kemir kemir
2932
BLOG

"Globcio", czyli rzeczywistość z "Mad Max"

kemir kemir UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 76

"Globcio" w słowniku nie jest zdefiniowane. Potocznie jest  to nazwa globalnego ocieplenia. Ale z dużym prawdopodobieństwem można napisać, że jest to największy przekręt w historii ludzkości, przy czym nie chodzi o same jego ("Globcia") istnienie, ale o wyimaginowaną walkę z nim, jako pretekst do ograbiania społeczeństw świata. 


Pamiętacie odcinek "Stawki większej niż życie", w którym  amerykańscy kapitanowie Roberts i Karpinsky szukają Gruppenführera Wolfa? W rzeczywistości Wolfa tworzyła czwórka ss-manów: Wehrnitz, Ohlers, Lüboff i Fahrenwirst. Mężczyźni wymyślili fikcyjnego szefa by uniknąć odpowiedzialności za zbrodnie wojenne, a nazwisko "WOLF" powstało z pierwszych liter ich nazwisk. Analogicznie należy dziś szukać odpowiedzialnego za wywołanie wojny z wyimaginowanym wrogiem i w konsekwencji za wysokie i rosnące ceny energii elektrycznej - Wolf krąży gdzieś między Brukselą a siedzibą ONZ - a ściślej a ściślej IPCC ( Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu - agenda ONZ mająca badać wpływ działalności człowieka na zmiany klimatu)


Zaczęło się od tzw. Raportu Rzymskiego (Klub Rzymski - wpływowa organizacja zrzeszającą biznesmenów, naukowców i polityków, mająca ambicje sterowania światową polityką)  alarmującego, że człowiek chce zniszczyć planetę, więc należy ród ludzki zredukować dla dobra przyrody. Ponad ćwierć wieku temu potęgi przemysłowe Zachodu, aby swą dominację utrwalić po wsze czasy, postanowiły powstrzymać rozwój krajów "drugiego” (postkomunistycznego) i Trzeciego Świata. Stąd zrodziła się w kręgach polityków katastroficzna teoria globalnego ocieplenia, sprzeczna z wiedzą poważnych uczonych. Na dodatek, zdaniem "postępowców”, to ocieplenie dokonuje się za sprawą człowieka, który spala kopalne surowce energetyczne, głównie węgiel. Ponieważ z dymu fabryk i wyziewów silników najbardziej toksyczne składniki można odfiltrować, gang globalistów wykombinował, że głównym winowajcą ocieplenia jest dwutlenek węgla. Dlaczego akurat ten gaz – nie tylko niezbędny do egzystencji przyrodzie ożywionej, ale też przyjazny ludziom? Bo trudno go wyłowić ze spalin!


Potężny klan globalistów opanował kraje Zachodu i już od kilkunastu lat prowadzi zażartą "walkę z klimatem”. Obłędną teorię o destrukcyjnej roli dwutlenku węgla narzuca członkom Unii Europejskiej centrala w Brukseli. W 2008 roku ludzie ówczesnego premiera Tuska, wbrew interesom kraju, podpisali umowę wymuszającą szybkie tempo "redukcji emisji CO2”, czyli odejście od energetyki węglowej. Nasi ówcześni przywódcy, niepomni lekcji fizyki w szkole, dali sobie wmówić, że atmosfera Ziemi stałe się ociepla za sprawą nadmiaru dwutlenku węgla, który jest skutkiem działalności człowieka. Dziś ponosimy skutki tej kapitulacji w postaci drastycznych kar finansowych za poczciwy dwutlenek, wszechobecny w świecie. Należy tutaj wiedzieć,  iż jest to gaz, bez którego nie byłoby ludzi na świecie -  niczego nie moglibyśmy także uprawiać, żadna roślina nie mogłaby wyrosnąć na ziemi. Wystarczy, że do 1/4 zmniejszymy ilość CO2 na świecie i nie urosną żadne rośliny na ziemi.

W 2009 roku z University of East Anglia wyciekły dane, które dla autentyczności teorii "Globcia” powinny już wtedy okazać się przysłowiowym gwoździem do trumny. Okazało się bowiem, że naukowcy z tego Uniwersytetu, mając do dyspozycji ogromne pieniądze i polityczne poparcie dopuścili się bezczelnego oszustwa. W praktyce wypełniali po prostu zamówienia ONZ, która forsuje "Globcia", żeby wypełnić wolę Klubu Rzymskiego, czyli stłumić rozwój przemysłu. Otwarcie mówią o tym przedstawiciele ONZ, np. Maurice Strong, były doradca również byłego sekretarza generalnego tej organizacji Kofiego Annana. To właśnie Strong zorganizował z ramienia ONZ Szczyt Ziemi w Rio de Janeiro w 1992 r., gdzie powiedział, że aby uratować Ziemię, trzeba zniszczyć współczesną cywilizację przemysłową... To właśnie on był twórcą protokołu z Kioto. Zaciekłość Stronga, cała sekwencja zdarzeń i  powiązań "ekologów" wskazuje na to, że jest to otwarty spisek z udziałem ludzi ONZ,  mający na celu wpływanie na rządy poszczególnych krajów. W Europie ta hucpa przybrała enigmatyczną nazwę "Fit for 55". Tworzy ją pakiet dwunastu dyrektyw wskazujących państwom członkowskim, jakie zmiany prawne powinny wprowadzić, żeby skuteczniej walczyć z emisją CO2. "Fit for 55" przemknął przez media przy kompletnej obojętność opinii publicznej w całej Europie. No cóż, formatowanie umysłów społeczeństw tzw. Zachodu przerosło chyba oczekiwania formatujących - przecież główna idea klimatycznej rewolucji sprowadza się do wymuszenia radykalnego wzrostu cen wszystkiego, co przeciętni obywatele używają lub konsumują, a towarzyszy temu emisja CO2 lub innych gazów cieplarnianych. Aż na koniec obywatelowi zostanie pozostawiony wybór, czy wyda zarobione pieniądze na luksusy (bo takimi staną się dobra powiązane z dwutlenkiem węgla), czy na jedzenie, leki i opłaty. Łącznie na jedno i drugie nie będzie go już stać. Krótko pisząc "Fit for 55" to projekt ideologiczny, a twierdzenie, że dzięki polityce klimatycznej będziemy mieli czyste powietrze, to kłamstwo większe niż utopijne wizje "ekologów".


Wróćmy do źródeł. Niestety, aferę University of East Anglia w praktyce zamieciono pod dywan, wprowadzono ( i wprowadza się) natomiast tak drastyczne ograniczenia, że grożą one tym, co postuluje guru ekologów Maurice Strong i wielu innych przedstawicieli zachodniego establishmentu - zniszczenie naszej cywilizacji. Walka z iluzorycznym wrogiem ludzkości wchodzi w decydującą fazę i skoro sam Frans Timmermans wspomina w jednej ze swoich wypowiedzi o "uniknięciu wojen o wodę i pożywienie", to sytuacja jest naprawdę poważna. A jak jest z tym "Globciem" naprawdę? Profesor nauk przyrodniczych Zbigniew Jaworowski, (zmarły w 2011r.) badacz zanieczyszczeń lodowców i stężenia CO2 w atmosferze, autor wielu publikacji na temat zmian klimatycznych, wieloletni przedstawicielem Polski w Komitecie Naukowym ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego, członek Nongovernmental International Panel on Climate Change (NIPCC), który zrzesza naukowców sceptycznych wobec teorii ocieplenia klimatu mówił tak:


"Klimat ocieplił się z przyczyn naturalnych i jest to korzystne; roślinność ma lepsze warunki wzrostu, zmniejsza się pustynnienie gleby, przybywa zwierząt. W Mauretanii, Mali i Czadzie pokrywa roślinna zwiększyła się o 50 procent. Największy wzrost wystąpił w Nigerii, gdzie na nowo zaczęły rosnąć gatunki drzew, które wyginęły wskutek poprzednich susz. Już od wielu stuleci planeta nie była tak zielona jak dziś. Jak wykazują pomiary satelitarne NASA, od wielu lat produkcja biomasy wzrosła o około 6 proc., a największy przyrost (o 42 proc.) wystąpił w lasach deszczowych Amazonii. Burze? Jest udowodnione, że burze nie wynikają z ocieplenia klimatu. Także w Polsce nie widać, byśmy doświadczali większej liczby burz czy powodzi, gdy weźmie się pod uwagę np. obserwacje prowadzone w Krakowie od XIX wieku. Wynika z nich nawet, że wówczas było więcej burz niż obecnie. Być może dzisiaj są one bardziej odczuwalne, ponieważ w naszych czasach notuje się więcej spowodowanych przez nie strat materialnych, a to dlatego, że nasze miasta są bardziej rozbudowane, zabetonowane i ogólnie wytworzyliśmy więcej bogactw. Narzekanie na wzrost CO2 to mit".


Mitem jest też alarm z powodu topnienia się lodowców i podnoszenia się poziomu mórz i oceanów. Prof. Jaworowski:"lodowce zaczęły się topić nie w XX w., ale wtedy, kiedy Ziemia zaczęła wychodzić z małej epoki lodowcowej, która trwała od 1350 do 1880 roku. Współczesne topienie lodowców rozpoczęło się ok. 1750 roku. Przed tym okresem kroniki podawały, że w Alpach lodowce spływały w doliny, niszcząc całe wsie i pola zasypywane gruzem morenowym i lodem. Do czoła lodowców wychodziły wówczas procesje z kapłanami, modląc się o powstrzymanie taranującego lodu. W latach 30. wystąpiło maksymalne ocieplenie (przynajmniej w USA, gdzie jest najlepsza sieć pomiarów temperatury) i lodowce zaczęły topić się szybciej niż poprzednio. W ostatnich dziesięciu latach proces ten ponownie został wstrzymany i klimat znów zaczął się ochładzać (w USA o 1 stopień), choć w tym czasie globalna emisja dwutlenku węgla wzrosła o 34 procent! Jak widać, nie ma żadnego związku między emisją CO2, z którym w tym czasie tak zażarcie walczono, a zmianami klimatu. Tak było zresztą w okresie ostatnich 500 mln lat, o czym przekonuje nas geologia. Pół miliarda lat temu było 23 razy więcej CO2 w atmosferze niż obecnie, a mimo to lądy były pokryte lodowcami... O zmianach klimatu decyduje wiele czynników, a obecnie walczy się tylko z jednym, który w dodatku jest nieistotny".


W sprawie "Globcia" rodzi się jednak fundamentalne pytanie: Jak to możliwe, że przez co najmniej 20 lat w środowisku ludzi nauki funkcjonuje fikcja globalnego ocieplenia wywołanego emisją CO2 przez człowieka? Tu znów odwołam się do prof. Jaworowskiego:  "Przez wiele lat zajmowałem się pomiarami stężenia CO2 w rdzeniach lodowych, w których gaz ten jest niejako uwięziony. Na tych właśnie badaniach opiera się cała histeria z ociepleniem klimatu. Ja zajmowałem się lodowcami od lat 60. ubiegłego wieku. Zorganizowałem 10 wypraw na 17 różnych lodowców, zbierając dane o wpływie emisji zanieczyszczeń - głównie metalami ciężkimi pochodzącymi z przemysłu - na środowisko naturalne. Jednak funkcjonowanie ideologii ocieplania klimatu odczułem, gdy wyjechałem wraz z żoną na 8 lat do Norwegii. Po przyjeździe miałem tam podjąć pracę na Uniwersytecie w Oslo, ale ostatecznie zostałem zatrudniony w norweskim instytucie polarnym. Po pewnym czasie tamtejsze ministerstwo ochrony środowiska zwróciło się do tego instytutu, by zbadał, jakie będą skutki ocieplenia klimatu w wyniku działalności człowieka dla norweskiej części Arktyki (m.in. Spitsbergen). Zacząłem od odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście dojdzie do ocieplenia tej części Arktyki. Prowadząc badania, doszedłem do wniosku, że nie ma żadnych podstaw, by tak twierdzić, gdyż pomiary temperatury prowadzone w tej części świata od blisko 100 lat nie wykazywały żadnych oznak ocieplenia. Im głębiej analizowałem problem, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że nie ma żadnego ocieplenia klimatu, a CO2 nie jest przyczyną wywołania tego procesu. Przy tej okazji wykazaliśmy z kolegami, że prace przedstawiające pomiary CO2 w rdzeniach lodu polarnego pełne były nadinterpretacji wyników, a nawet manipulacji, sam zaś lód nie jest odpowiednim materiałem do odtwarzania składu chemicznego dawnej atmosfery. Nie jest ona bowiem układem zamkniętym, w którym nic się nie dzieje, lecz odwrotnie, zachodzi w niej kilkadziesiąt procesów fizykochemicznych. Prowadzą one do ubytku CO2 z bąbli powietrza schwytanych w lodzie. Same rdzenie są zaś spękane i skażone metalami ciężkimi z płynu wiertniczego wnikającego do ich wnętrza. Na przykład stężenie ołowiu we wnętrzu rdzeni z głębi lądolodu jest 1400 razy wyższe niż na powierzchni śniegu na Antarktydzie, a cynku 400 tys. razy wyższe. Na takim nieodpowiednim materiale zbudowana jest cała hipoteza ogrzewania klimatu przez człowieka".


Osobiście wierzę bardziej prof. Jaworowskiemu niż wyliczeniom globalistów ( mitycznego Wolfa), ale daleki też jestem od ostatecznego osądu w w sprawie "Globcia". Być może -  abstrahując od złej woli Klubu Rzymskiego, klimatycznej korupcji i zwykłego wyzysku na klimat (zamiast np. na wnuczka) - rzecz ma się w tworzeniu wiarygodnych modeli prognostycznych, bo te mamy wciąż niewiele lepsze niż starożytni. Metodyką (to inne słowo niż "metodologia") "ekologów" da się udowodnić, że w kwietniu 2023 lądolód przyjdzie do Warszawy,  albo że pod Oslo powstaną gaje oliwne. Czas porzucić wykresy i... powstrzymać szaleństwo oparcia się tylko i wyłącznie na odnawialnych źródłach energii. Każdy, kto ma trochę pojęcia o energetyce wie, że w tej chwili jest to utopia niemożliwa do realizacji ze względu na problemy technologiczne. Przede wszystkim nie mamy możliwości magazynowania tej energii i chociaż nikt rozsądny nie neguje, że trzeba poszukiwać różnych źródeł, to na razie nie mamy ( przynajmniej w Polsce) innej możliwości niż korzystanie z energetyki węglowej albo jądrowej, która będzie nam stabilizować cały system. Polska nie znajduje się w tak dobrym położeniu jak choćby Norwegia, która może bazować na hydroelektrowniach. Trzeba zanegować politykę byłego ministra Michała Kurtyka, który doprowadził do tego, że rozmawialiśmy o projektach science-fiction, a nie o tym, co najważniejsze. Trzeba jak najszybciej się z tego wycofać -  inaczej czeka nas energetyczny ( bo to także likwidacja produkcji rolnej) armagedon.


Tematyka "Globcia" jest bardzo obszerna, wielowątkowa i niemożliwa do omówienie w jednej notce. W najbliższym czasie zamierzam zająć się opisaniem problemów energetycznych z "Globcia" wynikających. Wiele bowiem wskazuje na to, że wkrótce banalne dziś włożenie wtyczki jakiegoś urządzenia do gniazdka sieci elektrycznej będzie niebywałym luksusem. Do tego zmierzają obscenicznie bogaci oligarchowie, którym wisi los ludzkości skazanej przez nich na stoczenie się w rzeczywistość z "Mad Maxa”. Paradoksalnie jest to scenariusz pewny w obydwu przypadkach: obojętnie czy rację mają "ekolodzy", czy ludzie poglądów prof. Jaworowskiego. Garstkę korporacyjnych cyników zawsze będzie stać na zapewnienie sobie dostatniego i bezpiecznego życia. Czy pozwolimy im spokojnie patrzeć, jak zdychamy zagryzając się nawzajem najpierw o prąd, a potem o wodę i żywność?


http://rodaknet.com/rp_art_4597_czytelnia_klimatgate_prof_jaworowski.htm

https://meteoclimat.wordpress.com/2009/11/20/przeciek-danych-i-e-maili-z-hadley-cru/


kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (76)

Inne tematy w dziale Polityka