Wydawnictwo Nowy Świat Wydawnictwo Nowy Świat
1806
BLOG

Kulisy porwania Krzysztofa Olewnika (15)

Wydawnictwo Nowy Świat Wydawnictwo Nowy Świat Polityka Obserwuj notkę 0

 POLITYK (III)

 

W 2005 roku  Grzegorza Korytowskiego zatrzymują policjanci Centralnego Biura Śledczego. Podczas przeszukania znajdują u niego w domu amunicję, której nie ma prawa posiadać oraz jakiś niemiecki paszport obcej osoby. Korytowski twierdzi, że znalazł go na ulicy. Prokurator prowadzący śledztwo w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika stawia mu dwa błahe zarzuty, które nie mają żadnego związku ze sprawą porwania. Pierwszy dotyczy posiadania amunicji, a drugi niemieckiego paszportu. Formalnie zatem Korytowski zostaje jednym z podejrzanych w sprawie Olewnika, ale z zarzutami, które nie mają nic wspólnego ze sprawą. 

Grzegorz Korytowski od razu zapewnia sobie obronę adwokatów z najwyższej półki. Początkowo broni go mecenas Wojciech Tomczyk – znany między innymi z obrony producenta filmowego Lwa Rywina, byłego wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Zbigniewa Sobotki („afera sta­rachowicka”), czy byłego lewicowego premiera Józefa Oleksego podczas procesu lustracyjnego. Potem Korytowski zmienia obrońcę na profesora Piotra Kruszyńskiego, karnistę z Uniwersytetu Warszawskiego. Profesor z kolei jest między innymi obrońcą Edwarda Mazura, polonijnego biznesmena podejrzanego o zlecenie zabójstwa szefa polskiej policji, generała Marka Papały. 

W 2008 roku Korytowski zgadza się na spotkanie i rozmowę przed kamerą, ale wyłącznie w obecności swojego prawnika, czyli Piotra Kruszyńskiego. Umawiamy się w gabinecie profesora, na terenie uniwersytetu. Korytowski jest zdenerwowany. Ociera pot z czoła, popija wodę. Odpowiedzi na moje pytania recytuje wyuczonymi zdaniami, jakby był po jakimś szkoleniu z zakresu występów przed kamerą. Twierdzi, że to nagonka na niego.

– Dlaczego tak bardzo interesował się pan kondycją finansową firmy „Olewnik”? Nawet miał pan plany przejęcia firmy. W jaki sposób chciał pan to zrobić? – pytam. 

– To zupełna nieprawda – odpowiada Korytowski i zerka na swojego prawnika. – Nigdy nie interesowałem się kondycją finansową firmy ani jej przejęciem. 

– Tak twierdzi jeden ze świadków, kobieta, z którą kiedyś był pan prawdopodobnie związany.

– Otóż, panie redaktorze, ta osoba od kilku lat prowadzi permanentną nagonkę na moją osobę.

– To zemsta porzuconej kobiety?

– Odrzuconej! Tak bym to nazwał. Zemsta odrzuconej kobiety, która od kilku lat nie ustaje w wysiłkach, by niszczyć moją reputację. Ja jestem tylko człowiekiem i chwila słabości spowodowała tak tragiczne skutki, że dzisiaj muszę występować właśnie w takim stanie emocjonalnym i tłumaczyć się z czegoś, czego nie zrobiłem. 

Kobieta, o której mówi Korytowski, pracowała w biurze firmy Włodzimierza Olewnika. Należała także do lokalnego koła SLD. Grzegorza Korytowskiego poznała miesiąc po porwaniu. Przed prokuratorem twierdziła: „Kiedy [Grzegorz Korytowski] dowiedział się, że jestem pracownikiem firmy „Olewnik”, wykazywał duże zainteresowanie sprawą. Jakiś czas później mówił, że wie, że Krzysztof żyje, że dowożą mu jedzenie z restauracji. Grzegorz przejawiał duże zainteresowanie kondycją finansową firmy „Olewnik”. Często pytał mnie o to. Chciał wiedzieć jak najwięcej. Pytał, gdzie danego dnia wyjeżdża pan Olewnik i co zamierza robić. Niejednokrotnie podkreślał, że pan Olewnik zrewanżuje mu się za to, co on robi w sprawie.”

W 2005 roku powiadomiła wszystkich czołowych polityków lewicy, a także prokuraturę, że – jej zdaniem – Korytowski może dużo wiedzieć o porwaniu. Została za to wyrzucona z partii, bo „zdradziła ideały lewicy”.

Grzegorz Korytowski w rozmowie konsekwentnie utrzymuje, że wszystko co robił, robił z dobrej woli. Chciał pomóc w odnalezieniu Krzysztofa. Siedzący obok adwokat usprawiedliwia swojego klienta: 

– Pan Korytowski wykazał się dużą naiwnością, nawet granicząca niekiedy z głupotą, ale robił to z dobrej woli. Atak jest skoncentrowany na niego, ale przypominam, że jest potwierdzeniem cynicznego przysłowia: „Każdy dobry uczynek zostanie ukarany”. 

Podczas rozmowy unika rozmowy o „Gienku”. Potwierdza, że – owszem – zna go, bo przecież Sierpc to małe miasto i tam wszyscy się znają. Częściej próbuje skierować uwagę na lokalnego dziennikarza Pawła K. Twierdzi, że w dobrej wierze przekazywał informacje Włodzimierzowi Olewnikowi. Informacje uzyskiwał od Pawła K. 

Kim w istocie jest człowiek, któremu ufają zarówno gangsterzy jak i prominentni politycy lewicy i który o jednym z nich, Ryszardzie Kaliszu, mawia „Rysio”? W 2005 roku Grzegorz Korytowski organizował z kolei kampanię wyborczą nieżyjącej Jolanty Szymanek-Deresz, która wówczas została posłem ziemi płockiej.

 

Grzegorz Korytowski w 2005 roku organizował kampanię wyborczą Jolanty Szymanek-Deresz. Na zdjęciu spotkanie wyborcze. 

 

W pierwszych latach śledztwa w sprawie Olewnika Grzegorz Korytowski nigdy nie był objęty kontrolą operacyjną. Policyjny wniosek do sądu o zastosowanie wobec niego podsłuchu nigdy nie ujrzał światła dziennego, bo został anulowany (przekreślony) przez Remigiusza Mindę, szefa policyjnej grupy, która w pierwszych latach prowadziła śledztwo. Obok przekreślenia Minda dopisał „z polecenia komendanta”. Chodziło o polecenie Macieja Książkiewicza, ówczesnego zastępcy mazowieckiego komendanta policji, który wówczas nadzorował pracę Mindy i jego ludzi. 

 

Fragment książki Roberta Sochy "Nie chodziło o okup. Kulisy porwania Krzysztofa Olewnika", Wydawnictwo Nowy Świat.
W księgarniach od: 6 X 2010.
Następny odcinek - jutro o 16:00.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka