Newsweek Polska Newsweek Polska
201
BLOG

Tożsamość Osborne'a, czyli szkoła dla Rostowskiego

Newsweek Polska Newsweek Polska Gospodarka Obserwuj notkę 12

Nasz rząd powinien uczyć się od Brytyjczyków ciąć wydatki.

 

Różne są zboczenia. Ja na przykład polubiłem lekturę przemówień 39-letniego ministra finansów Wielkiej Brytanii, George’a Osborne’a. Zwrócił na siebie uwagę pod koniec 2009 roku, kiedy w ogniu kampanii wyborczej zapowiedział, że po wygraniu wyborów konserwatyści obniżą wydatki rządowe, także socjalne, o jedną trzecią. My w tym czasie byliśmy w 35. akcie dramatu o politycznej niemożności zrobienia czegokolwiek w obliczu kolejnych wyborów.

Jak powiedział, tak zrobił pół roku później. Już 12 dni po powołaniu rządu konserwatystów Osborne zaordynował doraźne cięcia na 6 mld funtów, a niespełna miesiąc później miał już gotowy budżet na kolejny rok i plany na następne cztery lata. Łączne oszczędności mają wynieść ponad 110 mld funtów do 2014 roku, w 77 proc. sfinansowane cięciem wydatków, a tylko w jednej czwartej podwyżkami podatków. Wydatki resortów mają być zmniejszone średnio o 25 proc. W cztery lata finanse Wielkiej Brytanii powinny wrócić do równowagi, niwelując deficyt z 10 do 2 proc. produktu krajowego. Przemówienie budżetowe Osborne’a było retorycznie perfekcyjne, a plan uznano za najbardziej radykalny w historii kraju. Rentowność obligacji brytyjskich obniżyła się, co zmniejsza koszty obsługi potężnego zadłużenia. Taka jest premia za wiarygodność i zaufanie, którymi rynki finansowe obdarzyły plan nowego ministra finansów.

Teraz popatrzmy na Polskę. Dwa wystąpienia Jacka Rostowskiego – w październiku ubiegłego roku, gdy prezentował budżet, i 4 sierpnia 2010 r.►, kiedy dyskutowano w Sejmie o wieloletnim planie finansowym państwa – to niestety inna liga. Owszem, sytuacja w finansach publicznych Wielkiej Brytanii była i jest nadal trudniejsza niż Polski. To ułatwia i radykalne posunięcia, i dramatyczną retorykę, w której Brytyjczyk bije na głowę polskiego ministra. Oczywiście, zwykli ludzie tego nie słuchają i nie czytają, ale liderzy opinii – tak. I gratis fundują Anglikowi akceptację społeczną. Ograniczenie państwa opiekuńczego i podwyżki podatków będą kosztować statystyczną rodzinę 2 tys. funtów rocznie (10 tys. zł), a mimo to według sondażu „Daily Mail” cięcia popiera 56 proc. Brytyjczyków! Plany polskiego rządu są znacznie mniej przekonujące.

Nie tylko z powodu retoryki. Rostowski potrafi wprawdzie równie dobrze jak Osborne znęcać się nad poprzednikami, ale w sferze merytorycznej jest mniej konkretny. A poziom materiałów, jakie upublicznia rząd – słaby. Aktualizacja planu konwergencji ogłoszona w lutym tego roku od początku była mało wiarygodna i pół roku później trafiła do kosza. Założenia budżetu nie miały żadnej liczby dotyczącej finansów publicznych, dochodów i wydatków rządowych. Wieloletni plan finansowy ma dziury informacyjne większe niż dziura budżetowa. No i nie ma w Polsce żadnego stałego ośrodka analitycznego, ani w Sejmie, ani w rządzie, który zajmowałby się finansami publicznymi tak dogłębnie, jak to robią specjalne placówki w USA czy Wielkiej Brytanii. Zamiast profesjonalistów mamy w dyskusji publicznej wszystkowiedzących analityków, dyżurnych profesorów i publicystów.

Teraz będą oceniać projekt budżetu na 2011 rok. W ubiegłym tygodniu rząd wykonał pierwsze podejście do niego►, całkiem rozsądnie zapowiadając nowe oszczędności i – ewentualnie – nowy podatek bankowy oraz obniżając deficyt budżetu centralnego. Miesiąc temu nie było jednak o tym mowy w planie wieloletnim. Rząd dawkuje swoje plany jak kroplówkę, a przejrzystość nie jest mocną stroną Jacka Rostowskiego.

W przeciwieństwie do planów Osborne’awydaje się, że polski budżet więcej zarobi na zwiększeniu dochodów niż ograniczeniu wydatków. To mniej zdrowe ekonomicznie podejście. Co gorsza, łatany jest posunięciami jednorazowymi: wpływami z prywatyzacji, konsumpcją Funduszu Rezerwy Demograficznej albo scentralizowanym zarządzaniem gotówką. Każde z tych rozwiązań służy ratowaniu się przed przekroczeniem pułapu 55 proc. długu publicznego w relacji do PKB, ale żadne nie zmniejsza deficytu strukturalnego, czyli niezależnego od koniunktury, który w Polsce jest niewiele niższy niż w Wielkiej Brytanii. Osborne planuje strukturalną nadwyżkę za cztery lata. Rostowski ani w planie wieloletnim, ani w budżecie nie podaje żadnych danych.

Za finanse odpowiada cały rząd. Tu i tam są rządy koalicyjne. Osobowość 39-letniego Osborne’a – historyka po Oksfordzie – wydaje się jednak silniejsza niż 59-letniego Rostowskiego – historyka (University College London) i ekonomisty po London School of Economics. Trudno uwierzyć, by socjalliberał Nick Clegg był łatwiejszym partnerem niż Waldemar Pawlak. To raczej Osborne i premier Cameron potrafią sobie lepiej poradzić w Wielkiej Brytanii z uzgadnianiem wspólnej polityki koalicji niż Tusk z Rostowskim w Polsce. Być może tym można tłumaczyć ostatnie wybuchy naszego premiera przeciwko ekonomistom. W końcu już dawno jako patent na rozwiązanie rzeczywistych problemów wymyślono mordowanie posłańców złych wiadomości.

Piotr Aleksandrowicz

>>> Inne komentarze publicystów Newsweeka

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Gospodarka