W wielu dyskusjach na temat aborcji liberałowie twierdzą, że ograniczone prawo do aborcji lub jej całkowity zakaz prowadzą do patologii. Ich zdaniem skutek jest odwrotny od zamierzonego. Regulacje zakazujące przerywanie ciąży nie są w stanie powstrzymać kobiet od poddawania się zabiegowi. Aborcja i tak dokonuje się w szarej strefie, poza jakąkolwiek kontrolą państwa, często w fatalnych warunkach sanitarnych.
Jak taki "zabieg" wygląda? Odpowiedź na to pytanie starał się sformułować w swoim filmie "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni" rumuński reżyser Cristian Mungiu. Rzecz dzieje się w czasach, gdy aborcja jest całkowicie zakazana przez reżim Ceausescu. Nielegalny zabieg jest, więc jedynym sposobem przerwania ciąży.
Człowiek, który przeprowadza aborcję to osoba głęboko zdemoralizowana. Zanim przystąpi do zabiegu przez dłuższą chwilę psychicznie znęca się nad pacjentką. Symboliczny jest nóż sprężynowy, który bohaterka znajduje w jego teczce z narzędziami pracy – atrybut nie lekarza, a raczej pospolitego przestępcy. Bez wątpienia zabieg przeprowadzany przez takiego "specjalistę", w pokoju hotelowym jest ryzykowny nie tylko dla zdrowia, ale także życia kobiety, która zdecydowała się mu poddać. Wniosek zatem jest prosty – całkowita delegalizacja aborcji jest złem największym z możliwych. Czy aby na pewno? Jak zwykle teorię weryfikuje rzeczywistość.
Kilka dni temu w Hiszpanii zaczął się tzw. tydzień bez aborcji. Ci, którzy spodziewają się zwrotu ideologicznego w państwie rządzonym przez Jose Zapatero, mocno się zawiodą. Pod owym hasłem kryje się protest hiszpańskich klinik aborcyjnych, które wstrzymują swoją działalność na 7 dni.
Strajk jest spowodowany rzekomym prześladowaniem personelu zatrudnionego w klinikach przez instytucje państwowe. A konkretniej wymiar sprawiedliwości, który zdecydował się zamknąć kilka ośrodków medycznych. Powodem były makabryczne odkrycia hiszpańskich śledczych: płody wyrzucane do śmieci, lub zmielone wpuszczane do ścieków, nie wspominając o niehigienicznych warunkach panujących w ośrodkach. Zdarzały się również sytuacje, w których zabiegu lekarze dokonywali aż w 8 miesiącu ciąży. W tym przypadku nie ma wątpliwości – dopuszczali się zbrodni, morderstwa. Odkrycie hiszpańskiej prokuratury można porównać z obrazem zaprezentowanym nam przez rumuńskiego reżysera. Analogie są widoczne gołym okiem – metody i sposób dokonania aborcji, bez względu na stosunek państwowego prawa do tego zabiegu, pozostają niezmienne.
Należy przypomnieć, że Hiszpania posiada liberalne przepisy dotyczące aborcji. Tego typu zabieg może być dokonywany, gdy ciąża jest spowodowana gwałtem, zagraża życiu lub zdrowiu, nie tylko fizycznemu, ale także psychicznemu zdrowiu matki. Jak się okazuje ten ostatni zapis, stanowiący swoistą furtkę umożliwiającą aborcję w każdym przypadku, jest podawany, jako powód dokonywania zabiegu w ponad 90% przypadków! Być może lekarze dokonujący aborcji stoją na stanowisku, że ponoszenie konsekwencji własnych działań, faktycznie źle wpływa na zdrowie psychiczne kobiety. Bez najmniejszego ryzyka można również stwierdzić, że przerywanie ciąży stało się zwykłym środkiem antykoncepcyjnym, a nie przykrą ostatecznością, jak starają się nam wmówić lewaccy ideolodzy. I to dość drogim, bo za przeprowadzenie zabiegu hiszpańskie kliniki inkasują od 3000 do 5000 euro. To, co dla jednych jest szansą na uniknięcie odpowiedzialności, dla innych stało się możliwością legalnego (wreszcie) zarobku. Łatwo jest nam sobie wyobrazić, że nie każdą kobietę w potrzebie stać na taki luksus, a szara strefa jak była, tak istnieje nadal.
Ogół zabiegów aborcyjnych dokonywanych w majestacie prawa w Hiszpanii szacuje się na 100 tysięcy (97,5% w prywatnych klinikach), co stanowi wzrost względem poprzedniego roku aż o 10%. Warto dodać, że około 14 tysięcy przypadków to kobiety poniżej lat 20, a połowa z nich dokonuje aborcji po raz drugi. Co na to sami Hiszpanie? Otóż traktują statystyki jako porażkę "edukacji seksualnej" prowadzonej w kraju. Czyżby po raz kolejny zaproponowana przez lewicowe elity nowoczesna moralność nie sprawdziła się?
Być może podejście do aborcji, jako ostatecznego rozwiązania tylko w wybranych, skrajnych przypadkach (gwałt, zagrożenie życia matki), co proponuje polski ustawodawca nie jest aż tak złym wyjściem z sytuacji? Z dwojga równie złych propozycji: delegalizacji i całkowitego przyzwolenia na aborcję, wybieramy złoty środek.
Inne tematy w dziale Polityka