Wydawnictwo Nowy Świat Wydawnictwo Nowy Świat
161
BLOG

Teufel (gdański kryminał, cz. 9)

Wydawnictwo Nowy Świat Wydawnictwo Nowy Świat Kultura Obserwuj notkę 0

Izabela Żukowska "Teufel" (9) 


 

Mercedes skręcił w lewo w Adolf Hitler Strasse i minąwszy oliwski Schlossgarten i fontannę na klombie przy Am Schlossgarten, skierował się w stronę Danzig. 

– Jutro złoży pani zeznania, panno Meier – powiedział Obersturmführer von Moltke. Jego głos wydał się Lotte niepokojąco zimny. Poczuła nagły ucisk, który na chwilę wstrzymał jej oddech. Ból w klatce piersiowej natychmiast przerodził się w mdłości. 

– Obersturmführer, chciałabym wziąć dziś wolne popołudnie. Czy może mnie pan zwolnić i zostawić tu, w Oliwie? – Zdjęła okulary, jakby to miało przynieść ukojenie. – Chciałabym przejść się i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza – powiedziała. 

 Von Moltke bez słowa zatrzymał samochód przy krawężniku.

– Tylko proszę się jutro nie spóźnić – rzucił za Lotte, gdy wysiadała. 

Poczekała aż mercedes ruszy i zacznie się oddalać, by w końcu przeobrazić się w czarny punkt, który zniknie, podążając w stronę Danzig. Gdy straciła już z oczu złożony dach, który z każdym wybrzuszeniem wyłożonej kostką jezdni unosił się wolno nad stalowym korpusem samochodu, zawróciła w stronę Am Schlossgarten. Szła wolno, czując pulsujący ból skroni. Dzień był gorący, pogoda zachęcała, by wyruszyć na Karlsberg. Lotte wiedziała, że w taki dzień jak ten można było zobaczyć stamtąd nie tylko Oliwę, nie tylko molo w Glettkau i morze, z którego wydobyto dziś ciało Marianny, ale i strzeliste wieże ceglanych kościołów w Danzig, a nawet wijącą się wstęgę Motlau, która wpadała do portowych kanałów, obmywała kadłuby statków w dokach stoczni Schichaua i uderzała o puste nabrzeża upadłej stoczni Klawitterów, by w końcu wydostać się do tego samego morza, które rozbijało się z trzaskiem o drewniane słupy podpierające molo w Glettkau. Ale Lotte nie była przygotowana na marsz leśnymi ścieżkami. Choć zwykle lubiła takie wycieczki i nieraz zaopatrzona w płócienny plecak wędrowała wzgórzami wokół Langfuhr czy Zoppot, teraz nie miała ochoty na forsowny marsz, czuła dotkliwy ból głowy, do tego zaczęły uwierać ją jasne pantofle na cienkiej skórce, które miała na nogach. Idąc wolno w stronę Schlossgarten, pomyślała, że te pantofle spodobałyby się Mariannie. Choć nie byłaby zadowolona z biurowego stroju Lotte, szarego, służbowego żakietu i prostej, płóciennej bluzki, którą miała pod nim, z pewnością spodobałyby się jej te jasne pantofle. Nie były praktyczne, Lotte upewniała się o tym z każdym postawieniem stopy wyczuwającej drobne kamyki pod cienką podeszwą. Ale Marianna zwracała uwagę przede wszystkim na wygląd, nie przejmując się zwykle stroną praktyczną. Drzewa rosnące równym szpalerem wzdłuż ulicy łączącej oddalone od siebie Danzig i Zoppot, dwa główne elementy Wolnego Miasta, dawały cień, ale Lotte czuła na sobie promienie słońca, które przenikały przez żakiet i płócienną bluzkę. W swoim biurowym stroju wyróżniała się smutno wśród mijanych kobiet, nie zwracała jednak uwagi na ich kolorowe sukienki i białe żakiety, koronkowe rękawiczki i lekkie kapelusze osłaniające przed słońcem. Teraz i ona była jednym ze spacerowiczów leniwie przemieszczających się trotuarem. Szła i starając się ignorować ból, myślała o tym, że spełniło się jej dawne pragnienie. Marianna Walewicz nie żyła.

 

Ciąg dalszy jutro

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura