Mieszczuch7 Mieszczuch7
273
BLOG

Media piszą o "przejęciu władzy", zamiast o "kupowaniu władzy"

Mieszczuch7 Mieszczuch7 USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 14

Biden w inauguracyjnym przemówieniu do narodu mówił przede wszystkim o Trumpie, co świadczy o niemalejącym, mimo przejęcia de facto pełnej władzy, napięciu nerwowym w jego politycznym zapleczu. Mają Izbę Reprezentantów, Senat, Biały Dom - absolutna pełnia władzy Demokratów. Ich umysły jednak podminowuje strach przed Trumpem i ciągła walka. Dlaczego nie zaznają spokoju?

Miesiące temu już słychać było głosy zaangażowanych intelektualistów, elit waszyngtońskich, że pokonanie Trumpa w wyborach to za mało, że trzeba zrobić wszystko, aby odsunąć go od władzy raz na zawsze, wyeliminować z życia publicznego, aby już nie wrócił w kolejnych wyborach, ani nigdy. Te żądania skazania Trumpa na śmierć polityczną, publiczną, są dobitnym wyrazem strachu przed nim i przed "motłochem", który go szczerze pokochał. Jednak gdzieś na dnie tych umysłów czai się też strach przed własną bezradnością i zagubieniem, dojściem do ściany tej "ich demokracji"... Dopiero co przecież odrzucali Obamę za korupcję rządów, a teraz odrzucają Trumpa, by teraz reanimować, ba, witać z fanfarami dawny układ?

Z jednej strony zarzucają Trumpowi, że gardził tą "ich demokracją", a z drugiej - sam Biden  mówi o tym, że jest ona "krucha". Z jednej strony mówią, że trzyma się ona na "niezawisłych sędziach", a z drugiej - chcą swój reformatorski walec nakierować od razu na ten wymiar sprawiedliwości. Z jednej strony zarzucają Trumpowi pogardę wobec narodu i konstytucji, z drugiej zaś nazywają połowę tego narodu motłochem, ekstremistami, wewnętrznymi terrorystami, i nadużywają prawa ogłaszając wygraną Bidena, mimo niezbadania do końca nieprawidłowości procesu wyborczego, reżyserując prowokację w Kapitolu, uniemożliwiając "oskarżonemu" obronę przez wykluczenie z mediów, potem stosując ultimatum wobec wiceprezydenta Mike Pence'a i desperacki impeachement w ostatnich dniach kadencji prezydenta... Wreszcie czyniąc tak upokarzającym dla Trumpa, że niemożliwym do przyjęcia, udział w ceremoniach przekazania władzy... I za to też obrzucają go błotem. 

Biden  w jednym zdaniu atakuje Trumpa uderzeniem poniżej pasa ("zaledwie kilka dni temu przemoc próbowała zatrząść podstawami naszego Kapitolu") i przywołuje imię Boga, odtąd świechtane po wszystkich lewackich portalach. Biden najpierw sprowokował bunt i protesty, a teraz grozi użyciem przeciw nim całej siły państwa. Najpierw było fałszowanie wyborów, oszustwa i ich tuszowanie, a potem protesty w obronie prawa i porządku. Dlatego słuchać się nie chce, gdy Biden twierdzi,  wbrew oczywistości, że "demokracja zatryumfowała". Nie można mówić o prawdzie i kłamstwie, prosić o zaufanie, kiedy nie rozliczyło się wszystkich głosów wyborczych.

Wiele w przemówieniu Bidena było straszenia, niepokoju, słów o niepewności losu, beznadziei, gospodarczej zapaści, zabójczym wirusie,  chaosie... W sytuacji, gdy Ameryka jest podzielona jak nigdy dotąd, Biden wieszczy: "...bez jedności, nie będzie pokoju, a tylko zgorzknienie i gniew, nie będzie postępu, a tylko wyczerpująca wściekłość. Nie będzie narodu, a tylko kraj pogrążony w chaosie. Oto nasza historyczna chwila kryzysu..."  To są słowa, które mogą wywołać niepokój nie tylko w Ameryce, ale i na całym świecie... Czy to jest poważne, czy to jest odpowiedzialne, i żeby tak inicjować prezydenturę? 

Nigdy nie mogły brzmieć bardziej sarkastycznie słowa o jedności i szacunku. Ekipa Biden-Harris jest jaskrawym zaprzeczeniem szacunku dla ludzi. Słowa o niesprawiedliwości rasowej, "supremacji białych" i wyzwoleniu kobiet byłyby dobre jakieś sto lat temu, czyli w czasach, kiedy Biden był jeszcze młody. Obecnie, odwrotnie, wspierają agresywną supremację nie-białych i źle pojętego feminizmu, niszczenie całej naszej kultury, działanie wręcz samobójcze. Co powstanie na gruzach powalonych przez BLM pomników, pomników Kościuszki, który - o ironio - był obrońcą ich praw, walczył o prawa czarnych niewolników w USA? 

Przemówienie Bidena jest nafaszerowane różnymi odmianami czasownika "musieć": "musi" i "musimy" występują niemal 20 razy! Biden chce zmieniać naród, mówi Amerykanom, że muszą być inni, lepsi, bardziej postępowi, bo widać naród jest zły,  pełen ekstremistów, niedojrzały - trzeba go wychować, zaszczepić w nim nową kulturę. Te słowa brzmią dla mnie groźnie i przywołują wspomnienia czasów słusznie minionych. To komuniści chcieli wychowywać społeczeństwo, czynić bardziej postępowym. To wygląda jak powracający koszmar!

Kiedy Biden mówi: "Polityka nie musi być szalejącym ogniem, niszczącym wszystko na swojej drodze.", myślimy, słyszymy, na odwrót, że tak, polityka musi niszczyć i niszczy wszystko... Całe przemówienie naszpikowane jest negacjami, które wywołuje u odbiorcy efekt odwrotny. Biden mówi: "Każde nieporozumienie nie musi wywoływać wojny totalnej..." i słyszymy, że każde nieporozumienie musi stać się wojną totalną. To nieuniknione!

Długo by wymieniać niespójności, brak logiki, przykłady manipulacji... Jedyna rzecz, którą z tej całej ceremonii szanujący się  dziennikarz może pochwalić, to wiersz Amandy Gorman. Tak, po 4 latach zaledwie te same elity, które pozwoliły na odsunięcie korupcyjnego układu Obamów od władzy, dzisiaj muszą przełykać tę żabę i oklaskami witać powrót tej samej zgranej talii kart, tej samej sieci polityczno-biznesowych powiązań. Oto cały Waszyngton!

Jakie jest końcowe przesłanie tego przemówienia Bidena? "Niech Bóg chroni naszych żołnierzy!" Czy tych, którzy w momencie przejęcia władzy, tysiącami musieli stacjonować w Waszyngtonie? Czy tych, których Trump nie zdążył jeszcze ściągnąć z powrotem do Stanów, do domu? Czy może tych, którzy zostaną wkrótce wysłani na nowe wojny w różne miejsca świata, bo lobby przemysłu zbrojeniowego musi jak najszybciej odrobić brak zysków, straty poniesione na skutek polityki Trumpa? Bo Biden chce ponownie zaangażować Amerykę "w sprawy świata". Módlcie się matki za swoich synów...

Ameryka znalazła się w ślepym zaułku. Zamiast radosnej uroczystości inauguracji, święta demokracji, świat oglądał żałosny obraz oblężonej twierdzy, tragifarsę, graną za ponad 2-metrowym płotem zwieńczonym drutem kolczastym, przez słabe marionetki i oklaskiwaną jedynie przez opłaconych klakierów. Media powszechnie piszą o "przejęciu władzy", już nie o "przekazywaniu władzy" i jeszcze nie o "nabywaniu władzy".  

Mieszczuch7
O mnie Mieszczuch7

„Jedenaście dni temu dość mało znany bloger Mieszczuch7 napisał bardzo ciekawą notkę p.t. "Nowy mur - warszawski". Jako pierwszy zauważył on, że dzięki stalowym barierkom Pałac Prezydencki zaczął przypominać warowną twierdzę. Porównał on to do muru oddzielającego Żydów od Palestyńczyków oraz do wysokich płotów, które rozdzielają katolików i protestantów w Belfaście. Później także inni publicyści /n.p. Johny Pollack/ czynili podobne porównania, ale Mieszczuch7 był pierwszy. Jego poprzednia notka o ataku na niezawisłość Rzecznika Praw Obywatelskich też była bardzo interesująca. Warto zaglądać na ten blog.” elig, 28.08.2010

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka