Z wizyty w Muzeum Powstania Warszawskiego najlepiej zapamiętałam dzieci. Od ledwie wystającego ponad stół berbecia do wymalowanej nastolatki. Ich poważne twarze oglądały zdjęcia i czytały memoriały poświęcone rówieśnikom sprzed sześćdziesięciu lat. Młodszym zwiedzającym pomagali w zrozumieniu meandrów historii rodzice, starsi najczęściej byli w towarzystwie przewodnika. I to pytanie, które po kilku godzinach w muzeum musi się pojawić: Czy ja byłbym na tyle odważny, by stanąć do walki?
Jak świat stary, zawsze "dzisiejsza młodzież" była uparta, zdemoralizowana i gorzej wykształcona, a zgredzi - wiadomo - jak nietoperze, co to niedowidzą, niedosłyszą, a do wszystkiego się przyczepią. Czy przedwojenna młodzież była inna od dzisiejszej? Przecież tamto młode pokolenie miało identyczne problemy w postaci złej matematycy, zawistnej koleżanki, nieszczęśliwego zauroczenia. Tamtym bohaterom, tragicznie wyrwanym z ich marzeń, książkę poświęcił Roman Bratny. Ekranizacja "Kolumbów. Rocznika 20" z roku 1970 cieszyła się zrozumiałą popularnością, choć na srebrny ekran nie można było przenieść ostatniej części, dotyczącej prześladowań żołnierzy AK po wojnie. Ta informacja została podana w Muzeum.
Osadzenie powstania warszawskiego w szerszym kontekście historycznym, w tym również powojennej rzeczywistości, stanowi jego mocny punkt. Nie sposób zapamiętać wszystkich wysuwanych z szufladek życiorysów najważniejszych postaci ale i nie sposób zapomnieć jak wielu z nich, jeżeli dożyło sędziwego wieku - to na emigracji.
Multimedialność ekspozycji to kolejny plus. Projekcje filmów czy odgrywanie wspomnień przez słuchawkę telefonów wzbogacają monotonię obcowania z tekstem pisanym, lecz przez wszechobecny hałas nie da się na nich skupić w wystarczającym stopniu. Spędziłam w MPW cztery godziny. Przy ogromie zebranych (i wciąż jeszcze kolekcjonowanych!) materiałów to niewiele. Mając na względzie zdolność utrzymania ludzkiej koncentracji, aby w pełni skorzystać z oferowanych dóbr, potrzeba dwóch - trzech sesji. Jednak nawet wtedy nie otrzymam odpowiedzi na kolejne narzucające się pytanie - czy powstanie warszawskie naprawdę było konieczne?
Australijski żołnierz biorący udział w walkach powiedział, że przed powstaniem warszawskim brał Australijczyków za najodważniejszych walecznych. Potem zmienił zdanie. Światu udowodniliśmy, że nikt nie umie tak bohatersko ginąć w obronie Ojczyzny jak Polacy. A świat, jak zwykle, nie zwrócił na to uwagi. Na pocieszenie zostaje cytat z Orwella piętnującego brytyjską prasę wysługującą się Stalinowi: "Kto raz został kurwą, zawsze nią będzie".
Strona MPW
Notka na wyraźne i wielokrotnie ponawiane żądanie Witka ;) Tekst nie na tyle analityczny jak bym chciała, ale to niestety specyfika bloga. Dłuższych wpisów się nie tyka kijem od szczotki. Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Kultura