W uniżeniu swoim lepszy był niż niejeden XIX wieczny lokaj. Kłaniał się nisko, głowę trzymał przy tym nadzwyczaj prosto. Pochylony po pas cichutko oddychał. Oczu nie podnosił. Pamiętam, że kiedy umierał papież jeden z komentatorów powiedział: to człowiek, który umiera z klasą. Do dziś nie bardzo wiem co miał na myśli. Może nawet się mylił. Co innego podejść i się pokłonić. Do tego trzeba szyku i stylu. Co innego odejść. Na wieczność.
Aleksander kłaniał się i robił to pięknie. W dawnym stylu, z gracją, z arystokratyczną rutyną, której nie było jednak w jego krwi. Z pełnym szacunku oddaniem, a może pełnym oddania szacunkiem. Lewą rękę trzymając tuż przy sercu, prawą zręcznie zakładając z tyłu, za pasem. Nisko i potulnie. Głęboko i prosto.
Mijały lata. Wiek XX przeszedł w wiek XXI, ale nie przyniósł żadnej rewolucji. Ani przemysłowej, ani kulturowej. Na ulice nie wyszli przeciwnicy wojen i dzieci kwiaty. Giełda nie stanęła. Manhattanu nie zniszczyła powódź. Nawet w Azji nie zanotowano nowych trzęsień ziemi, prócz wstrząsów stałych.Nie zmienił się i Aleksander, który wciąż kłaniał się wszystkim wokół.
Mijały lata i nikt wciąż nie zauważał, że młody mężczyzna nigdy nie mówi. Przecież tak pięknie się słaniał przed wszystkimi. Tak pięknie się uniżał. Taki był cudnie poniżony. Tak samo damom całował rączki, z podobną czułością klepał dżentelmenów po ramionach.
Aleksander tylko się kłaniał, tylko milczał i tylko cichutko myślał.Potem równie cicho odszedł. Może nawet z klasą.Ludzie, jak to ludzie, szybko odczuli brak pochlebcy-niemowy, zaczęli wspominać i podziwiać jego maniery. Jedni podejrzewali, że był głuchoniemy, inni milczenie uznali za rodzaj ucieczki, przed tym co go przerastało, co było za wielkie. Za niski był przecież do rozmowy – mówili, za błahe było jego pokorne milczenie.
Aleksander w niebie zasiadł po prawicy, tam gdzie pójdą Boże owieczki.Na miejscu czekał św. Paweł. Zaciekawiony milczącym przybyszem z odległej ziemi zapytał wreszcie: Aleksandrze, dlaczego tyle się tam kłaniałeś i jaki był powód twojego milczenia?Aleksander podniósł oczy, nabrał w płuca rześkiego powietrza i odpowiedział: kłaniałem się, bo świat był zbyt nisko, bym mógł go dojrzeć, bym mógł się mu dobrze przyjrzeć, milczałem, bo kiedy udawało mi się już co nieco zobaczyć, ból odbierał mi mowę, nie umiem bowiem mówić przez łzy…
***
...przecież niekiedy człowiek kłania się niepotrzebnie, nie z powodu czego innego, tylko w napadzie dobroci, z nadmiernej miękkości serca... ale, zresztą, nie o mnie tu chodzi...
(Makary Aleksiejewicz w "Biednych ludziach" Dostojewskiego)
... moich słów Nasiona spadły na suchą Glebę i nie wyrosły. To moja wina. E.M.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka