one world one dream one world one dream
101
BLOG

Nad niebem Ugandy...

one world one dream one world one dream Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

z dziennika: 23.07

 na fot: od lewej: Edvin i Moses


Księżyc jednak świeci. Słońce czasami też, choć jak na Afrykę to stanowczo za mało. Czerwona ziemia wciąż taka sama, drzewa zielone, czarnoskórzy mieszkańcy. Wciąż to samo, tylko jakby w nas się coś zmieniło.

 

Minęło 3 tygodnie, od kiedy wylądowaliśmy na Czarnym Lądzie. Pierwsze zachwyty już za nami, zaskoczenia już są rzadsze, aparat coraz częściej odchodzi w niepamięć. Przyzwyczailiśmy się do jazdy niemalże bez zasad, do sklepików zbudowanych z dwóch kawałków drewna, do sklepów mięsnych bez zlewu, lady i lodówki. Już nie zadziwia nas wiszący na podwórku przed sklepem kawał świniaka, ani to, że kolejny obywatel Ugandy idzie z zabitym kurczakiem w ręku przez środek stolicy. Już bez problemu dzielimy swoje pokoje z jaszczurkami i razem z nimi się kąpiemy.

 

Doznania zmysłowe już osiągnięte. Nowe smaki odkryte, zapachy rozpoznane, ciekawość świata zaspokojona. Kolejny etap rozpoczęty mimo woli. Spędzamy z chłopcami coraz więcej czasu. Wspólne zabawy, tańce, pomoc w nauce i długie rozmowy.

 

Przygotowując się do wyjazdu, każdy oczekuje odpowiedzi, co tak naprawdę będzie się robiło na placówce. Odpowiedź, która wydawać by się mogło jest niesatysfakcjonująca, brzmi: po prostu trzeba być. Obecność – to najważniejsze co możemy dać. Spędzimy tu dwa lub trzy miesiące. Przez ten czas chcemy tu być obecni na 120% albo i jeszcze więcej. Dlatego nie jest tak ważne, że robimy im bibliotekę, z której będą mogli korzystać, że doprowadziliśmy ich jadalnie do stanu używalności, że pomagamy w nauce, ale ważne jest to, że jesteśmy z nimi, że gdy wracają ze szkoły widzą, że ktoś w domu na nich czeka z uśmiechem i sercem na dłoni.

 

Chcemy jak najlepiej wykorzystać ten czas. Z całych sił zatem zabieramy się do pracy umysłowej i fizycznej. Jadalnia skończona - ceraty na stołach, wymyte ściany. Biblioteka w trakcie powstawania – książki już poopisywane i ponumerowane, część już nawet poukładana na regałach. Konkurs językowy rozpoczęty. Zawody sportowe się odbyły. Kurs taneczny cyklicznie co wtorek. Wspólne tworzenie gazetki – juz zaliczone. Indywidualna pomoc w nauce wciąż potrzebna.

 

A w tym wszystkim ponad wszystko oni dla nas. Uczą nas Calipso – tańca, wciąż powtarzają słówka w luganda, aby nas ich nauczyć. Dają małe prezenciki, swoje bransoletki z gumki recepturki, albo różaniec, który noszą na szyi. Jednak najistotniejsze jest to, że dają nam swoją miłość i potrzebę tej miłości. Przychodzą, przytulają się, rozmawiają, chcą być blisko. Często siadają obok, łapią za rękę i tak siedzą bez słowa, bawiąc się palcami, porównują ich kolor skóry do naszego. W tym wszystkim nie ważne są słowa, ale MIŁOŚĆ.

Gosia Koroblewska

 

A TEN, który siedział obok nas najczęściej i najmniej mówił, już w nie mieszka w CALM... Ulica wezwała go do siebie, czasami się zastanawiam, dlaczego? Przecież tam jest tak strasznie,,, dlaczego?

Ulica niestety jest jak nałóg, jak narkotyki, jak kolejna szklanka whisky wypita przez alkoholika, który nie wie, że ma problem... ulica wzywa, woła, zachęca, ale uśmierca jakąś cząstkę człowieka... z dnia na dzień coraz większa samotność, później samotność, samotność... a o miłości już się nie pamięta... 

 

Ile jeszcze dzieci musi przeżyć życie na ulicy, ile musi umrzeć pod płotem bez imienia? Ile jeszcze nienawiści, ile bicia, przekleństw, pogardy, ile głodu i ile śmierci potrzeba? Może kiedyś świat zacznie dostrzegać, nie przechodzić obojętnie... może kiedyś....

 

GK

 

Gosia Łokaj i Gosia Koroblewska, spędziły 3 miesiące w Ugandzie pracując z dziećmi ulicy. Sercem wciąż w Afryce, do której wracają za kilka miesięcy. Na co dzień zaangażowane w działania na rzecz krajów rozwijających się kontynentu afrykańskiego. Są w trakcie zakładania Fundacjii Usłyszeć Afrykę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości