Dmitry Serebryakov.
Dmitry Serebryakov.
Wojciech Mucha Wojciech Mucha
2428
BLOG

Mykoła, strażnik rewolucji.

Wojciech Mucha Wojciech Mucha Polityka Obserwuj notkę 9

- Co stało się w 1488 r.? - spytała Kaśka, wskazując na wielkie, czarne cyfry wymalowane sprayem na fasadzie spustoszonego budynku w centrum Kijowa.

Dziś w drodze na barykadę przy ulicy Hruszewskiego weszliśmy w bramę jednej zopuszczonych kamienic, tuż przed pierwszą z umocnień przy stadionie kijowskiego Dynama. Na wewnętrznym podwórku walało się trochę śmieci, w powybijanych oknach zamarznięte szmaty dygotały na mroźnym wietrze. I to wielkie "1 4 8 8".


Pawlak nie wiedziała, że "14" to nawiązanie do słów Davida Lane'a:

14: Fourteen Words (z ang. czternaście słów) to jak twierdzi popularna wśród młodzieży encyklopadia wikipedia: "Często szyfr używany przez neonazistów i białych rasistów, maskujący określenie zdania: „ We must secure the existence of our people and a future for White children. Musimy zagwarantować byt naszych ludzi i przyszłość dla Białych dzieci." 88 z kolei odczytywane jest jako "Heil Hitler" ("H" to ósma litera w łacińskim alfabecie"). Pozostaje się domyślić, skąd ten napis się wziął. Podobnie jak "Sława nacji" - napis tuż obok. 

Przeszliśmy przez kolejny prześwit, przywitał nas kolejny wąski przesmyk i kolejny tekst na ścianach: "Berkut - cwele - piekło". Nie trzeba tłumaczyć. O tym, że na berkutowców podpisane są tu nieformalne wyroki śmierci, wie każdy. To na nich czekają kije bejsbolowe z gwoździami, maczety i broń palna. To ich przeklina się na ścianach. Rzadko kiedy spotyka się aż tak radykalną nienawiść jak ta, która tu okrywa tych pogrobowców OMON-u. 

Obok bluzgu na Berkut tabliczka. To ściana pamięci Wiktora Coja, lidera sowieckiej grupy rockowej Kino, tragicznie zmarłego w wypadku samochodowym jeszcze przed rozpadem ZSRS. Napis głosił, że ścianę odsłonięto 15 sierpnia 2013 r. Zaskakujące, bo otoczenie wygląda tak, jakby ostatnią osobą która tamtędy przechodziła, był sam Wiktor Coj. 

Zaułek kończył się przegniłymi schodami, po których wspięliśmy się na wysokość pierwszego piętra kamienicy. Na mostku łączącym teren z budynkiem, między starymi lodówkami, szmatami i segmentami pamiętającymi Breżniewa stała beczka, w której paliły się gałęzie. Obok na krześle siedział Mykoła.

Mykoła doskonale pasował do krajobrazu. Okres świetności okutanego w kożuchy, swetry i koce mężczyzny przypadał wcześniej, niż połamanego segmentu, na którym ustawił sobie lustro do golenia, z którego sądząc po zaroście za często nie korzystał. Dwudziestostopniowy mróz nie zapędził go do budynku. Zresztą niewiele by mu to pomogło. Wędził się więc przy beczce.

- Jestem tu 50 dzień. Pilnuję. Dzień dobry. Pilnuję bo tu "tituszki" i prowokatorzy. Chcecie kawy? - Wskazał na breję bulgoczącą w brudnym, osmolonym garnku.

Rozejrzałem się dookoła. Na pagórku do którego docelowo prowadziły schody pojawili się dwaj zamaskowani bojowcy z kijami, i wymachując nimi spoglądali na nas wyraźnie znudzeni. - Brzdęk - brzdęk - brzdęk - miarowe uderzenia kija w jakieś żelastwo miało nam uświadomić, że widzą i patrzą.

- Szukam szklanek - mówił Mykoła. - Pani siada - pokazał na Kaśkę, a potem na swój barłóg, z którego z trudem się podniósł. - Siada, siada - rzucił też do mnie. Usiadłem na drewnianej palecie. - Tu wsje sprywatyzowali - pokazał na zniszczony budynek. - Miasto chciało zrobić tu hotel - dodał, omiatjąc ręką ruinę. Przypomniałem sobie datę na tabliczce ściany Coja. - Brzdęk - brzdęk - bojowcy wciąż nie tracili nas z oczu, a my nie traciliśmy oczu z brei, którą miał zamiar poczęstować nas Mykoła. - Jestem z Wasilkiwa - mruczał, wyraźnie zadowolony z odwiedzin. 

Na szczęście dla naszych żołądków Mykoła nie znalazł szklanek. - Będę tu do piątej - rzucił gdy odchodziliśmy. - Wrócimy - odparliśmy. Nie wróciliśmy. Jutro wyjeżdżamy, ale może odwiedzimy go jeszcze w 51 dzień pilnowania tej ruiny. Takich pilnujących ruin Mykołów są tu tysiące. Przyjechali z całej Ukrainy.

--------

Dziś naszła mnie głęboka refleksja. Czy wszystko robię dobrze? Czy mówię prawdę? Czy opisując Kijów nie ulegam zaczadzeniu i nie porywa mnie ta atmosfera, inna niż wszystko, co do tej pory widziałem? Czy nie przekraczam cienkiej granicy miedzy obserwacją uczestniczącą, a realnym zaangażowaniem? Czy nie daję się porwać namiętnościom, tracąc dystans i zapominając, że to nie jest bezpośrednio moja sprawa, a sam jestem tu by być oczami tych, którzy to zechcą czytać?

Studiując komentarze dotyczące sytuacji na Ukrainie płynące od niektórych liderów opinii i komentatorów, przedzierając się przez spam płynący od zwykłych trolli, poważnie się nad tym zastanawiam. Zresztą nie oni zmuszają mnie do refleksji. Mam ją od samego początku, kiedy trafiłem tu, do innej rzeczywistości, jaką jest kijowski #Euromaidan, rewolucja, powstanie.

Dużo o tym rozmawiamy. Nie chcemy siedząc tu tracić dystansu. Mamy jednak poczucie, że jesteśmy po właściwej stronie. I że plusy nie przesłaniają nam minusów. Nie chcemy przy tym dać wciągnąć w narrację, która sprowadza protest na Majdanie do erupcji ukraińskiego nacjonalizmu. Ten jest zauważalny. Jest wykorzystywany w propagandzie rosyjskiej i tutejszej, rządowej. Ale przy tym jest rzeczywiście obecny. Wraz z brakiem rozwiązań systemowych i propozycji zakończenia protestu będzie go więcej. To jednak argument za, a nie przeciw naszej obecności w tym miejscu. To argument za opisywaniem, nagłaśnieniem, wzywaniem do działania i pomocy. Bo bez obecności środowiska międzynarodowego będzie tu więcej napisów 14/88, a mniej Mykołów chętnych do częstowania breją. Nie możemy do tego dopuścić.


Na zdjęciu nasz fotograf, Konrad Fałęcki. Zdjęcie zrobił mu  Dmitry Serebryakov.

WAU_classic('dy6ytciq3xmz')

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka