godne pozazdroszczenia poparcie w sondażach... internetowych, co dowodzi dużej popularności Kowina-Mikke w środowiskach uczniów i studentów. Tyle że jeszcze ani razu to poparcie nie przełożyło się na wyniki wyborów - takie, aby umożliwiły wejście KNP do Sejmu. Stąd poparcie dla KNP, i tak jest prawdop[odobnie również w przypadku Ruchu Narodowego, to poparcie wirtualne - deklarowane tylko w internecie, pod wpływem chwytliwych haseł czy przez ludzi, którzy i tak na wybory nie pójdą. Podstawowym zadaniem dla RN jest przebicie się do społeczeństwa z pewnym programem pozytywnym, nie wystarczy bowiem program negatywny, czyli, skądinąd niezbyt oryginalny, postulat zniesienia ładu powstałego po Okrągłym Stole. Może być to jednak trudne, bo Ruch Narodowy jest koglomeratem - organizacji i ludzi - tak zróżnicowanym, że próba sformułowania spójnego programu, przede wszystkim gospodarczego, okazać się może swoistą mission impossible.
Rok 2014 będzie więc decydujący przede wszystkim dla tych debiutujących w polityce inicjatyw (RN założony wcześniej, dopiero teraz pojawia się w sondażach wyborczych), lecz nie tylko. Ważyć się będą losy Europy Plus i dogorywać będzie, według wszystkich znaków na niebie i ziemi, Solidarna Polska. Okaże się też, czy Janusz Korwin-Mikke po raz kolejny przegra wybory. Sondaż Homo Hominiz 16 grudnia wskazuje, że w wyborach do PE. partia Gowina znacząco osłabiła Solidarną Polskę, pozostała jednak bez wpływu na poparcie KNP, co wydaje sie zjawiskiem co najmniej dziwnym - bowiem to KNP jest dużo bliższy programowo Polsce Razem. Pod kreską znajduje się też inicjatywa Palikota i Kwaśniewskiego.
BITWA O ŚWIADOMOŚĆ - czyli Kościół i prawicakontralewica i feministki
Listem biskupów polskich, odczytanym podczas Niedzieli Świętej Rodziny, spór o ideologię gender, będący w istocie próbą przeprowadzenia w Polsce rewolucji seksualnej na wzór zachodni, wkroczył w nową fazę. Do tej pory przed zagrożeniami związanymi z promowanymi postępowymi poglądami na płeć i role społeczne poszczególnych osób, przestrzegali głównie publicyści i dziennikarze, czasami politycy, kojarzeni z prawicą. Nie było jednak zdecydowanego głosu Koscioła, lecz jedynie pojedycnze wypowiedzi biskupów. List duszpasterski postawił jednak sprawę jasno - Kosciół nie może pozwolić na próbę opanowania młodego pokolenia (bo o nie głównie tu chodzi) przez idee sprzeczne z prawem Bożym i naturalnym.
Dość histeryczna reakcja, włącznie z groteskową pikietą profesora Jana Hartmana pod Bazyliką Mariacką w Krakowie, środowisk lewicowych i feministycznych, pokazuje, że, mimo wszystko, są one jeszcze zbyt słabe, by zwyciężyć w tej walce. Stąd słowa o "rozpasaniu i zepsuciu seksualnym duchowieństwa", "polowaniu na czarownice" czy "opresyjnym działaniu Kościoła". Wszystko to słowa, często obelgi, które już słyszeliśmy wielokrotnie. Wskazuja one na to, że, po raz pierwszy chyba, postępowcy zwątpili w swoje zwycięstwo w tej, otwartej już, wojnie o umysły społeczeństwa, w której to oni są niszczycielskimi barbarzyńcami, jak to zgrabnie ujął kideyś Rafał Ziemkiewicz.
Walka ta to jednak nie tylko gender, choć do tego próbują przekonać nas media. To także, a może przede wszystkim, próba sił pomiędzy państwem świeckim, ale przyjaznym wszystkim wyznaniom (taki model jest przyjęty przez naszą Konstytucję i ustawodawstwo), a państwem agresywnie laickim, wrogim każdemu przejawowi tradycyjnie pojętej duchowości i religijności. Być może brzmi to histerycznie, a przynajmniej niezbyt optymistycznie, ale wydaje się, że rok 2014 może być decydujący dla świadomości Polaków w tym zakresie.
To zderzenie cywilizacji, choć nie w huntingtonowskim rozumieniu, to także walka o symbole. Abstrahując od konkretnych przykładów, zapewne nastąpią kolejne próby wyparcia krzyża z przestrzeni publicznej - Ruch Palikota, pardon, Twój Ruch już zapowiedział, że o zdjęcie sejmowego krzyża walczyć będzie aż do Strasburga. Ta walka z chrześcijańską duchowością toczy się, i będzie się toczyć, takze w kulturze, która wydaje się niezwykle podatna na takie działania, jak obrażanie uczuć religijnych chrześcijan czy, to przykład z innej półki, ośmieszanie symboli narodowych. Czeka nas trudny rok...
BITWA O SAMORZĄDY - czyli samorządowcykontra partie polityczne
To spore uproszczenie - wielu wybitnych samorządowców jest przecież, z powodu przekonań lub korzyści politycznych, działaczami partii politycznych. Wydaje się jednak uzasadnionym wyróżnienie pewnej tendencji, według której coraz wieksze znaczenie mają komitety lokalne i polityce niezależni, co udowadniają wybory samorzadowe. To dość pozytywne zjawisko, które pokazuje, że osławiona polaryzacja życia politycznego w Polsce nie sięga najbliższych nam wszystkich samorządów.
W wyniku ostatnich wyborów samorządowych (z roku 2010) dominacja PO i PiS potwierdziła się faktycznie prawie wyłącznie w sejmikach wojewódzkich. W skali ogólnopolskiej komitety inne, niż partie polityczne, uzyskały zaledwie 20 mandatów - 9 mandatów KWW R. Dutkiewicza, 6 Mniejszość Niemiecka, 3 RAŚ i po jednym komitety lokalne w województwach pomorskim i świętokrzyskim. Dominacja partii politycznych, choć nie tak duża, zauważalna była także w radach miast na prawach powiatu. Tymczasem w wyborach do rad powiatów, rad gmin powyżej 20 tysięcy mieszkańców i rad gmin poniżej 20 tysięcy mieszkańców komitety lokalne zgromadziły odpowiednio 38, 55 i 77 procent wszystkich głosów.
Podobnie wygląda to w przypadku wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, a więc głosowania stricte personalnego. W pięciu z 10 największych miast Polski rządzą prezydenci, którzy startowali jako kandydaci niezależni - są to Jacek Majchrowski w Krakowie, Rafał Dutkiewicz we Wrocławiu, Ryszard Grobelny w Poznaniu (formalnie członek PO), Piotr Krzystek w Szczecinie (kiedyś związany z PO) i Piotr Uszok w Katowicach. Pojawiają się plotki, że niebawem moze do nich dołączyć Paweł Adamowicz z Gdańska, skonfliktowany z centralą PO.
Wydaje się więc, że w polityce samorządowej coraz mniej liczą się spory partyjne, przynajmniej na szczeblu powiatowym i gminnym. Jednocześnie czar lokalnych polityków nie uwiódł wyborców w polityce krajowej, czego najlepszym przykładem była porażka Unii Prezydentów - Obywatele do Senatu w wyborach senackich(wprowadzono 1 senatora, Jarosława Obremskiego, i to nie z OdS, ale z komitetu Rafała Dutkiewicza). Moim zdaniem siła ugrupowań lokalnych i niezależnych kandydatów w samorządach będzie tylko rosła, choć rok 2014 pokaże, czy próba odnowienia podziału PiS - PO wpłynie także na sytuację w samorządzie terytorialnym.
I to moim zdaniem, może nie wszystkie (jakby sugerował tytuł), ale najważniejsze batalie, jakie czekają nas w rozpoczętym niedawno roku. Może być interesująco, momentami irytująco, a wreszcie miejscami niebezpiecznie, niezaprzeczalnie czeka nas jednak rok emocji i ważnych wydarzeń, choć nie zawsze wprost zauważalnych.
Konserwatysta. Miłośnik literatury - od Tolkiena przez Herberta do Hugo. Z zamiłowania historyk, a jak na razie student prawa :)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka