mOrfeusz+ mOrfeusz+
62
BLOG

"Muszę wygarnąć"" - wywiad z Jackiem Inglotem, część 1.

mOrfeusz+ mOrfeusz+ Polityka Obserwuj notkę 0

Dziś serwuję swój wywiad z Jackiem Ingotem, autorem powieści „Porwanie sabinek”. Jacek, znany pisarz literatury fantstycznej, zadebiutował właśnie w głównym nurcie - i od razu powieścią do bólu niepoprawną politycznie. Pozwólmy mu jdnak sami o niej opowiedzieć... 

mOrfeusz
Witaj, Jacku!
 
Jacek Inglot
Witaj!
 
m.
Signum temporis - mieszkamy w tym samym mieście, widujemy się "na żywo", a wywiadu udzielasz mi przez Skype'a. Dobre to czasy czy złe?
 
J. I.
Złe. Nie ma czasu, aby normalnie pogadać przy piwie. Pod tym względem komuna była lepsza, bo wolnego czasu było w bród. Gdyby jeszcze czerwoni dawali radę z piwem, to może rządziliby do tej pory.
 
m.
No właśnie... Pytam o to nieprzypadkowo, bowiem w Twojej najnowszej książce, "Porwaniu sabinek", między innymi motywami przewija się także ta właśnie tęsknota za przeszłością. To co, komuno wróć? Z wyjątkiem piwa?
 
J. I.
To fragment o wyraźnie autoszyderczym zabarwieniu. Bohater nie tyle tęskni za komuną - której ohydę dokładnie w wielu miejscach opisuje - co za atmosferą i ludźmi z tamtej epoki. Pod tym względem komuna była lepsza.
 
m.
Za młodością zatem po prostu? Niezależnie od ustroju? Ale przecież - pamiętam - tęsknie też wspomina jasne podziały. Dobro, zło, żadnych odcieni szarości...
 
J. I.
Nie do końca. Raczej za tym, że ludzie byli dla siebie inni. Nie szczurami ani konsumentami. Bywali, w tej swojej codziennej, upartej opozycyjności wobec reżimu, nawet trochę wielcy. A podstawową cechą obecnej epoki jest jakaś podława małość... ludzi i czynów.
 
m.
Czyli lepiej żyć w czasach opresji? Ale przecież także w "Porwaniu..." okazuje się, że nawet wówczas nie wszystko było takie, jak się wydawało. Niektórzy z tych "trochę wielkich" okazują się po latach sługusami bezpieki...
 
J. I.
Czasy opresji są w tym sensie "dobre", że łatwo o podział na dobro i zło. Łatwo się było określić, bo linie podziału były oczywiste. A to, że była bezpieka... co to za komuna bez bezpieki. A to, że niektórzy z bohaterów byli na usługach SB, to naturalny koszt rewolucji. Na wojnie zawsze są ofiary. Mnie to nie dziwi, przecież w bezpiece pracowało tysiące ludzi, czasem niezłych fachowców. To byłoby aż dziwne, gdyby nikogo nie skaptowali.
 
m.
Powróćmy do samej książki... Nieczęsto zdarza się, by znany pisarz SF zawędrował do mainstreamu. Znudziła Ci się fantastyka? A może to jakaś głęboka i paląca wewnętrzna potrzeba napisania na ten temat? Co z Inglota-fantasty zrobiło Inglota-mainstreamowca?
 
J. I.
Wkurwienie. Po prostu stwierdziłem, że już dłużej nie dam rady i muszę wygarnąć. Konwencja fantastyki nie nadawała się do tak bezpośredniej rozprawy z rzeczywistością. Niepotrzebnie by ją wzięła w nawias, a ja chciałem zabrać głos na serio i bez żadnych cudzysłowów. Dlatego zdecydowałem się na powieść współczesną.
 
m.
Ulżyło po napisaniu? Wkurwienie jest mniejsze?
 
J. I.
Ani trochę. Czuję się jak ten wołający na puszczy. Mam wrażenie, że tylko ja czuję absmak z racji tego, że kraj tak się stoczył. Inni chyba nie podzielają mej opinii i wydają się zadowoleni ze status quo, przynajmniej dopóki wystarcza kiełbasek na grilla.
 
m.
Kogoś jednak to poruszyło... Środowisko Gazety Wyborczej tym razem wybrało taktykę ataku i wyśmiania. Spodziewałeś się takiej reakcji?
 
J. I.
Nie, prawdę mówiąc byłem święcie przekonany, że oleją sprawę, jak to mają w zwyczaju. Ich atak zdumiał mnie, acz rozumiem ich motywy. Nie rozumiem za to milczenia prasy prawicowej. Tam tej powieści nikt nie zauważył, nie wiem o żadnej recenzji. Widać obraz świata z "Porwania sabinek" nikogo tam nie poruszył. Może uznają go za normalny i niegodny w związku z tym komentarza.
 
m.
Skoro mowa o reakcjach, to czy jako pisarz zauważasz jakieś oznaki zmiany klimatu, nazwijmy go, literackiego? Obalania tabu? Bo mimo tego braku odzewu z prawej strony, to przecież przyznasz chyba, że jeszcze parę lat temu książka taka jak "Porwanie sabinek" miałaby marne szanse na zaistnienie na rynku...
 
J. I.
Wrzucono by ją do kosza. Ani to o dupczeniu, ani o zabijaniu, ani o ćpaniu. Nie wiem, czy wydanie takiej powieści o czymś świadczy, ale niewątpliwie pojawiają się ostatnio książki o charakterze rozliczeniowym... Wolski, Łysiak, coś zapowiada Wildstein... Kto wie, może coś się jednak zmieni i da się wydrukować książkę "o czymś", ale nie tylko o tym, że morderca chodzi zygzakiem albo jak zostać w tydzień gwiazdą tv.
 
m.
Czyli jest nadzieja na życie literackie w literaturze głównonurtowej poza nagrodą Nike?
 
J. I.
Jeśli się autorzy i wydawcy uprą... a i tak zadecyduje czytelnik. Jak ludzie nie będą chcieli, to takich książek nie będzie. Dziś nikt już nie uprawia sztuki "con amore", jak dawniej bywało. Książka, choćby nie wiem jak ambitna, jest produktem rynkowym. Niestety.

 

C.D.N. - tuszę, iż jutro.

mOrfeusz+
O mnie mOrfeusz+

Prawicowy oszołom. Anarchokonserwatysta. Patriota polski i wrocławski. Znawca literatury fantastycznej i filmu. Entuzjasta Apple i MacOS-a.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka