Jednym z bardziej ulubionych przez relatywistów argumentem przemawiającym za Teorią Względności jest argument o rzekomym uwzględnianiu efektów relatywistycznych podczas budowy akceleratorów.
Na czym ów "efekt relatywistyczny" ma polegać?
Na tym, że:
przyśpieszenie o 1 m/s przy małych prędkościach jest łatwiejsze ( wymaga mniejszego napięcia) niż przyspieszenie o ten sam 1 m/s , gdy elektron ( lub mion) ma już dużą prędkość.
Niestety kiedy zapytałem fizyków dlaczego wymieniony efekt nie miałby być wynikiem opóźniania się przyśpieszającego pola elektrycznego (które przecież ma swoją prędkość, a pewnie i bezwładność) to zapadła cisza jak podczas flautu na Morzu Martwym.
Nie uzyskawszy odpowiedzi na swoje pytanie, postanowiłem samemu rzecz zbadać.
Zerknąłem wpierw na einsteinowską zakrzywioną energię przyśpieszanej cząstki rosnącą ponoć w nieskończoność mimo już nie wzrastającej prędkości w okolicach prędkości światła 'c'...
... i zadałem sobie pytanie "a co by było gdyby?".
Gdyby tak wymodelować to co wywołało u fizyków natychmiastową ślepotę i głuchotę?
No to spróbujmy.
Narysujmy sobie najprostszy model "przyśpieszacza" protonów i przyjrzyjmy mu się:
Co widzimy? Po każdym obiegu proton trafiający do "przyśpieszacza" wyprzedza próbujące go dogonić pole elektryczne tak jak kamień rzucony za mijającym nas 3 razy rowerzystą jadącym raz szybko, następnie szybciej, a potem jeszcze szybciej.
Albo inaczej, kamień(pole) rzucony za rowerzystą(protonem) doleci do niego tym później im szybciej ucieka rowerzysta. Im później kamień doleci do pleców rowerzysty z tym mniejszą siłą (spowalnia go opór powietrza) uderzy rowerzystę w plecy. W przypadku pola mniejsza siła "uderzenia" oczywiście związana jest z "kwadratem odłegłości".
Tutaj proton leci z prędkością v1:
A tutaj z prędkością v2 > v1:
Teraz spróbujmy narysować sobie funkcję np.
tutaj
Hm, jakby taka funkcja mogła wyglądać? Bardzo prosto. Otóż musimy uwzględnić fakt, iż natężenie pola elektrycznego zmniejsza się z kwadratem odległości, a więc musimy użyć funkcji "do kwadratu", a dokładniej jej odwrotności 1/x^2 żeby zasymulować zmniejszanie się natężenia pola. Pomnóżmy to przez x oddający liniowy wzrost przykładanego do przyśpieszacza napięcia i na koniec pomnóżmy to przez jakąś liczbę udającą masę cząstki.
I voila!
Uzyskałem wykresy dla pięciu funkcji (elektron 0,5 pion 14 kaon 50 proton 93 deuteron 180) zachowując proporcje pomiędzy masami.
I co? Coś Wam te wykresy przypominają? :-)
Nie za bardzo?
No to poszukajmy w sieci profesjonalnych wykresów...
Dalej nic? Nie widzicie podobieństwa?
A teraz? :D
Nie jest przypadkiem podobieństwo powyższych wykresów z wykresem obrazującym np. spadanie kulki w cieczy.
Z tym, że wzrastający opór cieczy niewiele ma wspólnego z "opóźnianiem" się pola
w akceleratorze, ale widzimy tu pewną uniwersalność ("klasyczność") dość powszechną w przyrodzie, którą obserwujemy w akceleratorze, a która nie ma nic wspólnego ani z Einsteinem, ani z relatywistycznymi bredniami, tylko z "prawem kwadratów" gdyż kulka spada w polu grawitacyjnym, które również temu prawu podlega.
No i czy ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości co do tego, że współczesna fizyka w dużej mierze opiera się na ordynarnych oszustwach relatywistów?
To dlatego właśnie na rautach u tych mądrzejszych fizyków zza oceanu nie mówi się już o nieskończonym wzroście masy przyśpieszanej cząstki. Teraz się mówi o wzroście PĘDU :DDD
A co to jest ten pęd? Może przypomnę wzór: p = mv.
Zatem jeśli masa nie rośnie, a rośnie pęd, to nie ma innego wyjścia jak uznać, że rośnie prędkość. W nieskończoność. Tak tak W NIESKOŃCZONOŚĆ :D
I w ten sposób Teoria Względności sięgnęła dna zaprzeczając samej sobie: prędkość rośnie w nieskończoność mimo, że nie przekracza c, nieskończoność jest skończona, a żółwie kopulują z Achillesem :D
Wyobrażacie sobie teraz jak okrutnie męczą się te bidoki w CERNIE żeby po kraksie protonowej zebrać to wszystko do kupy i jakoś zbilansować?
Cząstki tam wyskakują jak królik z kapelusza; z jednej powstają cztery, a z pięciu 'pindziesiont' No, ale zawsze można niedowiarkom zamknąć usta wzorkiem E=mc^2 coś tam pod nosem bełkocząc o zamianie energii w masę, prawda? Ale której energii? Się pytam. Tej prawdziwej czy tej wydumanej?
P.S. Panowie fizycy! Kiedy wreszcie przestaniecie grać tę relatywistyczną komedię? Ośmieszacie nie tylko siebie, ale i całą naukę!
:
DDD