Moja Myśl Przewodnia
Kocham Polskę i bliźniego swego
Prawdę mówiąc – tego mi życzliwego.
Nieprzyjaciół z latarką nie wyszukuję.
– Któż, jednak wśród nich, dobrze się czuję?
Pośród polskiej braci, często się składa,
Że jeden drugiemu świnię podkłada.
A jeśli takiemu, ktoś wytknie złe zachowanie.
Ten zaraz mu zarzuca nienawiści rozsiewanie.
Zaraz z siebie robi wielce pokrzywdzonego.
A gdy wyznawcy dorzucą szumu medialnego,
Trudno wtedy rozeznać – kto kogo bije?
Czy ten co płacze, czy ten co głośno wyje?
Takie praktyki cwaniacy często stosują.
I tym sposobem, wyznawców pozyskują.
Bo wielu obywateli, z Narodu Polskiego
Staje po stronie – Naród – oszukującego.
No i mamy to, co mamy
Miast salonu – rywalizujące kramy.
Do Świata
Bądź nam przyjazny niepojęty świecie
Mroź zimnem – zimą
Grzej ciepłem w lecie
Wiosnę zsyłaj kwiecistą
A tylko jesień dżdżystą.
Każdy niech zna swoje miejsce w Tobie
I potrafi, pokornie położyć uszy po sobie.
Pewnie stąpać, też niech się nauczy
– Na tyle, by bliźniemu nie dokuczył
A ten – chocieś niepojęty
Kto Cię nie uszanuje, niech będzie wyklęty.
I mimo, że nie wszystko, na swym miejscu leży
Wiele, wiele czci od nas Ci się należy.
Toteż zawołam, z całej siły
Jesteś mniej straszny, a bardziej miły.
Wedle pisma, ponoć Bóg Cię stworzył
Szkoda, że dobra więcej nie dołożył.
Coraz częściej wpadamy w dołki przez zło wykopane
I ulegamy pokusom przezeń podsuwanym.
I choć miało być zduszone przez Chrystusa Pana
Nadal jego siła destrukcji jest odczuwana.
Nadal zła owoce podtruwają ludzi
Dotąd, jego zapału nie udaje się ostudzić.
Pajęczyną nas osnuwa, tka pajęcze sieci
I cieszy się jak dużo ludzi w nie wleci.
Toteż coraz częściej spoglądamy w niebo
Myśląc, że w końcu wyjrzy z niego
Boskie oblicze, które
W końcu da złemu burę
A ono ogon podkuli
I w kąt piekła się wtuli.
- 1 -
Antonimy
Góry – Doliny.
Śmierć i Narodziny.
Radość – Smutek.
Kurka i Kogutek.
Dobre i Złe.
Tak! i Nie!
Lato i Zima.
………………………..
– Niemal wszystko!
Ma swego Antonima
No i – Sami zauważycie,
Jak mało singli w bycie.
Każdy też wie,
Że coś się ma, albo nie.
Zna też każde stworzenie
Rozkosz jak i cierpienie.
Każde, pewnie coś zabolało
I każde ukojenia doznało.
Wiemy, co światło i cień
I co wynika zeń.
Kiedy byśmy odpoczywali
Gdybyśmy nocy nie znali?
Lecz najtwardsze dowody
To woda służąca do ochłody
I żywota podtrzymywania
– Jak też do oczyszczania,
Wraz z ogniem, bez którego
Nie byłoby jadła gotowanego.
Służą do życia podtrzymania
Ale i do jego rujnowania.
Oboje, choć są przeciwnościami
Są dla nas udogodnieniami
Jak i wrogimi żywiołami.
On służy także do ogrzania,
Jak i do pożogi powstawania.
Łatwo zauważyć się daje,
Żeeeee!
Ogień i Woda – zajadłe przeciwności
To twarde dowody niejednorodności
Świata przez nas użytkowanego
I przez nas wypaczanego.
– Pewnie Boskie Prezydium
Jak świat stwarzało,
W każdym łożu przeciwności układało.
Prześladowcę, z wielbicielem
Wroga z przyjacielem
Jak i cierpienie i zadowoleniem.
Bajka na polepszenie nastroju
W gaju zielonym
Przy cudnym stawie
Siadł żuk maleńki na wiotkiej trawie.
Siedzi i myśli - Boże stworzenie:
- 2 -
Skąd ja się wziąłem?
Gdzie moje korzenie?
Chodzę i chodzę, czasem podfrunę.
A bywa nieraz, że przez dzień cały
Toczę bez końca, śmierdzące kule.
Weźmy, chociażby - pasikonika.
Ten nic nie robi.
Ciągle tylko bryka.
Bez przerwy skacze.
To znów przysiadłszy
W słońcu się wygrzewa.
Dlaczego mnie się tak nie powodzi?
Dlaczego wszystko mi z trudem przychodzi?
A - może tylko jak się patrzy z boku
To się wydaje, że innym
Wszystko świetnie idzie
I tak się pięknie toczy
Jak po równym zboczu.
Zawsze im z górki
Tylko nam pod górkę.
Jak wszystko to przemyślał
- Żuczek mały.
Zaraz mu lica pokraśniały.
Kto wie?
Gdyby tak bardziej
Przyświeciło słonko - ?
Pewnie by stał się Czerwoną biedronką!
Oczywiście w kropki czarne.
No! Już teraz życie
Nie wadawało by się
Takie całkiem marne.
Szkoda że:
Wielu pogardza "małymi żuczkami"
Uznawając siebie "grubymi rybami".
Bezdroża
Bezdroża kuszą, choć wiemy
Że na nich łatwo pobłądzić możemy
A mimo to, człowiek na przełaj chadza
Myśląc, że skrótem czas oszuka
Ale w zaroślach bezdroży
Zło bez przeszkód się mnoży
W cieniach drzew się wyleguje
I wędrowców, znienacka atakuje
Ale, wędrowcy, choć wiedzą
Że w zakamarkach bezdroży złe duchy siedzą
To i tak na nie wkraczają
I z przeciwnościami się borykają
Chyba w człowieku coś siedzi
Co z przeciwnościami lubi się biedzić
Temu też pnie się niektóry
Nawet na najwyższe góry
A przecież tam, niemal zza każdej skały
Często wyskakuje potworek zła niemały
I wspinacza ściąga w dół
- 3 -
Tylko temu, by przeszkodzić mu
By pokazać widzimisię swoje
Stawiając na szlaku, coraz głębsze wyboje
Jednak, bez walki z przeciwnościami
Wszystko, na to wskazuje
Że człowiekowi czegoś brakuje.
Bezsenność
Ciężka do zdefiniowania
Dokuczliwa niczym zgaga
Wspomnieniami pogmatwana
Łazi po bezmyślności
Jak mrówka wśród zarośli
Komentarze