
W Stanach, Kanadzie, Anglii, Niemczech i Hiszpanii ukazała się właśnie nowa książka Naomi Klein "Shock Doctrine - The Rise of Disaster Capitalism". Jak sama nazwa wskazuje ("Doktryna szokowa i pojawienie sie kapitalizmu katastroficznego"), materiał rzeczywiście szokujący. A w każdym razie głόwna teza Klein, ktόra przekonuje, że w rozmaitych miejscach na świecie, zwolennicy niepopularnych rozwiązań wolno-rynkowych, wprowadzają je najczęściej tylnymi drzwiami, wykorzystując w tym celu najrozmaitsze katastrofy i kataklizmy.
Klein szokuje nie po raz pierwszy. Kiedy w listopadzie 1999 roku doszło do pierwszych manifestacji anty-globalistycznych przy okazji szczytu WTO w Seattle, jej pisane przez kilka lat "No Logo", zjeżdzało właśnie z pras drukarskich. Książka, ktόra była debiutem młodej kanadyjskiej dziennikarki, niemal natychmiast uznana została za manifest alter-globalistόw. Mόwiono, że skatalizowała ruch. Na Zachodzie przez wiele, wiele miesięcy "No Logo" okupowało czołόwki najbardziej prestiżowych list bestsellerόw. W Polsce w potach i bόlach (sądzę po tym, jak długo to trwało) "No Logo" w 2005 roku wydał Świat Literacki. Widziałam niedawno w księgarniach, więc nie będę się w tej chwili porywaċ na streszczenie, tym bardziej, że byłoby to karkołomne zadanie. Proszę iśċ i poczytaċ, jeśli ktoś dotychczas tego nie uczynił. Lektura obowiązkowa!
Ale ponieważ pewnie trochę wody jeszcze w Wiśle upłynie – o ile wogόle – zanim w polskich księgarniach nabyċ będzie można "Shock Doctrine" – nad tą nową książką chcę się przez moment pochyliċ. Klein prόbuje udowodniċ, że „terapie szokowe”, ktόre w najrozmaitszych zakątkach globu serwują miłośnicy wolno-rynkowych receptur Miltona Friedmana (Klein mόwi o nich per „chłopcy z Chicago”, a chodzi oczywiście o prestiżowy uniwersytet, na ktόrym Noblista był przez wiele lat wykładowcą i na ktόrym „wychowało” się wielu najznamienitszych pro-rynkowych ekonomistόw) nie przez przypadek nazywane są terapiami szokowymi. Bez szoku, twierdzi Klein, rzadko gdzie udało się ludzi przekonaċ do wolnego rynku, w każdym razie w jego ortodoksyjnej wersji.
Owe elektrowstrząsy są metaforą i szkieletem, na ktόrym opiera cały swόj doskonale zresearchowany wywόd. Paradoksalnie jednak – nie tylko metaforą. Metody stosowane przez chłopcόw z Chicago Klein porόwnuje do tortur i metod stosowanych przez tajne policje podczas przesłuchań. Mechanizm jest dokładnie taki sam jak w przypadku więźniόw, od ktόrych prόbuje się coś uzyskaċ wbrew ich woli, twierdzi Klein, powołujac się na odtajnione niedawno instrukcje CIA z lat pięċdziesiątych. Najpierw muszą doznaċ szoku. Można go wywołaċ bόlem fizycznym, ale często znacznie skuteczniejsze okazuje się precyzyjne oddziaływanie na bodźce zmysłowe (sensory deprivation) – pozbawianie snu, narażanie na długotrwały hałas, doprowadzenie do utraty poczucia czasu, kompletna izolacja, etc. Doświadczony fachowiec potrafi bezbłędnie wyczuċ bardzo krόtki moment, kiedy delikwent jest zupełnie skołowany – zachowuje się jak dziecko i traci nad sobą kontrolę. Wόwczas trzeba szybko przystąpiċ do działania.
W podobny sposόb, twierdzi Klein, działają chłopcy z Chicago. Są przygotowani i czekają na kryzys. Wcale bynajmniej nie muszą samodzielnie go wywoływaċ – choċ tak było w przypadku inspirowanego przez CIA przewrotu w Chile w 1973 roku. Wόwczas, w ciągu kilkunastu godzin, nowo upieczonym ministrom z rządu Pinocheta dostarczono ponoċ z Chicago, swieżo wydrukowane, ciepłe jeszcze niemalże, kilkusetstronicowe instrukcje i wolnorynkowe bryki.
W wielu jednak innych przypadkach, twierdzi Klein, miłośnicy wolnego rynku czyhają po prostu na dobrą okazję. Tak – jej zdaniem – było w Azji południowo-wschodniej po wielkim tsunami w grudniu 2004 roku, czy po powodzi w Nowym Orleanie w roku 2005. Ubodzy rybacy u wybrzeży Pacyfiku i mieszkańcy tandetnych chatek położonych nad Mississippi, ktόrym jakimś cudem udało się przeżyċ atak żywiołu, bardzo szybko polegli potem w innej bitwie. Wbrew ich woli, zostali „ewakuowani” by zrobiċ miejsce dla potężnych developerόw i przedsiębiorcόw. To jeden z setek przytaczanych przez niestrudzoną reporterkę i aktywistkę przykładόw.
Do wprowadzania tytulowego kapitalizmu katastroficznego – twierdzi Klein – jego zwolennicy wykorzystali także wojnę w Iraku, 11 września, a także ... zmiany w Polsce zapoczątkowane w latach osiemdziesiątych przez Solidarnośċ. We wszystkich tych przypadkach – mόwi Klein –następował krόki moment kompletnego skołowania. Zdezorientowanym i zszokowanym ludziom narzucano wόwczas niepopularne rozwiązania, ktόrych wprowadzenie w normalnych warunkach byłoby albo bardzo trudne, albo niemożliwe.
Książkę czyta się z rumieńcami na twarzy. Research jaki wykonała Klein (pomagał jej w tym sztab ludzi – między innymi pięciu prawnikόw) i ocean faktόw, ktόre prόbuje ogarnąċ i powiązaċ, budzą podziw. Metafora, do ktόrej się ucieka, by όw ocean okiełznaċ, budzi mόj lekki niepokόj. Podobnie jak promocyjny film, ktόry zrealizowała wraz ze znanym hiszpańskim reżyserem Alfonsem Cuaron. Możecie go zobaczyċ tu, ale proponuję chwilę jeszcze zaczekaċ. Jest trochę demagogiczny i do lektury może niektόrych zniechęciċ.
A lektura, moim skromnym zdaniem, powinna byċ znόw obowiązkowa, nawet jeśli z niektόrymi diagnozami Klein– zwłaszcza jeśli chodzi o Polskę, ktόrą bądź co bądź znam trochę lepiej niż Nowy Orlean albo Azję – nie do końca się zgadzam.
No dobrze—jak sie to wszystko ma do owych miliardόw lat w tytule? Szokującą doktryną, ktora w Stanach ukazała się 18 wrzesnia, oraz jej autorką, prόbowałam jakiś czas temu zainteresowaċ kilka polskich redakcji. Jedna sprawę pominęła uprzejmym milczeniem. W drugiej uslyszałam, że gdybym zrobiła jakiś „zaczepny” wywiad z autorką, to może EWENTUALNIE sie skuszą, ale generalnie „w Polsce tym, kto płaci za wojne w Iraku, nikt się nie interesuje” (tak Bogiem a prawdą, to na to pytanie powinien byc w stanie udzielic odpowiedzi srednio rozgarniety uczen szkoly podstawowej. Klein tym kto za wojne placi wogole się nie zajmuje, interesuje ja raczej to kto na niej ZARABIA!). Przy okazji pouczono mnie także, że kraj nad Wisłą, „od tego dyskursu oddalony jest o miliardy lat”.
Smutne, ale byċ może coś jest na rzeczy. Strasznie jednak owe miliardy za mną chodzą i nie dają mi spokoju. Więc postanowiłam, że metodą blogo-chałupniczą po pierwsze sprόbuję zweryfikowaċ, czy to prawda? A po wtόre, może dałoby się όw miliardowy dystans choċ o centymetr lub dwa zmniejszyċ? W miarę skromnych możliwości, będę prόbowaċ. Gdy wpadnie mi cos ciekawego w ręke na moim zblizonym do dyskursu nowojorskim podworku, to krotko dam znaċ -- i może troche podyskursujemy? Tyle tytułem o wiele za długiego wstępu.
Do książki jeszcze wrόcę, bo oprόcz skleconego na kolanie streszczenia, z pewnością zasługuje na poważniejsze potraktowanie i dyskusję. Pόki co, w miniony weekend, dystans najwyrazniej postanowił zmniejszyċ Dziennik, przedrukowując obszerne fragmenty. Tłumaczenie jest dośċ chropawe i nie jestem pewna, czy rzeczywiście wybrali najcelniejszy kawałek. Ale wobec dystansu i miliardόw lat od dyskursu, to szczegόły bez znaczenia. Zajrzyjcie i bardzo jestem ciekawa, jakie macie przemyslenia?
Inne tematy w dziale Polityka