tipsi tipsi
396
BLOG

Pompowanie Palikota - zagrożenia dla Polski

tipsi tipsi Polityka Obserwuj notkę 9

Czy partia biłgorajska może być zagrożeniem dla Polski?

Niektórzy komentatorzy o prawicowych, czy propisowskich zapatrywaniach wyrażają pogląd, że powstanie partii posła z Biłgoraja może być korzystne dla partii prawicowych, czy też po prostu dla PiSu (jedynego liczącego się ugrupowania po prawej stronie sceny politycznej). Uważają, że PP odbierze działaczy i wyborców zarówno PO, jak i SLD czy innym lewakom. Że po lewej stronie i w centrum dojdzie do rozdrobnienia, które może być zgrożeniem dla obecności SLD w Sejmie i trwale odebrać większość parlamentarną PO (szczególnie, że i PSL może wypaść z ekstraklasy w następnym sezonie).

Mają oni nieco racji, moim zdaniem jednak - wyłącznie w doraźnej perspektywie. Patrząc szerzej, nie sposób zignorować poważne zagrożenia wiążące się z powstaniem PP, których powstanie tej partii jest raczej symptomem niż przyczyną. Otóż jeśli założyć, że partia ta, podobnie jak jej lider, jest rutynową emanacją jednej razwiedek, zza kulis sterujących polską polityką, możemy mieć do czynienia z kolejnym "przekazaniem pałeczki" w długodystansowej sztafecie politycznej, odbywającej się w naszym kraju od co najmniej 20 lat.

Cóż to oznacza? Ano ni mniej ni więcej, tylko koniec trwającej od 2005 r. utarczki w "klubie dżentelmenów", która zakończy się jak poprzednie - zmianą dekoracji, praniem życiorysów, fastrygowaniem poglądów i medialnym kociokwikiem, "przykrywającym" ten cały giewałt, nim kurtyna znów pójdzie w górę i ci sami aktorzy na tej samej scenie będą mogli jak zwykle nieudolnie wystawić kolejną premierę, równie dętą jak poprzednie.

Tym razem jednak zachodzą co najmniej dwie istotne okoliczności, które mogą sprawić, że konieczne stanie się sięgnięcie po nadzwyczajne "środki artystyczne", by zapewnić aplauz widowni, a przynajmniej możliwość dogrania sztuki do końca w spokoju i zgodnie ze scenariuszem. Pierwszą z tych okoliczności są rosnące wymagania widzów. Cezura 20 lat, czyli jednego pokolenia, sprawia że duża część poprzednio naiwnej publiki nagle okazuje się bardziej dojrzała i krytyczna. Znają wszystkie sztuczki, widzą momenty zawahania marnych aktorów, którzy nie dorośli do głównych ról, i słyszą podszepty suflerów. Nie podoba im się taka sztampa i mogą zacząć gwizdać, już nawet zaczynają. A to grozi poważną klapą i niedobrze wpływa na interesy.

Okoliczność kolejna to, rzecz nieczęsto spotykana nawet za poprzedniej dyrekcji teatru, zbyt silne wczucie się niektórych aktorów w rolę. Na tyle silne, że zamiast stosować wyłącznie rekwizyty sceniczne, rewolwery strzelające kapiszonami i szpady z teleskopowymi ostrzami, nie zawahali się sięgnąć po rekwizyty prawdziwe. Już nawet nie rewolwery, ale jakieś wręcz kałasznikowy. I z tych "kałachów" pociągnąć po swych adwersarzach, raz na zawsze rozstrzygając konflikt tragiczny zarysowany przez dramaturga.

Ludzi zbyt serio traktujących teatr i np. wzywających policję na widok czerwonej farby na gorsie tenora, zwykło się w towarzystwie traktować z pobłażliwym lekceważeniem, jak naiwne dzieci albo wioskowych przygłupów. To dlatego nasi sceniczni eksperymentatorzy usiłują w taki schemat wpisać obecne protesty tej części widowni, która widzi, że krew jest jednak prawdziwa, a trupy już nie wstaną, by kłaniać się przed kurtyną i podnosić kwiaty rzucane z widowni.

Nie dostrzegają oni jednak, że ich decyzja o zmianie konwencji nie przekreśliła jedynie scenicznego sporu, nie widzą, że zburzyła teatr. Myślą, że będzie jak dawniej - że widz nie dostrzega, nie interesuje się naprawdę tym, że ktoś się potknął i spadł ze schodów między bębny i wiolonczele, że jedna chórzystka drugiej zrobiła brzydki kawał z czekoladkami i strychniną, że jakiś maszynista pechowo poślizgnął się gdzieś na rusztowaniu i spadł parę pięter w dół, bo przecież "show must go on".

Mylą się. Nie ma już teatru. Wybrzmiała opera. Teraz co bardziej rozgarnięci widzowie już wiedzą, że ci przemili ludzie na scenie mierzą do nich z prawdziwej broni, że gwizdy nie będą już tolerowane, a oklaski wkrótce przestaną być opcjonalną formą grzecznościową. I że oczy ukryte za zasłonami lóż pilniej śledzą wydarzenia na widowni, niż na scenie (no, to akurat się nigdy nie zmienia).

Dlatego sukces nowego rozdania nie będzie gwarantowany bez zapewnienia odpowiedniego aplauzu. Media już nie wystarczą. Kontrola lokajskiego establishmentu nie jest w pełni skuteczna, a utrzymanie bandy klakierów robi się za drogie w dobie internetu. Zanosi się więc na to, że konieczne będzie wprowadzenie pewnych form, hmmm..., instytucjonalnie gwarantowanego poparcia społecznego. Akcja pod pałacem była poligonem doświadczalnym zaktualizowanej formuły działań "aktywu robotniczo-chłopskiego". Nowe wraca, mili państwo.

Dodam jeszcze jedną obserwację. Otóż, rzecz do niedawna niesłychana, w rozmowach telefonicznych z nawet zupełnie szeregowymi członkami centralnych struktur partii opozycyjnych pojawiły się elementy mowy ezopowej, typowej dla panowania stylu kiszczakizmu jaruzelskiego. Niektórzy wprost ostrzegają - "to nie na telefon, oni podsłuchują". Tego rodzaju obawy pojawiają się nawet u nas, na prowincji. Niech każdy sam sobie odpowie, czy jest to wyłącznie histeria i przewrażliwienie, czy faktycznie pojawiło się coś w atmosferze ostatniego lata, co budzi zastygłe opozycyjne atawizmy w ludziach, którzy pamiętają rok 80. A może - faktycznie jest coś na rzeczy i Wielki Brat słucha?

Dlatego przejście naszych kochanych braci w Wolterze i Heglu do kolejnego etapu, widoczne jako pompowanie Palikota, uważam za okoliczność fatalną. Oznacza to bowiem, że razwiedki dogadały się wreszcie mimo nieporozumień. I że kończy się okres godnych pożałowania przepychanek, gdy cugle władzy na chwilę wyślizgnęły się z pewnej ręki ludzi rozumnych. Trzeba tylko zakończyć sezon polowań na kaczki i zagonić do stada paru niesfornych towarzyszy. I wszystko będzie jak dawniej.

tipsi
O mnie tipsi

konserwatywno-liberalny, zależnie od kontekstu ;)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka