https://www.123rf.com/photo_142647480_red-inscription-no-nationalism-on-a-concrete-wall.html
https://www.123rf.com/photo_142647480_red-inscription-no-nationalism-on-a-concrete-wall.html
M.Sobiech M.Sobiech
295
BLOG

Ukraina nie przeprosiła za Wołyń, czyli jak to się mogło stać?

M.Sobiech M.Sobiech Polityka Obserwuj notkę 11

Tak w każdym razie donosi opiniotwórczy portal prawicowy znany również pod kryptonimem "Od rzeczy"; przeprosin nie ma i nie będzie: https://dorzeczy.pl/opinie/460041/pieczynski-ukrainskie-media-o-tragedii-wolynskiej.html

Niektórzy się dziwią i oburzają. A ja tak się zastanawiam, jak to kogokolwiek może dziwić czy oburzać. 

Sprawa jest prosta: od "pomarańczowej rewolucji", Ukraina buduje swoją tożsamość, jako państwo, nie na kulcie ZSRR i Armii Czerwonej, tylko UPA. Nikt nie chce budować tożsamości na kulcie zbrodniarzy. Ergo: Ukraina nigdy nie przyzna, że UPA była organizacją zbrodniczą i popełniała zbrodnie. Tyle na temat. Oczywiście, dobrze byłoby, gdyby państwo ukraińskie miało innych bohaterów, no -- ale nie ma. Dlatego też działa w sposób adekwatny do tego faktu. Można to potępiać (istotnie: powinno się), ale dziwić się temu czy oburzać na to naprawdę nie ma sensu.

Natomiast zastanawia mnie jeszcze inna rzecz: dlaczego, w sumie, tak niewielu tylko niepokoi się faktem, że Ukraina istotnie popiera kult UPA i ideologii stojącej za tą organizacją?

Weźmy taki przykład: co by się stało, gdyby w pewnej rodzinie nagle jeden z synów, przechodzący zapewne trudny okres pokwitania, ogolił się na łyso, wytatuował na czole swastykę, obwiesił pokój zdjęciami Hitlera i Himmlera, a całe wieczory spędzał na czytaniu "Mein Kampf" (pomijamy w tym momencie fakt, że w Polsce to nielegalne)? Zapewne rodzina, a pewnie i sąsiedzi, zaczęliby się przynajmniej niepokoić; wiedzeni zdrową, chłopską obserwacją, że idee mają konsekwencje, i jeśli ktoś czci i czyta zbrodniarzy, w niedługiej przyszłości zacznie ich w jakiś sposób naśladować. My (jakieś-my) tymczasem mamy za wschodnią granicą całe państwo, które czci i czyta zbrodniarzy, stawia im pomniki, przyznaje tytuły bohaterów narodowych, nazywa ich imionami ulice, skwery i szkoły. I zachowujemy się tak, jak gdyby właściwie wszystko było w porządku. Czasami, np. teraz, nachodzą chyba Polaków jakieś wątpliwości, ale generalnie stoimy, jako społeczeństwo, za Ukrainą murem i popieramy ją w całej rozciągłości, w każdym sporze, więcej: dostarczamy jej także broń i cieszymy się, że ma jedną z najpotężniejszych armii w Europie. 

No cóż...

No cóż -- najwyraźniej mamy po prostu, co mówię w formie ukłonu w stosunku do tak licznych na salonie zwolenników teorii hierarchii rasowej (przejrzałem na oczy), a więc mamy rasowo jakiś gen samozniszczenia. Jesteśmy niższą biologicznie rasą, niezdolną do funkcjonowania w europejskich warunkach politycznego pragmatyzmu. No, ale tak poważnie mówiąc, to ja w każdym razie bym się jednak zastanowił, czy porażka Rosji w tej wojnie faktycznie warta jest każdej ofiary i czy każdy wróg Rosji jest także automatycznie przyjacielem Polski. Co piszę z prostego instynktu przetrwania, bo -- i to taka uwaga końcowa -- mnie ani Polska, ani Ukraina, ani Rosja, specjalnie nie obchodzą. Są to, wedle jakże słusznego sformułowania Tołstoja, sztuczne kombinacje, stworzone w całkowicie przypadkowym procesie centralizacji, de facto zawsze militarnej, i pozbawione, tak naprawdę, jakiegokolwiek zakorzenienia w rzeczywistości, no i dlatego właśnie zmuszone zawsze karmić się fikcjami o jakichś tam "bohatyrach" wojennych i ich wielkich czynach, z których większość w ogóle nie miała miejsca, a część to była tak wielka, że trzeba zaprzeczać, że miały miejsce. Polityka historyczna Ukrainy to tego chyba obecnie najlepszy przykład (na drugim miejscu jest Rosja z kultem ZSRR, a na trzecim USA -- "kraj wolności", w którym niewolnictwo zdelegalizowano po krwawej wojnie domowej). Dlatego też uważam, że naprawdę lepiej sobie dać spokój z państwami, narodami, narodowymi historiami i narodowymi bohaterami -- a także państwowymi przeprosinami, państwowymi domaganiami się państwowych przeprosin i odpowiedzialnością zbiorową. Co stracimy? Nic, kilka, niezbyt zresztą przyjemnych, iluzji. A zyskamy przynajmniej tyle, że uda nam się uniknąć jakiejś kolejnej wielkiej rzezi.

Maciej Sobiech

M.Sobiech
O mnie M.Sobiech

Pacyfizm, anarchopacyfizm i krytyka społeczna. Dumny członek Peace Pledge Union i War Resister's International. Żyję w świecie 4D: degrowth, dystrybucja, demilitaryzacja, demokracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka