Jan Leśny Jan Leśny
41
BLOG

Edukacyjne marnotrawstwo

Jan Leśny Jan Leśny Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

W Polsce kształcenie na poziomie wyższym schodzi, moim skromnym zdaniem, na psy.
 

W moim mieście (110 tys. mieszkańców) jest 11 tysięcy studentów (więcej niż uczniów szkół ponadgimnazjalnych). Na dobrą sprawę powinno to być powodem dumy. Wszak taki boom edukacyjny oznacza większy prestiż, nowe miejsca pracy oraz możliwość uzyskania dotacji z budżetu centralnego i Unii Europejskiej, co w regionie cierpiącym na brak wielkich inwestycji, ma pewne znaczenie. Niestety, nie trzeba być fachowcem od edukacji, aby zauważyć, że jakość już dawno przeszła w ilość. Dumę trzeba czym prędzej schować do kieszeni
 

Uczelniom zależy na jak największej liczbie studentów na płatnych studiach zaocznych, dlatego przyjmują zwykle wszystkich, którzy posiadają maturę i mają czym płacić. Bardzo wiele osób studiuje się na kierunkach humanistycznych, administracyjnych, pedagogicznych i ekonomicznych (ok. 65 % wszystkich studiujących), bo najłatwiej je ukończyć. Tym to sposobem produkuje się wielkie liczby magistrów, którzy nigdy nie będą pracować w swoim zawodzie. Ba, nie będą również pracować w żadnym innym zawodzie, dla wykonywania którego wykształcenie wyższe jest niezbędne.
 

Nie chodzi mi bynajmniej o zniechęcanie ludzi do nauki, tylko o racjonalizację naszych edukacyjnych poczynań. Zamiast studiowania przez pięć lat, załóżmy politologii, wielu młodym ludziom o wiele bardziej by się opłacało ukończenie solidnych kursów językowych uwieńczonych międzynarodowymi certyfikatami lub pogłębienie wiedzy informatycznej, która podobnie, jak prawo jazdy, może być wykorzystana w każdej pracy.
Przy okazji wychodzi też na jaw to, jaka jest autentyczna gotowość młodych ludzi do wytężonej nauki. Studia humanistyczne wygrywają z intensywną nauką języków czy bardziej zaawansowaną informatyką, ponieważ wymagają stosunkowo niewielkiego nakładu pracy, można je realizować z doskoku i niesystematycznie. O wiele trudniej jest nauczyć się porządnie języka niż ukończyć zaocznie taki kierunek jak politologia, historia, administracja czy nawet marketing i zarządzanie.
 

W naszym kraju przyjęto błędne założenie, że im bardziej wykształcone będzie społeczeństwo, tym wydajniejsza będzie praca i przede wszystkim łatwiejsza do zdobycia. Tymczasem niektórym pracodawcom bardziej się opłaca zatrudnienie osoby po maturze niż absolwenta wyższej uczelni, bo magister pojęcie o robocie ma często takie samo jak maturzysta, a oczekiwania większe. Dla polskiej gospodarki wejście rynek kolejnych tysięcy humanistów jest z pewnością obojętne.
 

Przykładem kraju, gdzie wykształcenie ludności ma mizerny wpływ na poziom gospodarki jest też m.in. Rosja. Funkcjonuje tam, odziedziczony po poprzednim ustroju, dobry system kształcenia na poziomie średnim. Absolwenci rosyjskich szkół pod względem wiedzy ogólnej są lepsi od swoich amerykańskich kolegów ze szkół publicznych. Jednak pracownikami są kiepskimi, ponieważ są kiepsko zarządzani i brak im amerykańskiej dyscypliny pracy.
 

Czy jestem wrogiem wykształcenia humanistycznego ? Absolutnie nie. Uważam jednak, że głód wiedzy humanistycznej można w znacznym stopniu zaspokoić drogą samokształcenia, wydając na ten cel symboliczne bądź żadne (przy dobrze zaopatrzonych bibliotekach) pieniądze. Jeżeli uczelnie chcą, aby poziom wiedzy humanistycznej Polaków się poprawił, to powinny organizować więcej bezpłatnych wykładów otwartych, szczególnie w małych miejscowościach, gdzie oferta edukacyjna jest niewielka, zamiast inkasować co semestr spore pieniądze za zajęcia, które odbywają się raptem dwa razy w miesiącu.
 

Dziedziny humanistyczne potrzebują też – rzecz jasna – wysokiej klasy fachowców, którzy na prawdziwe sukcesy muszą pracować mnie mniej wytrwale i ofiarnie, jak przedstawiciele profesji ścisłych. Fachowcy ci nie stanowią jednak wysokiego odsetka absolwentów kierunków humanistycznych. To są rodzynki w dość jałowym cieście.
 

Wydaje mi się, że problemem naszego systemu nauczania na poziomie wyższym nie jest niska efektywność kształcenia w dziedzinach ścisłych, tylko ciągłe zaniżanie wymagań wobec studentów, zwłaszcza tych, którzy decydują się na kierunki humanistyczne. Czasami w trakcie rozmów kwalifikacyjnych (o ile są w ogóle przeprowadzane) aż nadto wychodzi na jaw, że kandydat na studenta ma bardzo mgliste pojęcie o dziedzinie, którą zamierza studiować, nie jest w stanie wyciągnąć własnych wniosków (nawet mylnych) i – co gorsze – nie przejawia zaangażowania, by szybko owe braki uzupełnić. Na studia jednak się dostaje i przy odrobinie szczęścia kończy je. Czy nie lepiej, żeby ten czas poświęcił na przygotowanie do zawodu i czytał przede wszystkim te książki, które rozumie i lubi, miast dołączać do grona sfrustrowanych magistrów ?
 

Jeżeli ktoś chce studiować wyłącznie dla idei – proszę bardzo. Po co jednak głosić wszem i wobec, że szanse zatrudnienia rosną proporcjonalnie do wysokości wykształcenia i nabijać w butelkę kolejne roczniki młodych ludzi, wyciągając od nich pieniądze za „produkt”, którego wartość rynkowa spada na łeb, na szyję ?
 

Oczywiście można wyjść z założenia, że studenci to ludzie dorośli, którzy wiedzą na jakim świecie żyją: jeżeli chcą płacić za fikcję, to ich problem. Nie do końca jednak… Wszak szkoły akademickie, do pewnego stopnia, pełnią w Polsce role instytucji zaufania publicznego. „Sprzedaż” wykształcenia to nie to samo, co handel odkurzaczami czy samochodami.
 

Postulat racjonalizacji kształcenia może też być postrzegany jako akt samoobrony tych, którzy już ukończyli studia. Można im zarzucić, że chcą aby dostęp do wyższego wykształcenia był trudniejszy, po to tylko, aby ich własny dyplom nie ulegał tak szybkiej dewaluacji. Gdyby rzeczywiście sam dyplom otwierał drogę do kariery, zarzut byłby jak najbardziej słuszny. Powszechnie jednak wiadomo, że na sukces w dziedzinie humanistycznej pracuje się długo, a studia są zaledwie wstępnym etapem na tej drodze. Kierunki wymagające erudycji studiuje się praktycznie przez wszystkie lata aktywności zawodowej. Absolwent wydziału humanistycznego, który z trudem przebrnął przez studia, nigdy nie będzie stanowił konkurencji dla tej klasy fachowców.
 

Poziom kształcenia na naszych uczelniach jest jeden z niższych w Europie. Edukacyjny boom ani nie zmienił na lepsze wizerunku naszego kraju w oczach obywateli państw ościennych, ani nie pomógł nam za bardzo w nadrobieniu cywilizacyjnych zaległości. Wydaje mi się, że gdyby modę na robienie dyplomu zastąpić modą na sumienność i przedsiębiorczość (usunąwszy wcześniej największe bariery, które ją ograniczają), to zdecydowanie mniej młodych ludzi musiałoby się martwić o przyszłość.
 

Jan Leśny
O mnie Jan Leśny

Cenię uczciwość i prostolinijność.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Technologie