Owanuta Owanuta
1168
BLOG

Kichający Żydzi

Owanuta Owanuta Polityka Obserwuj notkę 144

 

Nie ma wyjścia z matni w jakiej znalazł się Izrael. Nie po raz pierwszy, kraj ten stanął wobec niemożliwych do rozwiązania problemów. Pomocy w ich rozwiązaniu nie ma co oczekiwać od innych narodów. Światowa opinia publiczna, łatwo kształtowana dobrze skrojoną propaganda antyizraelską, pozostaje mu nieprzychylną i wydaje się głucha na głos zdrowego rozsądeku. To nie jest niczym zdumiewającym, ani też trudnym do zrozumienia. Obrazy rozdartej na strzępy miejskiej tkanki Gazy, nie mniej raniące nasze sumienia, niż te przedstawiające zniszczenia tkanki ludzkich ciał, w tym i ciał dziecięcych, kobiecych, ciał seniorów , nie pozostawiają nawet odrobiny wyboru naszym emocjom. Dojmujące obrazy zupełnej dewastacji, w zestawieniu z obrazami ogromnych, przerażających czołgów i po zęby uzbrojonych żołnierzy izraelskich, nie stawiają pytań, tylko dostarczają wstrząśniętemu odbiorcy gotowych odpowiedzi.

 

Kiedy ja siadam do pisania notki o tych trudnych sprawach, moje serce wie co napisać, ale ja nie. Powoli i mozolnie znajduję odpowiednie słowa, by przekazać myśli będące wynikiem znacznie głębszego procesu, odbywającego się na poziomie rozstrzygnięć moralnych. Znam jego wynik, który jawi mi się w formie odpowiedzi na hipotetyczne pytanie, po czyjej stanąłbym stronie w tym konflikcie, niemal zanim zaczynam o tym myśleć. To wygląda tak, że ja “po prostu wiem”.  Jak przebiega ten process i co sprawia, że  u mnie prowadzi on do odpowiedzi innej niż u znakomitej większąści moich rodaków?  Czy to poczucie, że ja po prostu wiem, podlega potem jakiejś weryfikacji intelektualnej? Czy jestem otwarty na modyfikację swojego stanowiska, czy jestem gotów otworzyć się na możliwość, że mój instynkt moralny prowadzi mnie na manowce? Czy mam kontrolę nad tym procesem? Czy ponoszę odpowiedzialność za coś co mi się jawi jako “gotowiec”? Czy mam zasługę w jego kształtowaniu? Wszak wydaje się niemal automatycznym…

 

Nawyk stawania po stronie Izraela, utrwalony na przestrzeni lat, może być częściowym wyjaśnieniem tego zjawiska, ale czuję, że tylko w niewielkiej części. Nie odnajduję bowiem w sobie bezradności intelektualnej, kiedy jestem zmuszony do zwerbalizowania swoich przekonań na temat Izraela. A jednak, jakiś stopień automatyzmu w moich reakcjach na pytania o racje Izraela, jest ewidentny.

 

Jak zatem dorobiłem się tego automatyzmu i co dla mnie niezmiernie ważne, czy podobny automatyczny proces, jest obecny w myśleniu tych ludzi, którzy opowiadają się przeciw Izraelowi? W jakim stopniu i czy, są oni odpowiedzialni za automatycznie pojawiające się w ich głowach, odpowiedzi na wyzwanie dla naszych moralnych instynktów, jakim jest nieustanne zmaganie narodu Izraela, by żyć?

 

Nie ja pierwszy stawiam takie pytania. Mniej lub bardziej powierzchowne odpowiedzi też są od dawna obecne w przestrzeni publicznej. Najbardziej chyba znana nam Polakom, mówi o “mleku matki” z którym wypijamy nasze moralne przekonania, na przykład odruchowy antysemityzm.

 

To w jakimś stopniu tłumaczy dominację pewnej postawy moralnej w danym społeczeństwie. Ten stopień zaś zależy chyba od tego co uznamy za to, kształtujące nasze przekonania, mleko. Czy jest nim tradycja rodzinna, czy raczej tradycja kulturalna narodu?

 

Żydzi, jako, narodowość, nasi dawni sąsiedzi i współobywatele, czy mieszkańcy własnego państwa Izrael, nie istnieli w mojej świadomości , aż do roku 1967. Miałem jedenaście lat. Uwielbiałem kreskówki dla dzieci i dowcipy rysunkowe z prasy. Prawie każda gazeta, czy tygodnik miały dział HUMORU, zapełniany satyrycznymi rysunkami. Ich polityczny character i propagandowy cel, ani mnie obchodził, ani do mnie docierał. To był też rok, w którym odkryłem, że ja sam również mogę rysować. Moje zrozumienie prawa autorskiego w tym czasie, pozostawiało wiele do życzenia, toteż pierwsze rysunki były mocno “inspirowane”, tymi które mogłem zobaczyć w gazetach. Z tym , że rok 1967, to nie był dobry rok dla małych chłopców odkrywających w sobie marzenie o zostaniu rysownikami. Wojna sześciodniowa i zerwanie stosunków dyplomatycznych z Izraelem, przyniosły taki skutek, że sekcje humoru w polskiej prasie zapełniły się satyrą antyizraelską.

 

Nie wiem, czy ktoś wtedy zaobserwował i zaraportował skokowy wzrost ilości antyizraelskich graffiti na murach Nowej Huty. Ale ten wzrost miał miejsce. Wiem, bo sam za nim stałem. Wykonałem osobiście pewno z kilkanaście rysunków kredą (ach, te niewinne czasy sprzed wynalezienia farby w spray-u) przedstawiających groteskowo garbato-nosych Żydów kichających atomowymi grzybami. Ich żydowskość była zaznaczana w taki sam sposób jak na rysunkach w prasie – opaską z gwiazdą Dawida na rękawie.

 

Nikt mnie do tego nie namówił, nie znałem osobiście żadnego Żyda, nigdy nie słyszałem antysemickich wypowiedzi, czy to w rodzinie, czy na jej zewnątrz. “Mleko” dotarło do mnie w formie rysunków w polskiej prasie. Byłem w nich zakochany. Ale miałem swój gust. Jedne podobały mi się bardziej niż inne, ogólnie ceniłem te bardziej “inteligentne”, byłem zakochany w tym, który przedstawiał “karpia po żydowsku” – karp, wzorem Mosze Dajana, miał czarną przepaskę na jednym oku…

 

Po wakacjach jedna z koleżanek nie powróciła do szkoły. Cicha, miła dziewczynka z czarnymi warkoczami. Pojawiła się dopiero na początku października i to tylko po to, żeby pożegnać się z klasą. Była w towarzystwie mamy. Nauczycielka mówiąc, że Dorota wyjeżdża z rodzicami na stałe z Polski, starannie unikała dwóch słów. Emigracja i Izrael. W jej słowach, Dorota wyjeżdżała na jakiś czas do Afryki…

 

Jeżeli więc istnieje we mnie automatyczna sympatia do Izraela, to na pewno nie bierze się z wypitego z “mlekiem matki” przekonania. Idąc przez życie gromadziłem wiedzę o świecie i stawałem się świadomy coraz większej ilości spraw i zagadnień i budowałem swoje opinie na ich temat. Tworzyłem skalę wartości bliskich mojemu sercu, budując jednocześnie to co jest dziś moim sercem. Czy miałem jakąś przewagę nad innymi? Jakąś pomoc, która pozwoliła mi uniknąć pułapki antysemityzmu? Nie. Za swoje dzisiejsze poglądy nie tylko jestem odpowiedzialny, ale ponoszę za nie wyłączną odpowiedzialność. Tak też jest, moim zdaniem, w znacznym stopniu w wypadku tych, którzy odruchowo opowiadają się po stronie tych, co pragną zniszczyć Żydów, lub jak dziś o tym chorym pragnieniu przyjęło się mówić, są przeciwni metodom stosowanym przez państwo Izrael.

 

Izrael jest oskarżany, wbrew faktom i dowodom o eksterminowanie Palestyńczyków. Wymawia mu się, że stosuje nieproporcjonalnie dużą siłę w walce z prowokującym przeciwnikiem. Podkreśla się tę dysproporcję na różne sposoby, nie zważając na absurdalne implikacje takiej argumentacji w odniesieniu do prowadzenia wojny. Ci, którym serca krwawią tak obficie i wydawałoby się całkiem szczerze, nad losem ludności cywilnej Gazy, nie pokazują podobnego, symetrycznego współczucia dla ludności cywilnej Izraela.

 

Ta dysproporcja stopnia wrażliwości, nie jest jedyną dysproporcją prześladującą ten temat. Wszystko inne też jest pozbawione proprcji i równowagi. Populacje walczących stron są ogromnie różne, uzbrojenie, jego zaawansowanie, wyszkolenie żołnierzy, stosunek własnych społeczeństw do konfliktu, poparcie światowej opini publicznej, stopień zideologizowania…

 

Jedną z najbardziej nieobecnych w świdomości narodów jest dysproporcja w stosunku do pokoju, pomiędzy walczącymi stronami. Dla Izraela pokój to brak wojny z nieprzyjaznymi sąsiadami, dla Arabów pokój to zagłada Izraela. Przy takiej dysproporcji, niemożliwe jest rozwiązanie tego konfliktu. Słusznie wszystkie rządy izraelskie domagały się zmiany manifestu politycznego organizacji wyzwolenia Palestyny w tej części, która mówi o dążeniu do likwidacji państwa Izrael. Rozumiały to też przynajmniej niektóre narody i odmawiały uznania terrorystów za legalnych przedstawicieli palestyńskiego społeczeństwa. To należy jednak do przeszłości i dziś negocjuje się z nimi i zawiera traktaty.

 

Wygląda na to, że Izrael stanął u progu niezwykle trudnego okresu swojego istnienia, a narody będą teraz mogły z dużą dozą swobody dokonać zła, które wychodowały w swoich sercach. Nie ma nadziei, na to, że zdołają wybrać dobro, teraz, w natłoku szybko po sobie następujących, trudnych i kontrowersyjnych wydarzeń, jeśli  nie zrobiły tego do tej pory, w czasach, kiedy wydarzenia były łatwiejsze do prawidłowego rozpoznania. Instynkt moralny nie jest wrodzony, ale kształtuje się z biegiem czasu w debacie o wartościach, ale to na instynkcie, a nie na spokojnej refleksji moralnej, oparte będą decyzje w czasach wojny. Wojny, która nadciąga jak mrok nad całą ziemię.

Owanuta
O mnie Owanuta

Nutnik

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (144)

Inne tematy w dziale Polityka