Im bardziej wokół nieszczęsnego premiera Orbana zaciska się europejska pętla niezadowolenia, tym bardziej garstki nawiedzonych polskich fanów Orbana bierze go w obronę i lamentuje nad jego ciężkim losem. Ponieważ jednak Orban, raczej chyba odejdzie w niebyt, więc martwię się nieco, jak nasi orbanolubni wypełnią sobie tę straszną pustkę po padłym bohaterze. Na gorąco doradzić mogę, by polskim premierem zrobić Jerzego Urbana. I to przynajmniej z dwóch istotnych powodów.
Po pierwsze nazywa się bardzo podobnie, bo przyznać należy, że różnica pomiędzy Orban a Urban jest raczej kosmetyczna. Po drugie, to naprawdę pomysłów ma on co nie miara i stać go na wiele ekstrawaganckich decyzji, równie ekstrawaganckich jak decyzje Orbana. Nie zawaha się pewnie zdelegalizować jakąś partię i nie wykluczone, że na pierwszy ogień poszedłby PiS, jako organizacja wyjątkowo obrzydliwa, szkodliwa, z podtekstem lewackim. Analogii można by znaleźć pewnie jeszcze wiele.
Tak więc Urban premierem, tym bardziej, że kandydat jest obytym z ekonomią praktykującym kapitalistą, a także euroentuzjastą, choć sceptycznym i zdroworozsądkowym. Od Orbana jest też zdecydowanie inteligentniejszy, choć – zgoda – nie jest aż tak przystojny, ale swój specyficzny urok ma. No więc co Euroazjaci znad Wisły? Robimy przewrót?
Inne tematy w dziale Polityka