wiesława wiesława
11177
BLOG

Przyczyny II wojny światowej wg wiceprezydenta Gdańska Piotra Grzelaka

wiesława wiesława Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 67

W środę, 8 maja 2019 roku, władze miasta Gdańska zorganizowały uroczystość upamiętniającą 74. rocznicę zakończenia II Wojny Światowej. Obecni byli na niej kombatanci wojenni, organizacji społecznych, a także przedstawiciele wojewódzkich władz samorządowych i administracyjnych, przedstawiciele wojska, harcerze i młodzież. Podczas tej uroczystośći przewodnicząca Rady Miasta Gdańska Agnieszka Owczarczak, zwróciła uwagę, że  znajomość historii jest czymś niezwykle ważnym, abyśmy robili wszystko, by nie dopuścić do jej powtórzenia. Ważnym również dlatego, by być wyczulonym na próby pisania własnej wygodnej jej wersji. Dziś w tym miejscu przypominamy, że wszelkie totalitaryzmy są złem i wypaczeniem. 

Prezydenta Gdańska reprezentował zastępca Piotr Grzelak. W wygłoszonym przemówieniu, ten, młody wiekiem polityk, podjął się próby napisania własnej historii WW II, informując zebranych, że genezą najbardziej krwawego konfliktu w dziejach była mowa nienawiści, w tym „złe słowo”, także wypowiadane przez „Polaków”.

Co było na początku? Na początku było słowo, złe słowo. Słowo jednego przeciwko drugiemu. I to złe słowo Polaka przeciwko innemu narodowi, Niemca przeciwko innemu narodowi. Europa została tym złym słowem podzielona

Takie słowa wiceprezydent Grzelak ośmielił się wypowiedzieć pod pomnikiem „Tym, co za Polskość Gdańska”.

Powiem szczerze, że chyba w najnowszej historii Polski jeszcze żadna z osób publicznych w tak bezczelny sposób nie fałszowała polskiej historii. To jest rzecz zupełnie kuriozalna, niezwykła - skomentował wypowiedź wiceprezydenta Grzelaka radny Kacper Płażyński.

Według informacji Radia Gdańsk, po uroczystościach wiceprezydent Grzelak zapewniał, że jego celem nie było zrównanie odpowiedzialności Polaków i Niemców za wybuch drugiej wojny światowej i przeprosił za tę wypowiedź.

Jednak te przeprosiny nie wszystkim wystarczają. Dyrektor Muzeum II Wojny Światowej dr Karol Nawrocki sprzeciwił się relatywizowaniu odpowiedzialności za wywołanie i rozpoczęcie II wojny światowej, które wybrzmiało w tej wypowiedzi. Rzeczą niezrozumiałą jest zrównywanie na tej płaszczyźnie agresora z ofiarą, tym bardziej w roku 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Rzeczą równie niedopuszczalną jest rozmywanie jednoznacznej odpowiedzialności państwa niemieckiego za napaść na Polskę, która stała się początkiem najtragiczniejszego konfliktu zbrojnego w historii świata. Retoryka rzekomych „złych słów” wypowiedzianych przez mitycznego „Polaka” przeciw „innemu narodowi” stanowi oburzającą manipulację historią. Za wysoce nieodpowiednie uznaję zrównywanie znanego powszechnie w Polsce losu Erwiny Barzychowskiej, żywcem palonej przez Niemców atakujących Pocztę Polską w 1939 r., z przytoczonym przez P. Grzelaka losem anonimowego niemieckiego dziecka, którego martyrologia polegała na znoszeniu do schronu domku dla lalek. Proszę prezydenta P. Grzelaka o publiczną odpowiedź na pytanie: jakie „złe sło-wa”, którego Polaka, były powodem wybuchu II wojny światowej?, a także o wyjaśnienie jakim prawem dopuszcza się manipulacji i posługiwania się tragicznym losem polskiego dziecka dla uzasadnienia wyimaginowanych tez uderzających w prawdę o historii II wojny światowej i dobre imię Polski i Polaków?

Wiceprezydent Grzelak nie odpowiedział na powyższe pytanie. Wyjaśnienia też nie udzielił. Zachowuje wyniosłe milczenie

***

Na mocy traktatu wersalskiego Polska otrzymała sporo uprawnień w Wolnym Mieście Gdańsku, zajmującym obszar o powierzchni 1900 km2 i zamieszkałym przez około 370 tys. osób (10% ludności narodowości polskiej). W skład Wolnego Miasta Gdańska wchodziły miejscowości: Gdańsk i Sopot, powiaty: Gdańskie Wyżyny, Gdańskie Niziny i Wielkie Żuławy, a także niewielkie fragmenty powiatów: wejherowskiego, tczewskiego, elbląskiego, malborskiego, kościerskiego i kartuskiego. To terytorium zostało włączone do polskiego obszaru celnego. Polska miała też prawo do bezpośredniego eksportu i importu towarów przez port gdański oraz posiadania w Wolnym Mieście własnej służby pocztowej, telefonicznej i telegraficznej. Miasto pozostawało pod zarządem Komisarza Ligi Narodów. Miało własną konstytucję, hymn, parlament i senat.  Językiem urzędowym pozostawał niemiecki. Zgodnie z ustaleniami Konferencji Paryskiej Polska odpowiadała za sprawy zagraniczne, w tym za ochronę interesów obywateli Wolnego Miasta Gdańska za granicą. Pełnomocnikiem polskim był Komisarz Generalny Rzeczypospolitej Polskiej.

Na Westerplatte, u wejścia do portu gdańskiego, znajdowała się Polska Wojskowa Składnica Tranzytowa. Był to symbol polskości w Wolnym Mieście Gdańsku. Prawo do utrzymania straży wojskowej na półwyspie przyznała Polsce 7 grudnia 1925 roku Liga Narodów.

W lipcu 1932 roku, Ksawery Pruszyński, dwudziestopięcioletni wówczas dziennikarz i publicysta, udał się do Gdańska. W cyklu artykułów, publikowanych w krakowskim „Czasie”, a potem zebranych w książce pod wymownym tytułem: „Sarajewo 1914, Szanghaj 1932, Gdańsk 193?”, Ksawery Pruszyński przewidywał, że zarzewie nowej wojny światowej tli się u ujścia Wisły. W jednym z artykułów („Ulica i stary pan Mueller”) napisał:

Dwa pierwsze dni szwendałem się po Gdańsku. […] Słuchałem rozmów, rozmawiałem i dowiedziałem się najpierw, że nigdzie jak w Gdańsku nie istnieje taki przedział między generacją młodych i starych.

Generacja starych wykipiała już z pierwszej nienawiści do Polski. Nienawiść ta powstała była spontanicznie po Wersalu. Podsycała ją wówczas nadzieja: ludzie, którzy jeszcze 10 lat przedtem płacili składki na Flotenverein i tem stworzyli potęgę morską Niemiec, ludzie, dla których przedwojenny Reich był tylko wstępem do Mitteleuropy przyszłości z plejadą marchij – ludzie ci nie mogli uwierzyć, by w parę lat po 1918 r. nie miał nastąpić powrót do stanu rzeczy z przed Sarajewa, wydawało im się to wszystko tak potworne, że byli pewni, iż świat spostrzeże swą „pomyłkę” i sam ją naprawi. […] Tak samo zawiodła się i stara generacja. Nienawidziła Polaków dalej. Ale jednocześnie odpadła konkurencja Szczecina; Gdańsk niegdyś trzeciorzędny port, stał się drugim co do znaczenia portem na Bałtyku. Miasto rosło w ludność i pieniądze. Całem miastem nowych domów, domów-koszar, urzędniczych, robotniczych stał się Langfuhr. Oliwa, Sopoty, dziesięć mniejszych miejscowości zamieniły się w rozlegle miasto i ogrody. [….]I przyszły lata chude, lata kryzysu; i przyszła Gdynia. Ciekawa jest nienawiść z jaką Gdańszczanin starej generacji mówi o Gdyni. Gdańszczanin starej generacji widział od kilku lat, że w zatoce o 20 minut drogi autem od granicy Wolnego Miasta wbija się w morze koły i pale przyszłego mola. Że maszyny czerpią piasek i pogłębiają dno, że płyną kapitały francuskie, że to będzie prawdziwy port. Pan Müller (nazwijmy go tak) widział – a nie wierzył. Albowiem uczono go za młodu o „polnische Wirtschaft”. Więc uśmiechał się ironicznie – nie wierząc, by to molo kiedy naprawdę stanęło; bo kapitały ktoś rozkradnie a ową łuszczarnię ryżu można będzie za dwa lata rozebrać na cegłę.

A tymczasem Gdynia przyszła.

Żal mi pana, panie Müller, chociaż przez lat czternaście byłeś nieznośnym sąsiadem i choć nie obiecujesz poprawy. Jest mi pana żal, bo twoja wielka niemiecka wiara załamała się po raz wtóry. […] To było tego dnia, gdyś pojechał – do tego portu, którego, być może, nie byłoby nigdy, gdyby nie twój patrjotyczny niemiecki upór. Oglądnąłeś, wróciłeś – i jeszcze głośniej niż dotąd wyśmiewałeś „polnische Wirtschaft”, ale […] twe uparte przeświadczenie o nieudolności słowiańskiej rozprysło się jak bałwan morski o molo polskiego portu.

[…] dziś w cieniu twej starej nienawiści wyrosło obok ciebie młode pokolenie. Pozwoliłeś, by się uczyło rasowej nienawiści, dawałeś do rąk książki o przyszłości gdy Polaków z Płocka, Krakowa, Sandomierza przesiedli się do Turkiestanu i zastąpi Niemcami. […]jeżeli młode pokolenie żyje, nienawidząc – sam tego chciałeś stary panie Müller.”

W kolejnym artykule pt. „Hitlerowcy – i kureń śmierci” , Pruszyński przedstawił to nowe pokolenie:

[…] Jest ich w Gdańsku 4 tysiące umundurowanych. Mają bowiem różnego typu oddziały bojowe. Siedzą tu w paru kwaterach, od dwóch lat. Dość późno: Hitleryzm w Niemczech ma 10 lat rozwoju za sobą.

Dowodzi „Gauleiter” Forster. Gdańszczanin z prapradziada? – nie, Bawarczyk odkomenderowany przez Hitlera na teren wolnego miasta. Obywatel Rzeszy, poseł do parlamentu berlińskiego. I szef Hitlerowców gdańskich.

Standartenführer Lindsmaier, generał en chef sił zbrojnych Forstera, również obywatel Rzeszy, i również gdzieś z południa. Dopiero wśród pomniejszych kierowników spotkać można żywioł lokalny. Gazety polskie pisały nie raz, że Hitlerowcy gdańscy to poprostu odkomenderowane bojówki z Niemiec.

Hitlerowcy są w Gdańsku wszystkiem.

Poparciu ich 11 posłów w Volkstagu zawdzięcza senat (rząd) prawicowo centrowy swe istnienie. Sami nie chcąc w nim zasiadać, mają tem wygodniejsze stanowisko. Tem bardziej ulega im koalicja rządowa. […] . Za nimi stoi młode pokolenie. I robotnicze i studenckie. Cały młody Gdańsk jest na paradach, uczęszcza na zabawy publiczne oddziałów dzielnicowych partji, na wspólne wycieczki morzem lub w lasy pod Oliwą. Ten tłum sympatyków – miałem sposobność się o tem na własnej skórze przekonać – jest bardziej agresywny niż umundurowana „regularna bojówka”.

[…] Gdzieś po 20 czerwca: Gdańsk, dworzec główny, w dzień. Obrzucenie wagonu kamieniami szkolnej wycieczki dzieci polskich, śpiewały one bowiem prowokacyjną pieśń „Ułani, ułani, malowane dzieci…” Dwa dni potem: polski urzędnik kolejowy Antczak jedzie z Sopot do Gdańska pociągiem. Towarzysze śpiewają pieśni nacjonalistyczne niemieckie. „Jak jedziesz pan z nami, to śpiewaj z nami”. „Jestem Polak”. Antczaka pobito.

Idzie trzech Polaków na Langgasse. Rozmawiają. O zgrozo! Polacy! i rozmawiają po polsku. Pobici.

 […] Pomijam, zapomniałem, inne pomniejsze lub bardziej znane wypadki. W ostatnią niedzielę było ich tylko trzy. W niedzielę trzeba sobie użyć. […]młody hitlerowiec maszeruje, ćwiczy, strzela, bije się i awanturuje, rzuca granatem i czeka, czeka, czeka. "

 "Czy rzeczywiście w Gdańsku zanosi się na awanturę w większym stylu, czy też chmury, nagromadzone niewątpliwie nad Gdańskiem, rozejdą się bez burzy? (...) Nie mogę powiedzieć, że burza jest nieunikniona. Ale obawy, jakie nurtują w Polsce od mniej więcej miesięcy, uważam niestety za najzupełniej uzasadnione. Burza wybuchnąć może. A może strzały, jakie tu padną, będą brzemienniejsze dla Europy, niż bomby sarajewskie? – pytał Ksawery Pruszyński, przybywszy do Gdańska w lipcu 1939 r. Po upływie siedmiu lat, w 1939 roku, w Gdańsku stężenie nienawiści do Polski było znacznie wyższe niz w 1932 r. W niektórych gdańskich restauracjach i kawiarniach (np. Café Langfuhr we Wrzeszczu) pojawiły się prowokacyjne napisy „Polakom i psom wstęp wzbroniony”.

Od początku 1939 r. nasiliła się presja niemieckiej dyplomacji na Polskę w sprawie zgody Warszawy na przyłączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy i uwzględnienie komunikacyjnego korytarza przez polskie Pomorze do Prus Wschodnich. Towarzyszyła temu hałaśliwa wojenka wypowiedziana przez hitlerowców gdańskiej Polonii, zwłaszcza zaś liczącej około 400 osób grupie polskich studentów Politechniki Gdańskiej.

24 lutego 1939 r. Ilustrowany Kurier Codzienny donosi o zajściach na Politechnice Gdańskiej:

„Atmosfera była od rana naprężona. Przyczyniła się do tego obecność studentów w uniformach hitlerowskich. Około 10.20 rano profesor Fluegel przerwał raptem wykład i odezwał się do studentów: „Teraz możecie zrobić porządek”. Te słowa i opuszczenie Sali przez profesora stały się hasłem do wrogiej manifestacji antypolskiej. Ze słowami „Polen raus!” rzucili się studenci niemieccy na mniejszą liczebnie grupę Polaków i siłą wyrzucili ich z Sali. Studenci Polacy udali się natychmiast do rektora Politechniki żądając odpowiedniej interwencji. Okazało się jednak, ze rektora niema, a jego zastępca nie może bez jego zgody nic przedsięwziąć.”

27 lutego polscy studenci zostali napadnięci ponownie w gmachu politechniki Gdańskiej przez umundurowanych studentów niemieckich. Kilku z napadniętych zostało zatrzymanych następnie przez gdańską policje, lecz po interwencji Komisarza Generalnego RP zostali zwolnieni. Protesty polskich władz okazały się bezskuteczne i w marcu relegowano z tej uczelni niemal wszystkich Polaków.

28 marca minister Józef Beck przyjął ambasadora Niemiec w Polsce Hansa von Moltke. Z notatki dyplomatycznej wynika, ze rozmowa miała burzliwy przebieg:

Beck: Jakakolwiek interwencja niemiecka mająca na celu zmianę statusu Wolnego Miasta Gdańska będzie uważana za agresję przeciw Polsce.

Moltke: Pan chce prowadzić rozmowy na ostrzu bagnetów!

Beck: Za waszym przykładem.

Kilka dni później minister Ribbentrop w rozmowie z ambasadorem Japonii Hiroshi Oshimą powiedział: Ze względu na Związek Sowiecki Niemcy chciałyby utrzymywać z Warszawą przyjazne stosunki. Jednak od obstawania przy aneksji Gdańska do Rzeszy i utworzenia „korytarza przez korytarz” nie odstąpimy.

W tym samym czasie IKC informował, że władze Gdańska konfiskowały polskie gazety z artykułami dotyczącymi Rzeszy Niemieckiej. „Nie ma prawie dnia by nie konfiskowano jakiegoś polskiego dziennika; niekiedy konfiskuje się kilka lub kilkanaście dzienników jednocześnie. Do najczęściej konfiskowanych należą „IKC”, „Dziennik Baltycki”, „Mały Dzienik”, „Express poranny”.

28 kwietnia Maria Dąbrowska zanotowała w swoim Dzienniku:

„Wieczorem nadchodzą wiadomości o mowie Hitlera. Gadał, a raczej szczekał i wrzeszczał jak opętany przez dwie i pół godziny. Wypowiedział Anglii pakt morski, a Polsce pakt o nieagresji. Nic lepszego nie było ze strony tego bandyty do oczekiwania. Jeszcze jedna próba zastraszenia […].”

W długim przemówieniu, wygłoszonym w Reichstagu i transmitowanym przez radio, Adolf Hitler oznajmił, że podpisany pięć lat wcześnie układ polsko–niemiecki został pogwałcony przez Polskę i w związku z tym przestał obowiązywać. Poinformował jednocześnie, ze gotów jest uregulować relacje z Polską, ale pod warunkiem włączenia Gdańska do Rzeszy i utworzenia eksterytorialnej autostrady przez Pomorze. Tego samego dnia polskie MSZ na konferencji prasowej przekazało oficjalne stanowisko polskiego rządu – Polska nie jest w stanie uwzględnić niemieckich życzeń, ponieważ musi chronić swoje życiowe interesy u ujścia Wisły. Ponadto stwierdzono, że Polska zgodzi się na ustępstwa w kwestii komunikacyjnej przez „korytarz", jednak pod warunkiem, że trasa tranzytowa nie będzie miała charakteru eksterytorialnego.

5 maja, w samo południe, minister Józef Beck rozpoczął w Sejmie przemówienie, w którym odrzucił żądania Niemiec dotyczące włączenia Gdańska do III Rzeszy i przeprowadzenia przez terytorium Polski eksterytorialnych linii komunikacyjnych łączących Prusy Wschodnie z zachodnią częścią państwa niemieckiego:

[…] Ażeby sytuację należycie ocenić, trzeba przede wszystkim postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Bez tego pytania i naszej na nie odpowiedzi nie możemy właściwie ocenić istoty oświadczeń niemieckich w stosunku do spraw Polskę obchodzących. O naszym stosunku do Zachodu mówiłem już poprzednio. Powstaje zagadnienie propozycji niemieckiej co do przyszłości Wolnego Miasta Gdańska, komunikacji Rzeszy z Prusami Wschodnimi przez nasze województwo pomorskie i dodatkowych tematów poruszonych jako sprawy, interesujące wspólnie Polskę i Niemcy.

Zbadajmy tedy te zagadnienia po kolei.

Jeśli chodzi o Gdańsk, to najpierw kilka uwag ogólnych. Wolne Miasto Gdańsk nie zostało wymyślone w Traktacie Wersalskim. Jest zjawiskiem istniejącym od wielu wieków, i jako wynik, właściwie biorąc, jeśli się czynnik emocjonalny odrzuci, pozytywnego skrzyżowania spraw polskich i niemieckich. Niemieccy kupcy w Gdańsku zapewnili rozwój i dobrobyt tego miasta, dzięki handlowi zamorskiemu Polski. Nie tylko rozwój, ale i racja bytu tego miasta wynikały z tego, że leży ono u ujścia jedynej wielkiej naszej rzeki, co w przeszłości decydowało, a na głównym szlaku wodnym i kolejowym, łączącym nas dziś z Bałtykiem. To jest prawda, której żadne nowe formuły zatrzeć nie zdołają. Ludność Gdańska jest obecnie w swej dominującej większości niemiecka, jej egzystencja i dobrobyt zależą natomiast od potencjału ekonomicznego Polski.

Jakież z tego wyciągnęliśmy konsekwencje? Staliśmy i stoimy zdecydowanie na platformie interesów naszego morskiego handlu i naszej morskiej polityki w Gdańsku. Szukając rozwiązań rozsądnych i pojednawczych, świadomie nie usiłowaliśmy wywierać żadnego nacisku na swobodny rozwój narodowy, ideowy i kulturalny niemieckiej ludności w Wolnym Mieście.

Nie będę przedłużał mego przemówienia cytowaniem przykładów. Są one dostatecznie znane wszystkim, co się tą sprawą w jakikolwiek sposób zajmowali. Ale z chwilą, kiedy po tylokrotnych wypowiedzeniach się niemieckich mężów stanu, którzy respektowali nasze stanowisko i wyrażali opinię, że to „prowincjonalne miasto nie będzie przedmiotem sporu między Polską a Niemcami” - słyszę żądanie aneksji Gdańska do Rzeszy, z chwilą, kiedy na naszą propozycję, złożoną dn. 26 marca wspólnego gwarantowania istnienia i praw Wolnego Miasta nie otrzymuję odpowiedzi, a natomiast dowiaduje się następnie, że została ona uznana za odrzucenie rokowań - to muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da!

Te same rozważania odnoszą się do komunikacji przez nasze województwo pomorskie. Nalegam na to słowo „województwo pomorskie”. Słowo „korytarz” jest sztucznym wymysłem, gdyż chodzi tu bowiem o odwieczną polską ziemię, mającą znikomy procent osadników niemieckich.

Daliśmy Rzeszy Niemieckiej wszelkie ułatwienia w komunikacji kolejowej, pozwoliliśmy obywatelom tego państwa przejeżdżać bez trudności celnych czy paszportowych z Rzeszy do Prus Wschodnich. Zaproponowaliśmy rozważenie analogicznych ułatwień w komunikacji samochodowej.

I tu znowu zjawia się pytanie, o co właściwie chodzi? Nie mamy żadnego interesu szkodzić obywatelom Rzeszy w komunikacji z ich wschodnią prowincją. Nie mamy natomiast żadnego powodu umniejszania naszej suwerenności na naszym własnym terytorium.

W pierwszej i drugiej sprawie, to jest w sprawie przyszłości Gdańska i komunikacji przez Pomorze, chodzi ciągle o koncesje jednostronne, których Rząd Rzeszy wydaje się od nas domagać. Szanujące się państwo nie czyni koncesji jednostronnych. […]

Pokój jest na pewno celem ciężkiej i wytężonej pracy dyplomacji polskiej. Po to, aby to słowo miało realną wartość, potrzebne są dwa warunki : 1) pokojowe zamiary, 2) pokojowe metody postępowania. Jeżeli tymi dwoma warunkami Rząd Rzeszy istotnie się kieruje w stosunku do naszego kraju, wszelkie rozmowy, respektujące oczywiście wymienione przeze mnie uprzednio zasady, są możliwe. Gdyby do takich rozmów doszło - to Rząd Polski swoim zwyczajem traktować będzie zagadnienie rzeczowo, licząc się z doświadczeniami ostatnich czasów, lecz nie odmawiając swej najlepszej woli.

Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor.”

Przemówienie Becka spotkało się z całkowitym poparciem polskiego społeczeństwa. Beck otrzymał tysiące depesz gratulacyjnych z całego kraju.

„Mowa była mocna i stanowcza. Minister kategorycznie odrzucił obydwa żądania Hitlera – jak w sprawie Gdańska, jak w sprawie autostrady przez Pomorze. Tego własnie spodziewaliśmy się. To stanowisko podziela cała Polska” – pisał „Robotnik”.

Identyczną ocenę przedstawił „Kurier Poranny”: „Minister Beck w lapidarnych żołnierskich słowach określił to, co czuje i myśli dziś każdy Polak. Polska pragnie pokoju, ale każdy atak na swój honor, prawa żywotne i interesy odeprze.”

Teatrzyk Ali Baba 31 maja dał premierowe przedstawienie rewii Hemara i Własta „Orzeł czy Rzeszka”, w którym „Lopek” (Kazimierz Krukowski) śpiewał: „Reka, noga, mózg na ścianie, Hitler Gdańska nie dostanie”

Po sejmowym przemówienia Józefa Becka antypolskie wystąpienia w Gdańsku nasiliły się. Napady na Polaków w Gdańsku, pobicia ich i osadzanie w więzieniu, utrudnianie, a właściwie uniemożliwianie pełnienia obowiązków polskim celnikom. Jednocześnie trwało fortyfikowanie Gdańska i tworzenie niemieckich, hitlerowskich jednostek militarnych.  

20 maja doszło do groźnego incydentu w Kałdowie (Kalthof), gdzie wieczorem tłum niemieckich mieszkańców otoczył budynek w którym przebywali polscy inspektorzy celni – jednego z nich oskarżono o zgwałcenie Niemki. Skandowano wrogie okrzyki, wybijano szyby, usiłowano podpalić budynek. Polskim inspektorom udało się uciec, ale budynek został zdemolowany. Przybyłego na miejsce zajść zastępcę Komisarza Generalnego RP, Tadeusza Perkowskiego, policja niemiecka nie dopuściła do zdemolowanego budynku. Pozostawiony przy aucie kierowca komisarza, zaatakowany przez kilku Niemców oddał kilka strzałów w obronie własnej i uciekł na druga stronę granicy. Jeden z atakujących Niemców, został zabity. Tadeusz Perkowski zmuszony był pozostawić samochód i wrócić na polska stronę do Tczewa wezwanym telefonicznie parowozem. Trzy dni później Senat gdański wystosował do polskiego MSZ notę, w której w sposób sprzeczny z faktami przedstawiono zajście w Kaldowie, „wyrażając nadzieje, ze radca Perkowski, oraz towarzyszący mu główny inspektor celny Świda i radca Schiller zostaną odwołani ze stanowisk”

30 maja „Dziennik Bydgoski” informował o aresztowaniach Polaków w Gdańsku, pod różnymi pretekstami. Np. kolejarz Bukczyński został aresztowany za rzekoma krytyczna wypowiedź o przyszłości III Rzeszy. Jednocześnie trwała wojna gdańskiej policji z polska prasą – gdańscy celnicy i policjanci od rana czyhali na każdą nadchodzącą z Polski gazetę, by ją natychmiast skonfiskować.

30 czerwca w „IKC” można było przeczytać: „Bezprawie władz gdańskich w stosunku do spraw polskich na terenie Wolnego Miast Gdańska nie ustaje. Urząd Pracy Senatu Wolnego Miasta Gdańska zwrócił się do dyrekcji stoczni gdańskiej z kategorycznym żądaniem zwolnienia 20 studentów Polaków oraz 10 uczniów szkoły morskiej w Gdyni, odbywających w Gdańsku normalną praktykę. Dyrekcja natychmiast zastosowała się do zarządzenia Senatu i zwolniła wszystkich zatrudnionych tam praktykantów – Polaków.”

3 lipca przywódca gdańskich hitlerowców, Albert Forster, zachęcony niedawna wizytą w Gdańsku Josepha Goebbelsa i wyraźnymi instrukcjami z Berlina, wygłosił gwałtowne antypolskie przemówienie, w którym zażądał powrotu Gdańska do Rzeszy, odmawiając Polsce jakichkolwiek praw do tego miasta.

4 sierpnia polscy inspektorzy celni, nadzorujący celników gdańskich, zostali powiadomieni, że na mocy decyzji Senatu Wolnego Miasta Gdańska nie będą mogli wykonywać swojej pracy na granicy Gdańska z Prusami Wschodnimi. Decyzja Senatu była bezprawna, gdyż Gdańsk był połączony z polska unia celna. Komisarz Generalny RP w Gdańsku Marian Chodacki złożył protest, domagając się uchylenia tego zarządzenia w trybie natychmiastowym. Następnego dnia Prezydent Senatu, Arthur Greiser przekazał Marianowi Chodackiemu ustne wyjaśnienie, a następnie Senat pisemnie wycofal prowokacyjne zarządzenie. Ale 9 sierpnia interweniował Auswaertiges Amt, grożąc Polsce. Następnego dnia Józef Beck zaprosił do MSZ niemieckiego ambasadora. Wobec nieobecności ambasadora Moltke, w siedzibie MSZ pojawił się charge d’affaires, któremu wiceminister Arciszewski wręczył oświadczenie stwierdzające, że rząd Rzeszy Niemieckiej nie ma prawa mieszać się do stosunków miedzy Polska a Wolnym Miastem Gdańskiem.

7 sierpnia polski inspektor celny Jan Lipiński, aresztowany dwa miesiące wcześniej pod zarzutem rzekomego szpiegostwa, obrazy kanclerza Hitlera i naruszenia spokoju publicznego, został skazany przez gdański sąd okręgowy na półtora roku więzienia. Zapewne aby nie naruszać obiektywizmu rozprawy sądowej, na salę rozpraw nie dopuszczono ani przedstawicieli Polskiego Inspektoratu Cel, ani dziennikarzy polskiej prasy i zagranicznej. Świadek Bruno Szulc, który zeznawał na korzyść Lipińskiego, został aresztowany na sali rozpraw. Trzy dni później Lipiński został zwolniony z wiezienia w wyniku interwencji Komisarza Generalnego RP i natychmiast wyjechał do Polski. Zwolnienie Lipińskiego nastąpiło na podstawie wymiany za gdańskiego urzędnika celnego Muellera, skazanego przez polski sąd za obrazę narodu polskiego. Spor został więc zlikwidowany metodą handlową – mój oskarżony za waszego oskarżonego.

1 września wczesnym świtem niemieckie bomby spadły na małe, leżące nad południowo-zachodnią granicą Polski miasteczko Wieluń, rujnując je w 80 %. Kilkanaście minut później pancernik niemiecki „Schleswig-Holstein” zaatakował polską placówkę wojskową na Westerplatte w Gdańsku. Rozpoczęła się druga wojna światowa.  

We wrześniu 1939 roku Niemcy ogłosili włączenie Gdańska do III Rzeszy i przystąpili do likwidacji polskich instytucji na jego terenie, w tym systemu polskiej edukacji. Istniało jedynie szkolnictwo niemieckie, nie funkcjonowały żadne polskie urzędy, instytucje, czy organizacje społeczne, polityczne, gospodarcze i inne. Zamarło całkowicie polskie życie społeczne i kulturalne. Wprowadzono zakaz mówienia po polsku, który był przez Niemców restrykcyjnie egzekwowany.

Nastąpiły wysiedlenia rodzimej ludności. Na podstawie przygotowanych przed wojną list proskrypcyjnych, w ramach niemieckiej akcji "Tannenberg" a potem "Intelligenzaktion", skierowanej przeciwko polskim warstwo przywódczym, nastąpiły aresztowania i rozstrzeliwania. Od 2 września 1939 r., wraz z pierwszym transportem polskich więźniów – działaczy polonijnych z wolnego miasta Gdańska, rozpoczął funkcjonowanie KL Stutthof. Drugim miejscem kaźni ludności polskiej z Gdańska i Pomorza była Piaśnica, gdzie zginęli duchowni, nauczyciele, urzędnicy, działacze społeczni i polityczni, kupcy i inni, dowożeni z więzień i aresztów w Gdańsku, Gdyni, Sopocie, Tczewie, Pucku, Kartuzach oraz rampy kolejowej w Wejherowie.

19 września 1939 roku dotarł do Gdańska sam przywódca Niemiec i NSDAP Adolf Hitler. Gauleiter Albert Forster ogłosił 19 września świętem narodowym, w trakcie którego sklepy, szkoły i zakłady pracy, miały być zamknięte. W "Danziger Vorposten" gauleiter zamieścił notę powitalną:

"Nareszcie nadszedł ten tak długo oczekiwany przez nas i utęskniony dzień wjazdu naszego ukochanego führera do naszego starego, pięknego, niemieckiego miasta. [...]. Gdańszczanie, gdańszczanki! Naprawdę nie jest koniecznością, abym specjalnie prosił Was wszystkich o godne powitanie tego wielkiego, historycznego wydarzenia. Przecież zrozumiałe jest, że naszego drogiego führera musimy przyjąć tak, jak w wielowiekowej historii Gdańska nie przyjęty został żaden z przywódców czy królów naszego narodu. Latami czekaliśmy na ten moment. I teraz nadszedł. Wszyscy mężczyźni i wszystkie kobiety, chłopcy i dziewczęta z miasta i okolic, pozwolą w czystej radości i zachwycie zabić swoim sercom dla führera, podczas gdy będzie on przejeżdżał przez gdańskie ulice. Z naszego zapału führer powinien móc odczytać, jak bardzo ucieszył nas jego przyjazd do naszego miasta. Jeszcze nigdy w gdańskiej historii nie było dnia tak wielkiego i świątecznego, jak dzień 19 września 1939 roku. Poprzez nasze okrzyki i przyjęciem jakie przygotowujemy führerowi w Gdańsku, chcemy pokazać podziękowanie za wyzwolenie. [...]" 

Gdy Führer wjechał do Gdańska odkrytym mercedesem powitały go wiwatujące tłumy, a na jego cześć zabiły wszystkie dzwony. Droga Królewska, którą wjeżdżali do miasta władcy, była udekorowana wyjątkowo ostentacyjnie - ze wszystkich kamienic zwisały czerwone flagi ze swastyką. Rozentuzjazmowani mieszkańcy Gdańska krzyczeli „Heil Hitler!” oraz „Sieg Heil! Sieg Heil!”. Fūhrer wysiadł z samochodu i przeszedł do XIV-wiecznej sali kolumnowej Dworu Artusa, gdzie czekała już elita miasta. Po przywitaniu wygłoszonym przez Alberta Forstera zabrał głos Hitler:  

„Kiedyś przedsięwziąłem sobie nie przyjechać wcześniej do Gdańska zanim Gdańsk znowu nie trafi do Rzeszy. Chciałem tu wjechać jako wyzwoliciel, dzisiaj ten dzień stał się moim udziałem. […]

Niemcy i Rosja stworzą tu [w Europie Wschodniej] zamiast zapalnego ogniska Europy sytuację, którą kiedyś będzie można ocenić jako odprężenie […]. Nie mamy wobec Anglii ani Francji żadnych celów wojennych […]. Jeśli Anglia dziś wierzy, że musi prowadzić wojnę przeciwko Niemcom, to chciałbym na to odpowiedzieć, co następuje: Polska w kształcie Traktatu Wersalskiego już nigdy się nie odrodzi! Gwarantują to w ostatecznym rachunku nie tylko Niemcy, gwarantuje to także Rosja. Te wszystkie obszary, które zostały wówczas wcielone do Polski, zawdzięczają swój rozwój wyłącznie niemieckiej energii, niemieckiej pracowitości i niemieckiemu twórczemu działaniu [...] Polska, która powstała z ofiar i krwi niezliczonych niemieckich pułków, rozprzestrzeniła się kosztem starych niemieckich obszarów osiedleńczych, a stało się to wbrew wszelkiemu rozsądkowi i wbrew jakimkolwiek jej możliwościom gospodarczym.

 W ciągu ostatnich 20 lat zostało dowiedzione: Polak, który nie stworzył tej kultury, nie był jej również zdolny utrzymać. Pokazało się raz jeszcze, że tylko ten, który sam jest zdolny do twórczości kulturalnej, potrafi w sposób trwały zachować dorobek prawdziwej kultury. 50 lat dalszego polskiego panowania wystarczyłoby, aby te obszary, które Niemiec mozolnie, z pilnością i starannością wydarł barbarzyństwu, zostały z powrotem barbarzyństwu oddane.

 Jest bowiem rzeczą zgoła odmienną, czy kraj o mniejszym znaczeniu kulturalnym ma to nieszczęście, że zostanie opanowany przez naród o większej kulturze, czy też naród o wysokiej kulturze spotka ten tragiczny los, że ulegnie on narodowi stojącemu pod względem kulturalnym niżej. Bowiem w tym niższym narodzie ujawnią się i zaczną działać wszystkie możliwe kompleksy niższości wobec narodu o wyższej kulturze. Ów wyżej stojący naród będzie traktowany okrutnie i po barbarzyńsku.

 Hitler potwierdził tylko to, co wcześniej ugruntowała literatura popularna i edukacja szkolna, a mianowicie iż pochód niemiecki na Wschód był przywróceniem naturalnego porządku, dobrodziejstwem, powrotem niemieckiego osadnictwa na stare ziemie, zagospodarowane wysiłkiem niemieckiego potu i krwi. W odpowiedzi Hitler usłyszał od zgromadzonych tłumów: „Wir Danken unseren Führer!”  Tego dnia gdańszczanie uwierzyli w niemiecki Gdańsk i niemieckie Pomorze. Wielu miało łzy w oczach. Na wieży ratuszowej rozbrzmiały dzwony zwycięstwa.

24 października 1939 roku dziennikarze niemieccy usłyszeli od Fūhrera podczas konferencji prasowej takie między innymi takie oto zalecenia:

Dla wszystkich w Niemczech, aż do ostatniej dziewki od krów, musi stać się jasne, że polskość równa się podczłowieczeństwu. […] Nie ma powodu, aby publikować głębsze rozważania i artykuły przewodnie o braku kultury w Polsce […]. Wystarczy, jeśli taki ton będzie pobrzmiewać w sposób hasłowy i pojawiać się będzie okazjonalnie w postaci pojęć: „polska gospodarka”, „polski upadek” i podobnych. Należy to czynić tak długo, aż każdy obywatel Niemiec będzie miał zakodowane w podświadomości, że każdego Polaka – obojętnie, czy robotnika czy intelektualistę – należy traktować jak robactwo.

Nurtuje mnie pytanie – czy obecnym władzom Gdańska znana jest treść przemówienia Hitlera, wygłoszonego 19 września w Sali Dworu Artusa? Czy wiceprezydent , tak ochoczo rzucający na Polaków oskarżenia o posługiwanie się „mową nienawiści”, zna treść tego przemówienia?

***

Przy pisaniu notki autorka korzystała z następujących publikacji:

1. https://www.stefczyk.info/2019/05/08/szokujace-slowa-wiceprezydenta-gdanska-podczas-obchodow-zakonczenia-ii-wojny-swiatowej-na-poczatku-bylo-slowo-zle-slowo-zle-slowo-polaka-przeciwko-innemu-narodowi/

2. https://telewizjarepublika.pl/mocna-odpowiedz-dyrektora-muzeum-ii-wojny-swiatowej-w-gdansku-ws-skandalicznej-wypowiedzi-wiceprezydenta-gdanska,79771.html

3. https://wpolityce.pl/polityka/445864-plazynski-krytykuje-wypowiedz-wiceprezydenta-gdanska

4. Ksawery Pruszyński, Sarajewo 1914, Szanghaj 1932, Gdańsk 193?, Czytelnik 2004

5. Dieter Schenk, Albert Forster - gdański namiestnik Hitlera, Gdańsk 2002

6. Janusz Osica, Andrzej Sowa, Paweł wieczorkiewicz, 1939 Ostatni rok pokoju, pierwszy rok wojny, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2009

7. https://pl.wikisource.org/wiki/Przem%C3%B3wienie_J%C3%B3zefa_Becka_w_Sejmie_RP_5_maja_1939_r

8. E.C. Król, Propaganda i indoktrynacja narodowego socjalizmu w Niemczech 1919–1945. Studium organizacji, treści, metod i technik masowego oddziaływania, Warszawa 1999,


wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka