Wszyscy się zastanawiaja, czy żałować nieszczęsnej Sawickiej, bo tak przejmująco łkała...czy Kamiński nadużył...
Oglądałam to chłodnym okiem profesjonalisty, a Wy sobie obejrzyjcie jeszcze raz - i jeszcze raz. Kobitka z największym trudem wycisnęła dwie( słownie- dwie) nędzne łezki, które pokazywano z róznych ujęć.
Nie łkała - była wkurzona. Kazali, to odczytała te kilka słów: "błagam" i.t.d.- po czym zachowała sie tak, jak po aresztowaniu, kiedy nie złozyła zeznań, nie podpisała protokołu.Przestała błagac, zaczęła grozić i szantażować. Samobójstwem.
Człowiek jest słaby, ale ona nie była słaba. Działała w sytuacji zagrożenia: - "po tym ostatnim telefonie już wiem, że mi się dobierają do d..." - mówiła, czy nie?
Mówiła. Wiedziała - ale nie zrezygnowała.
Więc na co liczyła? Na czyją pomoc?
Liczyła - i tego nie kryła - że liczy na zwycięstwo PO.
Co z takiego myślania Sawickiej wynikało? Immunitet, trudny do podważenia.
Były precedensy? A jakże.
Ja już nic nie rozumiem: ten spektakl dla kucharek (poderwałam to Maryli, ale zgadzam się w 100%) wzrusza "czerwonych", którzy wszystko juz widzieli, wzrusza (chyba mniej!) niebieskich.
Ludzie! Sejm nie obraduje, a Sawicka nie jest posłanką. Co robiła w sejmie? Przywieźli ją tam z całym rozmysłem. Mogła tę kasę o ziemie prasnąć, jeśli już przyjechała rozpaczać do sejmu.
Mogła Kamińskiemu wykrzyczeć, żeby sobie - albo jej - trumnę za to kupił. Nie zrobiła tego.Od poczatku do końca liczy na wybory - a w konsekwencji na bezkarność.
Kto się zakłada, że w wypadku zwycięstwa Tuska sprawę zamiotą pod dywan? Kto przyjmie zakłady?
Inne tematy w dziale Polityka