(zapiskizpiwnicy) (zapiskizpiwnicy)
31
BLOG

Wyobraźmy sobie mariaż kina i współczesnej polityki. Czy takie k

(zapiskizpiwnicy) (zapiskizpiwnicy) Kultura Obserwuj notkę 4

 

Jest taki film, który po prostu kocham. To „Zdarzyło się pewnego razu na dzikim Zachodzie”. Pierwsza scena, scena na stacji, to dla mnie kwintesencja dobrego kina. Niby nie dzieje się nic, a siedzimy spięci, czekając na to, co nieuchronnie musi się wydarzyć.

 W dobrym filmie, musi być ciekawa, wciągająca historia. Musimy z niecierpliwością oczekiwać następnych scen, w których dowiemy się, czy naszemu bohaterowi się uda, czy zabił X, a może Y? Dobrze, jeśli możemy trochę przewidzieć rozwój wypadków, bo wtedy poprawia się nasze samopoczucie. Z ostatnich filmów, doskonałą fabułę miał „Volver”, i „Iluzjonista”. W tym ostatnim filmie to, co prawdziwe mieszało się z tym, co eteryczne, wyczarowane. Historia wciągała nas coraz głębiej, coraz bardziej chcieliśmy, żeby to dobry czarodziej zwyciężył…

 Powinniśmy też zżyć się z głównym bohaterem, czy bohaterami. Jeśli są nam obojętni, nie będzie nas interesował ich los, nie będzie nas obchodziło, czy film skończy się tak, czy też inaczej. Klasyką związania bohatera z widzem jest „Stowarzyszenie umarłych poetów”, film, w którym kiedy w ostatniej scenie uczniowie wchodzą na stoliki, protestując przeciwko wyrzuceniu ich nauczyciela, łzy biorą się nie wiadomo skąd, i same decydują o tym, jak i kiedy płynąć. Kiedy w „Pulp fiction" Bruce Willis, filmowy Butch Coolidge, idzie do mieszkania po zegarek ojca, wstrzymujemy oddech, niepewni kto zginie, on czy Travolta. Bo obaj budzą naszą sympatię. I o to w kinie chodzi. Innym klasycznym przykładem, kiedy za bohatera damy się pokroić, jest Tim Robbins, w „Skazanych na Shawshank”. Końcówka filmu, to przeżycie niemalże euforyczne, oddychamy głęboko, dziękując Bogu, że mu się udało.

Ważna jest oczywiście również piękna muzyka, która odgrywa dużo większą rolę w filmach poważnych, żeby nie powiedzieć smutnych, takich jak chociażby „Misja” czy „Nietykalni”, epokowe dzieło w wykonaniu Ennio Morricone. Świetnie dobrane piosenki towarzyszą akcji „Pulp fiction” czy „Nic do stracenia”. Ważne jest to, żeby muzyka wspierała akcję, a nie kreowała samą siebie na głównego bohatera.

Na pewno ktoś mógłby mi wytknąć, że nie napisałem o roli operatora. Wszystko przecież można pokazać dobrze i źle. Są filmy tak fatalnie skadrowane, że nie uratuje ich ani fabuła, ani super bohaterowie. Istotnym składnikiem dobrego filmu jest także gra aktorska. Zły aktor nie zdobędzie naszej sympatii, nie będziemy się za niego wstydzić jak za Woody Allena, w „Morderstwie na Manhattanie” czy w „Scoop”.

Nie uda mi się, w tej krótkiej analizie poruszyć wszystkich elementów, z których składa się dobry film. Są jeszcze dialogi, scenografia, kostiumy, montaż, to wszystko też jest ważne.

Zabawmy się teraz w zrobienie filmu z polityki. Fabuła pisze się sama, na co dzień. Tylko czy ona nas wciąga? Bohaterowie, znani z pierwszych stron gazet politycy, cieszą się naszą sympatią? Kibicujemy im? A może nienawidzimy, bo to równie ważne? Muzyka, to wszystko, co dzieje się wokół polityki. Komentarze, opinie, relacje, cały ten medialny jazgot? Czy on nam się podoba? Zdjęcia. To jak patrzymy. Bo każdy z nas ma inną, zupełnie inną opinię o tym, co widzi. GW czy Gazeta Polska, patrząc na tą sama osobę, powiedzą zupełnie inne rzeczy. Sami wiecie kto, po której stoi stronie. I do takich, a nie innych zdjęć, przez te 18 lat, od 89, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Miłego oglądania.

sentymentalny, emocjonalny, błyskotliwie inteligentny, no i oczywiście skromny. zapiskizpiwnicy@interia.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura