Jerzy Marek Nowakowski Jerzy Marek Nowakowski
223
BLOG

My Polacy...

Jerzy Marek Nowakowski Jerzy Marek Nowakowski Polityka Obserwuj notkę 51

 

Obiecywałem sobie, że nie będę wracał do kwestii naszych negocjacji nad traktatem konstytucyjnym, czy jak go tam zwał. Bo w gruncie rzeczy wszystkie argumenty w debacie publicznej zostały już wypowiedziane. Na dodatek pisałem w "Newsweeku" zarówno o planie B jak i C. Wydawało się więc, że nic nowego z rzeczy, które są jawne powiedzieć się nie da.

Sprowokował mnie jednak Łukasz Warzecha, a dokładniej komentatorzy jego ostatniego zapisu - szczególnie Stary. Bo z większością konstatacji Łukasza mniej lub bardziej się zgadzam. Łącznie z tym, że to premier powinien przewodniczyć polskiej delegacji. I nie wchodziłbym tu nawet w analizy psychologiczne różnic pomiędzy Braćmi. Po prostu pozycja konstytucyjna i polityczna premiera w polskim systemie politycznym jest o wiele mocniejsza, a na szczyty powinni jeździć ludzie, którzy rzeczywiście decydują. To wystarczy jako argument.

Wszelako po publikacji postu odezwały się głosy krytyki jak rodem z rozkwitającego PRL. My tutaj panie musimy zewrzeć szeregi, wara krytykantom, którzy leją wodę na młyn odwetowców...Przeczytałem, że nie można krytykować madame Fotygi, gdyż osłabia to państwo. Otóż ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że państwo jest osłabiane przez zupełnie co innego. Przez dramatyczny dyletantyzm służb dyplomatycznych.

Z przecieków przed szczytem wynika, że właściwie wygraliśmy wszystko, co jest do wygrania. Tak zwani Szerpowie zdołali wynegocjować wprowadzenie do agendy konferencji międzyrządowej sprawy podziału głosów. Czyli, to co mieliśmy do załatwienia załatwiliśmy. No ale zawsze mamy jeszcze szansę żeby umrzeć mimo wszystko, jak nie za pierwiastek to za co innego. Konflikt  pomiędzy Panią Minister a Szerpami był od jakiegoś czasu tajemnicą Poliszynela. Żeby było śmieszniej to pani Fotyga - ponoć pod wpływem Danuty Huebner - była zwolenniczką ustępstw w sprawie głosowania. Ale ustępować zamierzała po cichu a głośno wrzeszczeć o tym, że zostaliśmy zmarginalizowani, wypchnięci poza Europę itd. Na dodatek szefowa MSZ ma świadomość, że po otwarciu IGC właśnie dyplomacja będzie odpowiedzialna za powodzenie naszych negocjacji. Zaś szansa przeprowadzenia naszych postulatów w całości jest znikoma. Zapewne będziemy musieli zgodzić sie na wersję kompromisową - pomiędzy pierwiastkiem a eurokonstytucją. A w zamian za to dostać coś co bedzie dla nas istotne w innych dziedzinach. No i opowieść o umieraniu za pierwiastek diabli wezmą. Co więcej diabli wezmą cały wizerunek asertywnej polityki zagranicznej. A słowo asertywność jest tu użyte bez sensu, w istocie bowiem chodzi o wizję polityki Mołotowa zwanego "kamienną dupą" dlatego, że negocjował w ten sposób, iż przedstawiał sowieckie stanowisko i nie cofał się ani na krok. Tylko Związek Sowiecki nie należał do UE a przeciwnie był agreywnym supermocarstwem. 

Polska nie powinna zabiegać o to, by być grzeczną panienką podającą kawę na europejskich salonach. Nie zgadzam się z wizją prezentowaną przez prof. Geremka, bo jest to wizja zakorzeniona w przekonaniu, że europejskie jest z definicji lepsze od polskiego. Tak nie jest. Podobnie jak polskie nie jest zawsze lepsze od europejskiego. Sukces Unii takiej jaką znamy jest zbudowany na harmonizacji czynnika narodowego i wspólnotowego. I warto by tak zostało, przynajmniej na razie. Miałem kiedyś przekonanie, iż bracia Kaczyńscy podzielają taką wizję. Od czasu nominacji Anny Fotygi to moje przekonanie się mocno zachwiało. Bo jej zachowanie na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych w Luksemburgu i wywody o polskiej determinacji by z definicji prawo krajowe było nadrzędne wobec europejskiego są w istocie próba zanegowania sensu UE. Pewne części systemu prawnego z różnych powodów powinny być zastrzeżone do kompetencji państwa narodowego, ale gdy uznamy bezwzględną wyższość prawa wewnętrznego to Unia traci sens.

Takich kwiatków jest bardzo wiele i nie ma sensu ich przywoływać. Chodzi mi o coś innego. O to mianowicie, że zachowania i styl działania Pani Minister a także jej polityka kadrowa prowadzą do kompletnego paraliżu naszej dyplomacji jako kreatora polityki europejskiej. Szerpowie czyli Marek Cichocki i Ewa Ośniecka w kategoriach europejskich należą do jastrzębi. Ale mają pojęcie o mechanizmach rządzących polityką europejską i wiedzą, że pomiędzy Europą XXI wieku a Sowietami czasów Stalina (to a propos kamiennej dupy) jest przepaść.

Polska może być jednym z krajów rozgrywających w Unii. Polska nie musi się wstydzić i siedzieć kącie co jest wizją świata partii białej flagi. Skądinąd ta wizja jest zakorzeniona w przeszłym doświadczeniu. Bo w czasie negocjacji akcesyjnych rzeczywiście musieliśmy dbać by uznawano nas za bardziej europejskich o Europejczyków. Ale teraz walczymy o nasze miejsce w systemie europejskim, które utrwali się na lata. I - znów zgoda z Łukaszem - to miejsce będzie zależało od naszej zdolności przekonywania do polskich racji językiem, który jest zrozumiały i komunikatywny w Europie. Jak dotąd rozmawiamy albo z nabożną trwogą prostaczka, który z rozdziawioną gębą słucha różnych euromądrości. Albo też zachowujemy się jak autor jednego z najgłupszych wierszyków: "Warszawa i Kraków stolice Polaków a Niemcy jak świnie zamknięci w Berlinie". 

Styl to człowiek, a w Unii styl to państwo. Nasz styl negocjacyjny to metoda Rejtana. Warto wszakże pamiętać, że Rejtan zapisał się w historii, ale sukcesu politycznego nie osiągnął. 

złośliwy, nadkrytyczny a serio mówiąc to większość bywalców pewnie mnie zna osobiście i ma wyrobione zdanie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka