3 i 4 lutego to dni, które powinny być dla nas szczególnie ważne, bo odwiedził Polskę przedstawiciel naszego „strategicznego partnera” – prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz. Jednak zamiast tego mamy kolejny dowód na to, że istnieje poważny kryzys w stosunkach polsko-ukraińskich. Świadczy o tym choćby to, że od wizyty Janukowycza bardziej zafrapowała nas płeć Mona Lisy.
W sumie trudno się temu dziwić, bo niektórzy – jak choćby Tomasz Kułakowski – przewidywali „że będzie to jałowa wizyta, która, oprócz gospodarczych deklaracji współpracy, nie przyniesie tak oczekiwanego przez wiele środowisk zbliżenia”.
– Stosunki ukraińsko-polskie mają wszelkie podstawy, żeby położyć jeden z najpotężniejszych fundamentów nowej Europy. Wspierając się wzajemnie, będziemy nadawać Europie nowy oddech – powiedział Janukowycz podczas X Szczytu Gospodarczego Polska-Ukraina. Jednak ciężko powiedzieć, co jest tym fundamentem, bo podpisana mapa drogowa stosunków na lata 2011-2012 nie zawiera postanowień, które rzeczywiście wpłynęłyby na funkcjonowanie obywateli czy w jakiś zaskakujący sposób ułatwiły przeprowadzenie Euro 2012. Nie ma w niej zapisów o ruchu bezwizowym do 2012 roku ani o pomocy w negocjacjach z Brukselą.
Dokument także nie porusza kluczowych spraw ekonomicznych, które podobno mają być nową jakością w budowaniu wspólnych relacji, jak ropociąg Odessa-Brody-Gdańsk. Poza tym chyba już mało kto wierzy w realizację tego projektu. Z kolei pogłoski o tym, że w kupno Lotosu zamieszane jest „donieckie” zaplecze Janukowycza, kontrastują ze stwierdzeniem prezydenta, iż te inwestycje opłacają się wszystkim.
Najbardziej interesująca wydaje się wypowiedź – raczej przemilczana w mediach – byłego ministra gospodarki i pracy Jacka Piechoty, który ściągnął na ziemię marzycieli o wyśmienitej współpracy regionalnej. Wspomniał on o tym, że wielu przedsiębiorców musiało zamykać swoje interesy przez panującą korupcję i nieskuteczne prawo. Są to postulaty, o których rozmawia się od wielu lat, a rozwiązań dalej nie widać. Piechota uważa, że to opinia ludzi, którzy zainwestowali swoje pieniądze, tworzy biznesowy wizerunek Ukrainy – aktualnie bardzo negatywny wśród Polaków – ale pakiet reform Janukowycza „napawa nadzieją”.
Niepokojące jest przemilczenie przez prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego sytuacji demokracji i wolności słowa na Ukrainie. Już pierwszego dnia wizyty nadarzyła się okazja do interwencji. Janukowycz podczas konferencji prasowej – wywołany do odpowiedzi przez dziennikarkę TVP Marię Stepan – powiedział, że wobec opozycji trwają tylko dwie sprawy, a nie osiemnaście. Dwie sprawy zostały wytoczone przeciwko Julii Tymoszenko, a pozostałe przeciwko innym członkom poprzedniego rządu, między innymi Jurijowi Łucence, Anatolijowi Makarence, Bohdanowi Presenerowi. – Dla sądownictwa nie ma żadnego znaczenia, jaki jest kolor flagi ugrupowania, do którego należy ta czy inna osoba, która złamała państwowe prawa, do której cerkwi chodzi albo jakiej jest narodowości – podkreślił Janukowycz.
Na pytanie o to, jak ocenia decyzję Freedom House o zmianie statusu Ukrainy z państwa wolnego na częściowo wolne, Janukowycz nie odpowiedział konkretnie:
– Mogę podać dużo innych przykładów z 2010 roku. Podwyższyło się chociażby wiele ratingów kredytowych Ukrainy. Czemu o tym nie mówicie? Czemu nie mówicie o statystyce ONZ, według której Ukraina zaczęła 2010 rok na osiemdziesiątym piątym miejscu i była w grupie państw znajdujących się na niskim poziomie rozwoju, a zakończyła ten rok na sześćdziesiątym dziewiątym miejscu? Teraz już wiadomo, które dane są dla Janukowycza obiektywne, i o co powinno się go pytać. Do serca wziął sobie te uwagi prezydent Komorowski, który drugiego dnia wizyty dalej nie wspomniał o pogarszających się standardach demokracji na Ukrainie. Janukowycz powiedział, że tak potężny sprzeciw opozycji wobec jego reform bierze się stąd, że narusza „fundament globalnej korupcji”.
– Gdy uderza się w tak mocny i niszczycielski sposób w biurokratyczny system, to on reaguje z taką samą siłą. Dlatego dzisiaj widzimy, jak biurokracja i korupcja przysłaniają się na Ukrainie demokratycznymi hasłami – grzmiał prezydent Ukrainy. – Kłamią bez litości, przekręcają fakty, za nakradzione pieniądze wynajmują najemników w Europie, USA i wewnątrz państwa... W ten sposób dezorientują cały świat oraz ukraińskie społeczeństwo.
Sprawą zainteresował się jedynie przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, który wyraził swoje zaniepokojenie wolnością słowa i mediów. Szkoda tylko, że najwyższe władze w Polsce nie potrafią powiedzieć tego samego podczas oficjalnego spotkania.
Spotkanie polskiej i ukraińskiej głowy państwa rzeczywiście było wyrazem polityki „pragmatyzmu” i „stabilizacji”, czyli w wolnym tłumaczeniu: przyjęto taktykę, że Polska będzie widzieć i doceniać to, na czym można zarobić, a czy te pieniądze będą pochodziły z drugiej Białorusi, czy z demokratycznego państwa, to w zasadzie nie powinno mieć znaczenia. Podczas swojego wystąpienia Janukowycz ładnie nazwał to zjawisko „ekonomizacją polityki zewnętrznej”. Również mówił o tym, że „nie ma alternatywy” dla stosunków polsko-ukraińskich. Brak alternatyw kojarzy mi się z panią, która poza alternatywami nie widziała również „czegoś takiego jak społeczeństwo”. Dlatego może lepiej otworzyć szerzej oczy i szukać drogi, jak te stosunki ułożyć, inaczej przez następne kilkanaście lat będziemy wysłuchiwać pustosłowia kolejnych polityków, zamiast budować „strategiczne partnerstwo”.
Paweł Pieniążek
Tekst ukazał się na stronie „Nowej Europy Wschodniej”.