Z religią nigdy nie było mi po drodze. Za młodu, nawet gdy przyjmowałem sakramenty, to sensu w nich nie widziałem żadnego a z biegiem lat nigdy nie chciało mi się go doszukiwać. W liceum skwapliwie skorzystałem z okazji do rezygnacji z uczestniczenia w katechezie, co wiązało się z nieusprawiedliwionymi nieobecnościami na przedmiotach następujących potem. Nie żałuję. Na wagarach nauczyłem się więcej niż w szkole.
Nigdy jednak swojego ateizmu nie wiązałem z niechęcią do Kościoła Katolickiego ani żadnego innego. Poglądy na życie i świat wpisują mnie w nurt konserwatywny i nie ma w tym żadnej sprzeczności. Czym bowiem jest dla mnie religia? To zbiór pewnych poglądów, głoszonych w specyficznej, najczęściej mistycznej formie. Do mnie taki przekaz nigdy nie trafiał. Myślę, że gdybym na siłę chciał uwierzyć w katolickie dogmaty wiary, to dzisiaj stałbym w jednym szeregu z prof. Janem Hartmanem i innymi zaprzysięgłymi antyklerykałami, którzy z uporem godnym lepszej sprawy starają się udowodnić, że chodzenie po wodzie przeczy prawom fizyki. No brawo! Einstein byłby dumny!
Wracając jednak do religii jako jednej z form wyrażania poglądów. Niektóre poglądy propagowane przez religię katolicką są mi bliskie. Nie dlatego, że są one katolickie tylko dlatego, że współgrają z moim systemem wartości. W kwestiach bioetycznych i kary śmierci jestem w obozie pro-life, w związku z czym gram w jednej drużynie z każdym kto uważa tak samo. Z powodu mojej niewiary nie będę przecież odrzucał swoich przekonań tylko dlatego, że biskup ma takie samo zdanie jak ja.
To jest zresztą podstawowy problem w komunikacji z ludźmi, dla których ideologia, religia, czy polityka jest opaską uciskową na mózgu. Nie ma szans na porozumienie się kimś, kto twierdzi, że coś popiera, bo tak jest napisane w Piśmie. Tak samo mogę zapomnieć o sensownej rozmowie z człowiekiem będącym przeciw czemuś tylko dlatego, że Kościół jest za. Kościół mówi: ”nie zabijaj”? A pocałujcie mnie w nos, właśnie że będę!
Nie zgadzam się też z tezami mówiącymi o tym, że ateiści to ludzie, którzy w przeciwieństwie do wyznawców religii, kierują się rozumem. Jest wręcz śmiesznie gdy szczególnej naukowości ateizmu bronią magistrowie wiedzy o tańcu albo innego filmoznawstwa (do tej akurat grupy zalicza się także autor niniejszego wpisu), zachowując się przy tym jakby byli o krok od wynalezienia szczepionki na raka trzustki. Cóż bowiem począć z takimi wybitnymi umysłami jak Mikołaj Kopernik, Izaak Newton, Alexander Fleming, czy wielu innych uczonych dla których poglądy religijne nie stanowiły przeszkody w pracy naukowej? I jak powyższe pogodzić ze skrajnym antyintelektualizmem by nie napisać „głupotą” Armanda Ryfińskiego i innych przedstawicieli „szkoły biłgorajskiej”?
Ateista w obiegowej opinii to człowiek, który w Kościele Katolickim widzi wyłącznie zło pod postacią pedofilii i neurotycznego gromadzenia dóbr, a każdy innym pogląd na świat tłumaczy opresyjną spuścizną tej instytucji. No tak, ale skoro wyłuszczyłem czym jest dla mnie religia, to wypadałoby też określić się wobec ateizmu. Skłaniam się do najprostszego rozumienia tego słowa, czyli do odrzucenia koncepcji Boga i w ogóle wszelkich bóstw. Istnieje tylko doczesność i czas, który mamy na ziemi jest jedynym, na jaki możemy liczyć. Tylko tyle. Nie widzę tutaj powodów do jakiejś wielkiej ekscytacji i głoszenia „dobrej, bezbożnej nowiny”, skoro powyższa definicja nie zawiera w sobie żadnych cech wartościujących, że o jakimkolwiek programie pozytywnym nie wspomnę. Można wojować z kulturowym dorobkiem katolicyzmu ale warto przedstawić coś w zamian. Coś wartościowego i wzniosłego, by mogło skutecznie zastąpić „religijny totalitaryzm”. I co proponują ateiści spod znaku przewróconego krzyża? Pigułkę „po”. Z tak rozumianym ateizmem nie chcę mieć nic wspólnego, tak samo jak z każdą inną ideologią stawiającą wolność osobistą ponad ludzkie życie.
Wnioski jakie wysnuwam z takiego poglądu na świat w żadnej mierze nie prowadzą mnie do atakowania Kościoła w większym lub mniejszym stopniu niż każdej innej instytucji lub grupy społecznej (na przykład znanych i cenionych reżyserów filmowych gwałcących naćpane trzynastolatki). Ateizm każe mi natomiast cenić ponad wszystko ludzkie życie ponieważ nic oprócz tego nie istnieje. Stąd właśnie bierze się mój sprzeciw wobec eutanazji, aborcji i kary śmierci, co przez oponentów najczęściej jest tłumaczone właśnie jako wynik „moherowej indoktrynacji” (z wyjątkiem kary śmierci, tutaj jestem typowym „lewakiem”). Otóż tak nie jest. Co więcej, uważam, że osobie, która wierzy łatwiej jest zaakceptować czyjąś śmierć w wyniku działalności państwa, bo w optyce religijnej zawsze istnieje coś ponad doczesność.
Ateista jest tego azylu w zaświatach pozbawiony.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo