To nie wirtualne zagrożenie, ale bardzo realne. W zaciszu brukselskich gabinetów jest przygotowywany „program rządowej pomocy dla pogrążających się w recesji gospodarek państw Unii Europejskiej”. Eurokraci zabierają się za pieniądze obywateli członków Wspólnoty Europejskiej na kwotę 130 miliardów Euro. Dla Polskich podatników oznacza to przekazanie z polskiego budżetu do budżetu Komisji Europejskiej gigantycznej kwoty 11 miliardów złotych! Parafrazując słowa klasyka „Poważna załoga zabiera się za nasze pieniądze”.
Gdyby polski rząd zgodził się na przekazanie tych środków do Brukselki to jego zapewnienia, że dba o polskie finanse byłoby śmieszne, wręcz żenujące, ponieważ taka kwota skutecznie zapewniłaby całą reformę KRUS-u, czy też służby zdrowia albo rozwiązałaby problem tzw. pomostówek, czyli wcześniejszych emerytur.
To jest kolejne dobrodziejstwo bycia członkiem Unii Europejskiej. Kiedy polska gospodarka, pomimo światowego kryzysu gospodarczego i finansowego, jest obiektywnie w miarę dobrym stanie to okazuje się, że samo bycie członkiem UE obliguje nas do tego, aby z naszego zdrowego systemu gospodarczego wypompowywać kapitał do chorych systemów innych państw UE, a tym samym bezpośrednio dotować socjalistyczny rząd węgierski, czy jeszcze bardziej socjalistyczny rząd hiszpański. Oczywiście w imię solidarności europejskiej.
Jest jednak nadzieja. Może płonna. Cała sprawa wyszła bowiem na jaw za sprawą niemieckiego ministra gospodarki Michaela Glosa, który oświadczył, że Komisja Europejska ma ogłosić szczegółowy plan 26 listopada, a według planu rządy państw członkowskich będą zobowiązane do wyłożenia z budżetów ok. 1 % PKB. W skali całej Unii to kwota ok. 130 mld Euro. Niemcy oświadczyli, że pieniędzy nie dadzą, ponieważ swoje już zrobili.
W ostatnich tygodniach rząd niemiecki zatwierdził bowiem pakiet wsparcia dla niemieckiej gospodarki w kwocie 32 mld Euro. Dlatego nie dadzą na plan Komisji Europejskiej ani jednego Euro. Plan unijnych biurokratów może legnąć w gruzach, ale wcale nie musi. Może dojść do jeszcze bardziej kuriozalnej z polskiego punktu widzenia sytuacji, ponieważ rzecznik rządu kanclerz Niemiec Angeli Merkel oświadczyła, że ta kwota 32 mld Euro, która jest większa niż 1% PKB Niemiec musi być uwzględniona w rachunkach Komisji.
Innymi słowy należy wskazać, że bez zgody Niemiec nie będzie uchwalonego planu przez Komisję Europejską, a Niemcy zgodzą się na plan, pod warunkiem, że pomoc, którą rząd niemiecki przeznaczył dla niemieckiej gospodarki m.in. na ratowanie niemieckiego systemu bankowego, czy ostatnio rozważana pomoc dla koncernu samochodowego Opla, zostanie zaliczona jako wkład Niemiec do budżetu programu pomocowego przygotowanego przez KE. Widać, że są równi i równiejsi.
Gdyby propozycja Niemiec zyskała akceptację, a plan KE uchwalony, to polskie 11 mld złotych przeznaczymy prawdopodobnie w części na pomoc m.in. niemieckiej gospodarce. Jadąc dzisiaj samochodem do pracy słuchałem radia TOK FM, w którym leciała akurat audycja „EGK”, czyli „Ekonomia, Kapitalizm, Gospodarka”. Zaproszeni eksperci generalnie twierdzili, że plan KE to nonsen, że biurokraci nie powinni brać się za regulację rynku, że polska gospodarka na tym straci itp. itd. Były też głosy, że w imię solidarności europejskiej powinniśmy plan zaakceptować. Tak to eksperci narzekali nad socjalistyczną Unią Europejska, ale gdyby ich spytać, czy Konstytucja Europejska jest doba, czy zła dla Polski, czy wprowadzenie Euro, jest dobre, czy złe dla Polski, to wszyscy by pewnie chóralnie krzyknęli: Konstytucja dobra jest, Euro dobre jest…
I tak na koniec. Przypomnę o problemie polskich stoczni, który Komisja Europejska rozwiązała mniej więcej w ten sposób: pomoc przekazywana przez państwowe instytucje finansowe (większość to były gwarancje i poręczania, a nie środki pieniężne) dla stoczni była niedozwoloną pomocą publiczną i dlatego stocznie mają ją zwrócić. Zwrot ma nastąpić poprzez sprzedaż majątku stoczniowego, przede wszystkim superatrakcyjnych gruntów lezących nad wodą: Odrą i Zatoką Gdańską. To co zostanie po sprzedaży zostanie wystawione w publicznym przetargu i może jakiś inwestor zainteresuje się tymi resztkami. Tymczasem, przykładowo rząd w Belgii, czy też w Niemczech, pompuje miliardy Euro pomocy państwowej do prywatnych firm. Komisja Europejska nie widzi problemu. Są równi i równiejsi.
Sylwester R. Jaworski