Przedsiębiorcy mają prawo być wściekli na Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości
– Icek, twoja Salcie zdradza cię w lesie. – E tam, las. Kilka drzewek. Żydowski, dowcip, choć stary jak świat wciąż znajduje uznanie wśród PR -owców. Otóż w serwisie internetowym Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, instytucji odpowiedzialnej między innymi za podział funduszy unijnych w ramach programu Innowacyjna Gospodarka, pojawiło się dziś sprostowanie. PARP wyjaśnia, że to nieprawda co mówią media i 8 marca pod agencją wcale nie doszło do przepychanek przy składaniu wniosków o dotacje na działalność innowacyjną, w trakcie których poturbowany został założyciel serwisu fotka.pl. W rzeczywistości, jak wyjaśnia agencja, 8 marca przyjmowano wnioski od firm, które nie prowadzą działalności innowacyjnej, a dopiero chcą w nią zainwestować. Dla poturbowanego to z pewnością zasadnicza różnica.
Poniedziałkowa awantura pod PARP i stanowisko agencji w tej sprawie powinno być gwoździem do trumny kogoś z szefostwa tej instytucji, kto odpowiada z kosmiczny bałagan, jaki zafundowała w związku z programem Innowacyjna Gospodarka.. Dosłownie kilka dni wcześniej okazało się, że PARP zrobiło w trąbę przedsiębiorców, którzy ubiegali się o dotacje na rozwój innowacji w swoich firmach. Jesienią zapowiadała, że gwarancją otrzymania dotacji jest prawidłowo wypełniony wniosek i nie trzeba się spieszyć z jego składaniem (już wtedy dochodziło do awantur). Na początku marca okazało się jednak, że zatwierdzone wnioski opiewają na 480 mln zł, a do podziału jest jedynie 135 mln zł. Pół biedy, gdyby PARP zdecydowała się dać unijną kasę najlepszym. Ale o tym kto dostanie pieniądze, a kto nie, zadecydowała kolejność składania wniosków. Ci którzy uwierzyli, że można ostatniego dnia, zobaczyli karteczkę: kasa pusta. Zgodnie z zasadą czas to pieniądz.
Tylko, jeśli o podziale pieniedzy decyduje zasada kto pierwszy ten lepszy, to po co w ogóle konkursy i pośrednictwo PARP? Wystarczy jedna osoba do obsługi sprawnej aplikacji komputerowej i po sprawie. Mało tego, żeby uspokoić rozjuszonych przedsiębiorców, którym setki tysięcy złotych przeszło koło nosa, PARP wyjaśnia, że jesienią prawdopodobnie się przesłyszeli, bo nikt nikomu nie obiecywał, że do otrzymania dotacji wystarczy dobrze wypełniony wniosek.
A zresztą przyjęcie wniosku nie oznacza, że petent pieniądze dostanie. W PARP pojawił się bowiem zator biurokratyczny. Jak donoszą firmy, którym już wcześniej przyznano dotacje w ramach programu Innowacyjna Gospodarka oczekiwanie na wypłatę to zajęcie dla wyjątkowo cierpliwych, a zasada czas to pieniędz tu akurat nie obowiązuje. Od złożenia wniosku o płatność do przelewu powinno upłynąć kilkanaście dni, góra kilka tygodni. Ale jeden z internetowych serwisów branżowych czeka na dotację od jesieni. Firma Polonit ze Strykowa (produkcja termoizolacji) czeka na wypłatę zagwarantowanych 6,5 mln zł już 12 miesięcy. PARP wciąż żąda uzupełnienia dokumentacji, albo zasłania się dużą liczbą wniosków lub chwilowym brakiem pieniędzy na koncie. A przecież każdy dzień zwłoki to zbędny koszt w postaci obsługi zaciągniętych na inwestycje kredytów, albo korzyści utraconych przez firmy innowacyjne, na których państwu szczególnie powinno zależeć. Także urzednikom z PARP, która chwali się, że rozwój kraju to jej misja. Wygląda na to, że realizacja misji utknęła w gąszczu biurokratycznych obyczajów, a agencja z wypłatą środków jest w lesie. Razem z żoną Icka.
Radosław Omachel
>> Czytaj więcej opinii publicystów Newsweeka
Inne tematy w dziale Gospodarka