P.T. P.T.
716
BLOG

Zachód spaliłby Ukrainę, gdyby tylko mógł...

P.T. P.T. Polityka Obserwuj notkę 11

 Sens rozszerzania granic Unii Europejskiej o Ukrainę jest nieco mglisty. W końcu pod dowództwem Janukowycza współpraca z dawną zbrojownią Związku Radzieckiego nie należałaby do najłatwiejszych. Jednak zmiana sytuacji na Ukrainie powoduje dla Unii Europejskiej jeszcze większy problem.

            Mimo wielu pozornych różnic i często rozbieżnych interesów (przynajmniej oficjalnie) Janukowycz stał jedną nogą w Kijowie, a drugą na Kremlu. Dla nikogo nie było tajemnicą, że duży wpływ na Ukraińską politykę miała Rosja. Działania Ukraińskich władz nie były ani obojętne, ani uwolnione od nacisków płynących z Moskwy. Pomijając pule decyzji, które można było podejmować suwerennie, znacznie szerszym kręgiem otoczone były te, które miały być „konsultowane”. Włączenie Ukrainy do Unii Europejskiej byłoby zatem zbliżeniem z Rosją, co chyba stanowiło najważniejszy cel. W końcu jedynym prawdziwym skarbem Ukrainy jest ziemia. Niestety gospodarka rolna w tym państwie zawsze stała na niskim poziomie, a gdyby przeznaczyć na nią odpowiednie środki, przy swoich warunkach naturalnych, Ukraina mogłaby stanowić poważną konkurencję w dziedzinie upraw i roli.

            Wracając jednak do tematu, Zbliżenie do Rosji mogłoby być realną korzyścią z włączenia Ukrainy do UE. Obecnie jednak powstał problem. Co da Unii państwo, w którym władza została przejęta przez „obywateli”. Nie do końca myślących logicznie. Nie myślących jak politycy. Kierujących się emocjami. Co może wnieść państwo, które ma ogromne kłopoty finansowe i ledwie co zaczęło podnosić hasła o tzw. „prawdziwej demokracji”, a nie jak do tej pory udawanej. Zachłyśnięcie się tą demokracją pomału doprowadzi ten kraj do anarchii i pogorszy stan Państwa. Wszystkie dostrzegalne scenariusze dotyczące „Wolnej Ukrainy” mają w istocie bardzo „grecki wydźwięk”. Jednak w momencie kiedy, wspólna droga UE i Ukrainy zaszła tak daleko, powstał problem, jak to wszystko rozwiązać. Zatem Unia będzie wspierała Ukrainę. Tu sypnie trochę grosza. Tu napisze przemówienie. To odwoła się do ludzkich uczuć Władimira Władimirowicza. Jednak po cichu każdy liczy, że ten niebanalny problem rozwiąże się sam.

            Z drugiej strony pojawiaj się problem w postrzeganiu siły państw zachodnich. W końcu czy Ukraina „upadnie, czy nie” nie ma większego znaczenia. No może tylko dla Polski, ale o tym za chwilę. Kłopot polega na tym, że jeśli zachód nie zrobi nic, okaże słabość. Przegra bitwę na „prężenie muskułów”. Za dużo zrobić nie można bo nie wiadomo na co stać Przywódcę z Kremla, a straty mogą być zbyt duże. I w imię czego? Ukrainy?

            Ten wielki dylemat z góry jest skazany na porażkę zachodu. Pojawiły się głosy, że może trzeba by odsunąć Putina od władzy. Jest to wyjście chwilowe i mogące skutkować w bardzo poważne konsekwencje. Mianowicie pojawia się kolejny problem: kto niby miałby go zastąpić? Po pierwsze Putin jest wyjątkowo popularnym politykiem. Jest swego rodzaju marką. Metką dumnie przyszytą do lekko znoszonego, jednak wciąż atrakcyjnego futra, zwanego Rosją. Służby bezpieczeństwa, które znalazły idealnego człowieka do prowadzenia państwa rosyjskiego, a z którym zbieżność poglądów i metod działania mają niewyobrażalnie zbieżny nie pozwolą na to, aby spadł mu włos z głowy. Po drugie wśród ewentualnych polityków rosyjskich – ewentualnych następców tronu większość wywodzi się z radzieckiego munduru. Radykalizm i mocarstwowe ambicje mogłyby przesłonić nieco praktyczny sposób rządzenia państwem i przynieść zachodowi więcej nieszczęścia niż łask.  Zatem zostaje Władimir Władimirowicz, który faktycznie, czasem pogrozi palcem, czasem napnie cały mięsień wysportowanego przedramienia, ale jednak uczestniczy w stosunkach międzynarodowych, podpisuje umowy, gwarantuje niejako stabilizację w regionie – przynajmniej w dłuższej perspektywie. Krótko mówiąc: przynosi zysk. Skoro więc alternatywa jest taka, a nie inna, zachodowi nie opłaca się zagłębiać specjalnie w kryzys. Naturalnie w oczach opinii międzynarodowej nie można dać się zastraszyć. Więc tu trochę pogrozi, tu jakieś sankcje, które w zasadzie wiele złego nikomu nie wyrządzą, tu pobolewa się, jaki to wujek ze wschodu jest zły. Ale to wszystko. Jedynym wyjściem byłoby pojawienie się kolejnego, młodego, nikomu nie znanego, ambitnego człowieka, który z dnia na dzień stał by się politykiem charyzmatycznym o silnej osobowości. Ale zapewne miałby on plecy o szerokości całej Łubianki podobnie, jak urzędujący prezydent. Zatem i to mijało by się z celem. Mogłoby co najwyżej odwlec nieco potencjalne zagrożenie.

            I na sekundę wracając do roli Polski na Ukrainie. Nikomu nie trzeba przypominać podniesionego larum na temat miejsc w szpitalach, polskiego zaangażowania i promowania własnych nazwisk na tle majdanu. Nagłe znalezienie pieniędzy dla Ukrainy, w momencie w którym nie ma ich dla Polaków. Masa zaświadczeń na temat przyjaźni polsko – ukraińskiej. Wystarczy przypomnieć naszych przyjaciół z UPA… 

P.T.
O mnie P.T.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka