Wydawnictwo Nowy Świat Wydawnictwo Nowy Świat
192
BLOG

Teufel (gdański kryminał, cz. 5)

Wydawnictwo Nowy Świat Wydawnictwo Nowy Świat Kultura Obserwuj notkę 0

Izabela Żukowska "Teufel" (5)


 

– O, właśnie przyjechał. – Krupke wskazał na wejście na molo, gdzie zatrzymała się karetka. Za nią podjechał nie oznakowany czarny otwarty mercedes na gdańskich numerach.

– To pan ich zawiadomił? – zapytał Krupkego komisarz wskazując mężczyznę w czarnym garniturze i towarzyszącą mu postawną młodą kobietę, którzy wysiedli z mercedesa i w towarzystwie doktora Kuklinskiego i jego dwóch pielęgniarzy niosących za nimi nosze zmierzali w ich stronę.

Krupke w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami i pobiegł w stronę nadchodzącej grupy.

– Obersturmführer von Moltke! – zawołał w stronę mężczyzny w garniturze.

– Witam, komisarzu Thiedtke! – Von Moltke ze swoją starannie ogoloną kwadratową szczęką i dokładnie wypomadowanymi włosami wyglądał jak agent ubezpieczeniowy. Franz Thiedtke nienawidził agentów ubezpieczeniowych tak, jak nienawidził policji politycznej.

 „Sługusy Goetza i Troegera ostatnio za bardzo węszą. Nic dobrego z tego nie będzie” – mówił często swej Waltraud tego lata.

– Zrobił pan protokół z oględzin? – Von Moltke podszedł do leżących zwłok. Porwana sukienka prawie wyschła, deski, na których leżało ciało, nie połyskiwały już w słońcu mokrymi plamami świeżych kałuż. Von Moltke obejrzał ciało, pochylił się uginając jedno kolano, z równie martwą twarzą, z jaką szedł przez molo, zajrzał pod chustę, po czym wrócił do komisarza Thiedtke i wskazał stojącą dotąd w milczeniu kobietę, która przyjechała tu wraz z nim. – To jest moja asystentka, panna Lotte Meier.

Kobieta skinęła lekko głową, prześliznąwszy się wzrokiem po twarzy komisarza, i utkwiła go znowu w nieokreślonej przestrzeni poza nim. Franz Thiedtke pomyślał, że byłaby całkiem ładna, gdyby odrzuciła tę maskę partyjnej surowości. Bo to, że była w partii, było oczywiste. Wszyscy funkcjonariusze policji politycznej, którą Thiedtke i jego koledzy musieli od lat znosić w pionie kryminalnym, byli w partii. 

– Pozwoli pan, że panna Meier zrobi jeszcze kilka zdjęć? – Von Moltke nie czekał na odpowiedź komisarza. Skinął, a wtedy Lotte Meier wyjęła z płóciennej torby aparat i wraz z doktorem Kuklinskim podeszła do leżącego ciała.

– Kto odnalazł ciało? – zapytał von Moltke.

– Dwaj chłopcy. – Komisarz Thiedtke sięgnął po notatnik. – Hans Dittel i Heinrich Kellermann.

– Miejscowi?

– Z Danzig. Zapisałem ich adresy. Mam ich zeznania. Nie wiedziałem, że pan tu przyjedzie, więc ich nie zatrzymywałem. – W istocie Franz Thiedtke zastanawiał się, co robił tu oficer policji politycznej, która zajmowała się sprawami większej wagi niż tylko zwykłe sprawy kryminalne. 

– Bardzo słusznie. Porozmawiamy z nimi, jeśli będzie taka potrzeba. Czy denatka miała przy sobie jakieś dokumenty? Coś, po czym można by ją zidentyfikować?

– Nie, nic. A jej twarz... No, cóż. Nie pomoże w identyfikacji.

– Komisarzu Thiedtke, mamy teraz znakomite metody identyfikacji. – Von Moltke wydął policzki i spojrzał na komisarza z wyższością. Jego lodowato błękitne oczy błyszczały, odbijając ciepłe promienie nadmorskiego słońca.

Franz Thiedtke nie odezwał się, zacisnął tylko szczęki, bo wiedział, że młokosy sprowadzone przez Goetza jego własne metody, choć jeszcze ciągle skuteczne, wyśmiewały po kątach, jego samego zaś uważały za relikt epoki Bismarcka. 

– Panno Meier, niech pani nie dotyka zwłok! – krzyknął nagle von Moltke do swojej asystentki, która klęcząc koło ciała martwej kobiety uniosła leżący na deskach medalion i usiłowała go otworzyć. W końcu rozchyliła go i pokazała wnętrze pochylającemu się nad nią doktorowi Kuklinskiemu.

– Panno Meier, czy pani mnie słyszy? Co pani robi? – Von Moltke poszedł w jej stronę sztywnym krokiem.

Doktor Kuklinski pomógł Lotcie Meier wstać, a kiedy komisarz Thiedtke stanął za plecami zdenerwowanego von Moltkego, asystentka powiedziała drżącym głosem: – Obersturmführer, ja... ja wiem, kto to jest.

– Jest pani pewna? Kto to jest? – Thiedtke i von Moltke zadali pytania niemal jednocześnie.

– Ja poznałam ten medalion. – Wskazała na przedmiot leżący na deskach. – Ona zawsze go nosiła.

– Czy pani zna jej nazwisko? – Thiedtke wyciągnął swój notes.

– To... – kobieta wzięła głęboki oddech, przymykając oczy. – To Marianna Walewicz.

– Walewicz? Jest pani pewna? – Von Moltke wyglądał teraz na jeszcze bardziej zdenerwowanego, niż był przed chwilą.

– Polka? Skąd ją pani zna? Rozpoznała pani jej twarz? – Komisarz Thiedtke odwrócił się do swego zastępcy i zapytał cicho. – Krupke, sfotografował pan medalion?

– Tak, panie komisarzu – odpowiedział jego zastępca równie ściszonym głosem.

– Byłam kiedyś jej sekretarką. – Lotte Meier zbladła. Doktor Kuklinski podtrzymał jej ramię. – W tym medalionie jest zdjęcie jej matki. Ona... ona nigdy go nie zdejmowała.

– Medalion mógł zostać skradziony – zauważył Thiedtke. – Rozpoznała pani jej twarz? Jest pani w stanie zidentyfikować zwłoki?

– Nie, jej twarz jest przecież w okropnym stanie. – Lotte Meier potrząsnęła przecząco głową.

– Ciało znajdowało się w wodzie około dwóch dni – wtrącił się doktor Kuklinski. – Woda przyspiesza rozkład. Do tego drobnoustroje, żerujące ryby... W wodzie ciało ulega rozkładowi  znacznie szybciej niż pozostawione na lądzie.

– Musimy zbadać tę sprawę. Komisarzu, proszę przekazać doktorowi Kuklinskiemu protokół z oględzin. I niech mi pan do jutra dostarczy raport z zeznaniami świadków – von Moltke przybrał ton zawodowego służbisty. – Proszę zabrać ciało – rozkazał sanitariuszom. – A pani, panno Meier, proszę pójść do samochodu. 

– Tak jest, Obersturmführer. – Lotte Meier wciąż nie odzyskała rumieńców na pozbawionej makijażu twarzy, jednak komisarz Thiedtke widział, że próbuje opanować emocje. Podtrzymywana przez doktora Kuklinskiego poszła w stronę mercedesa. Zaraz za nimi podążyli pielęgniarze, którzy ułożyli już na noszach ciało kobiety i okryli je białym, szpitalnym prześcieradłem. Franz Thiedtke widział, jak włożyli je do karetki, do której potem wsiedli. Doktor Kuklinski pomógł w tym czasie Lotcie Meier zająć miejsce na fotelu pasażera w czarnym mercedesie von Moltkego.

– Komisarzu Thiedtke, oczekuję raportu jutro o ósmej rano. A teraz żegnam. – Obersturmführer von Moltke sprężystym krokiem zawodowego wojskowego przedefilował przez molo w Glettkau, z wysoko uniesioną głową minął gapiów zebranych przy wejściu i wsiadł do mercedesa.

Po krótkiej chwili konwój ruszył w stronę Oliwy.

Komisarz pozostał na molo wraz z Krupkem i schupowcem, który wycierał czoło chustką. Nie był zły, czuł raczej rozgoryczenie.

– Co się pan tak poci, unterwachtmeister? – warknął. Schupo schował szybko chustkę i wyprostował się.

– To przez to słońce, panie komisarzu! – wyrzucił przed siebie.

– Dobrze, dobrze. Może się pan odmeldować! – Franz Thiedtke poczuł się zmieszany własnym zdenerwowaniem. W końcu widząc von Moltkego w tym jego wyzywającym mercedesie z opuszczonym dachem mógł od razu spodziewać się, że tak się to skończy. Skoro na miejscu od razu pojawiła się policja polityczna, sprawa, choć wyglądała na kryminalną, nie mogła  nie trafić do Obersturmführera. Powinien domyślić się, że von Moltke odbierze mu ostatnie śledztwo i komisarz odejdzie na emeryturę jak byle jaki partacz, który nie potrafił rozwiązać prostej zapewne sprawy. Oglądając zwłoki komisarz Franz Thiedtke miał już hipotezę dotyczącą tego, co musiało przydarzyć się wyłowionej kobiecie. Nic skomplikowanego. Nic, czym musiałby zajmować się pion polityczny. A że była Polką? No, cóż. Polki też mają prawo chodzić po ulicach. Ta była zapewne nieostrożna, może wybrała się na samotny spacer z Zoppot do Glettkau, złapał ją pod drodze zmrok, a kiedy wokół panują ciemności, mogą przydarzyć się różne rzeczy, myślał komisarz Thiedtke. 

 – Chodźmy – powiedział do Krupkego, ostatni raz spoglądając na wysychającą plamę wody  znaczącą cień zabranego już ciała. – Wracamy na Karenwall. A pan musi jeszcze dziś jechać do Kuklinskiego. Chcę mieć raport z sekcji zwłok tej kobiety jutro rano na moim biurku.

 
Ciąg dalszy jutro

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura