Może ktoś się przyjrzy sposobowi zarządzania dezinformacją covidową w Niemieckiej Republice Demokratycznej, w kraju gdzie wszystko z wyjątkiem totalnego państwa jest na niby - "wolne media" są na niby (pełne spektrum a jedno kopyto podkute w Berlinie), słynne "wolne sądy" są na niby, partie polityczne są na niby (nawet afd musieli chłopaki z bnd sami stworzyć), spory o siewiernyj potok 2 są na niby (wszyscy przeciw a jeszcze bardziej za). Wreszcie wiadomo już też, że autorzy książki o cowidzie wydanej w Niemczech (i nie tylko) nie są tymi za kogo się podają...
A covidziarz wszędzie jest ale nie u nich: u nas nie ma i jest najmniejszy. Ewidentna manipulacja statystykami. W przypadku różnych wirusów itp. tworzy się choćby mapy, w których szacuje się tempo i kierunki jego rozprzestrzeniania o której godzinie i w jakiej liczbie dotrze tutaj, a o której i w jakiej liczbie dotrze tam. A ten wirus w drugiej fali jakiś chory jest i na terenie Niemiec brak mu logiki. Niemiecka Republika Demokratyczna stara się wmówić, że co najwyżej tylko przejeżdża przez ich kraj.
Logiczne:
Nielogiczne:
[i jeszcze: "Mapa jednak nieco wprowadza w błąd - na przykład w Polsce dane dotyczą województw. W Niemczech natomiast brano pod uwagę Landkreisy, czyli odpowiedniki naszych powiatów". heh]
Nawet czas rezonowanej przez folksdojczów w Polsce a zarządzonej przez Auswärtiges Amt agresywnej i kłamliwej ofensywy propagandowej po weekendzie, co też jest ewidentnie widoczne, został skoordynowany z oficjalnym covidem w Niemczech.
Niemcy fałszują dane, zgonów i zachorowań, co jest oczywiste. Bo innym wytłumaczeniem jest tylko to, że nie przemieszcza się wcale drogą kropelkową tylko jest niesamodzielny i podróżuje innym sposobem.
