Bój się czekania moherów na dobrobyt, czekania na dobrobyt z założonymi rękami.
Nazwiska tego rumuńskiego dysydenta już nie pamiętam, ale wykonana przez niego analiza zdolności rewolucyjnej biedoty pozostała w mojej głowie pod fiszką „mamałyga nie wybucha”. Tenże dysydent „mamałygą” nazywał polski odpowiednik „moherów” i to z tej racji, że głównym pożywieniem rumuńskiej biedoty była potrawa sporządzana z mąki lub kaszy kukurydzianej. Nie mam nic przeciwko mamałydze, bo jej wartości odżywcze i smakowe były doceniane także przez kuchnię naszego Podkarpacia. Wiadomo – poziom zamożności podobny.
Wspomniany dysydent wróżył dozgonne umiłowanie narodu dla wschodzącego „słońca Karpat” Nicolae Ceaușescu. W zdumienie wprawiał go fakt autentycznego poparcia dla stosowanej przez ich ukochanego wodza polityki reglamentowania dobrobytu. Z roku na rok porcja mamałygi trochę się powiększała, a ludek miał tylko cierpliwie czekać na moment, gdy stanie się ona odpowiednio duża i wszyscy staną się szczęśliwi.
We wszystkich swych działaniach Ceaușescu chciał dla narodu dobrze, aż przedobrzył. Zapewne z okien swoich luksusowych rządowych limuzyn wygląd rumuńskich wsi psuł mu dobry humor i postanowił je „usystematyzować”. Z racjonalnego punktu widzenia wcale to nie był pomysł zbrodniczy. Domy miały stać tak, aby nie szpeciły krajobrazu swym wyglądem i wyglądem swych obejść oraz, aby można było je taniej elektryfikować, kanalizować i gazyfikować. No i stało się… W mamałydze zabulgotało. Pomimo, że proces „systematyzacji rumuńskich wsi” był wsparty rządowym groszem, uszczęśliwiani na siłę potraktowali to jako zamach na fragment ich duszy. Duszy tkwiącej w chlewiku dla prosiaka, zmurszałym płocie, czy ławeczce i krzewie winorośli przed domem. Może to wszystko brzydkie – ale swoje.
Tego mój dysydent nie przewidział. Wiara w czekanie z założonymi rękami na dobrobyt została skutecznie podkopana. Ze „wschodzącym słońcem Karpat” stało się to co się stało a na swym „bulgocie” mamałyga nic nie skorzystała. Jak zwykle INNI - wcale nie Eskimosi - byli szybsi.
Nie chciałbym być w skórze naszej władzy gdy cukiereczki w postaci 500+, mieszkanie+, emeryci+, przestaną przykrywać brutalną prawdę o tym czemu, tak naprawdę, one służyły i komu tak naprawę Kaczyński „robi dobrze”.
Pisałem kiedyś:
„…
Otóż okupant w nowoczesnej wojnie napadając na nasz kraj, a aktu kapitulacji Polska dokonała w pakcie Jaruzelski - Rockefeller w 1985 roku, załatwia cztery sprawy:
-
Narzuca mu architekturę monetarną, aby grabić kraj kreacją pieniądza jako oprocentowanego długu,
-
Narzuca system podatkowy umożliwiający grabież wpływów budżetowych,
-
Blokuje wszelkie możliwości odrodzenia się kapitału strukturalnego w obszarze gospodarki,
-
Dla pilnowane interesu, naród w „wolnych i demokratycznych wyborach” wybierze sobie podrzucone „matrioszki”.
...”
Jakieś dziwne szemranie w narodzie idzie o tym, kto teraz za matrioszkę robi. Tej wiedzy nie zagłuszy już ani kondukt trumien smoleńskich, ani janczarzy Piotra Dudy, ani zbrojne oddziały ministra „Trotylewicza”.
No cóż drogi Czytelniku. Ciesz się z tej "wojny na górze: i módl się o wojnę powszechną do ostatniego szabas-goja. Okienko historii lekko się uchyli ale na krótko. Musisz tam być przed pejsatym. Możesz być pewny, ciągle robotniczo-chłopskie, wojsko będzie po naszej stronie.
Super Prezesie. Bój się czekania moherów na dobrobyt, czekania na dobrobyt z założonymi rękami.
Tymczasem zapraszam na poligon. Musisz nauczyć się strzelać argumentami:
http://nikander.neon24.pl/post/135897,gdy-profesor-za-niemowe-robi