10 lat po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej można było mówić o „cudzie gospodarczym nad Wisłą”. Zaczęto budować nowe autostrady, mieszkania, lotniska, nowe inwestycje rosły jak grzyby pod deszczu. Warszawa mogła bez kompleksów porównywać się z takimi stolicami europejskimi jak Berlin, Londyn czy Bruksela. Niemniej jednak okres prosperity się skończył. Większość Polaków żyje na kredyt, z ust polityków nie usłyszymy słowa „oszczędzanie”, a w okresie bumu gospodarczego nie tworzono rezerw. Nowe kredyty, pożyczki od państwa, fundusze unijne robią wrażenie, że Polska jest krajem dobrobytu. Tylko że nikt tego dobrobytu nie może doświadczyć, zwłaszcza biedni, których jest w Polsce ok. 20%?
Podczas gdy kraje euro strefy wychodzą powoli z kryzysu, Polska zaczyna w niego wpadać. W latach 2009-2012 nad Wisłą odnotowywano wzrost PKB na poziomie 12% i Polska mogła się poszczycić najwyższym wzrostem gospodarczym w całej UE, teraz wynosi on ledwo 1%. Żeby nakręcić koniunkturę rząd Donalda Tuska chce wydać na pakiet stymulacyjny z budżetu państwa na lata 2013-2015 - 10 mld euro. Jest to o tyle kontrowersyjna decyzja, iż Polska jest na granicy z progiem zadłużenia przewidzianym w konstytucji RP. Oszczędności rząd szuka się wszędzie. Na domiar złego niedawno zreformowany system emerytalny znowu będzie upaństwowiony.
To wszystko powoduje, że perspektywa przystąpienia Polski do strefy euro coraz bardziej się oddala. Realna data to lata 2020-2025. Aczkolwiek ponad 70% Polaków nie chce wprowadzenia euro, ponieważ obawiają się m.in. inflacji i utraty miejsc pracy.
Więcej wiadomości na temat tego, jak Polskę i Polaków opisują zagraniczne media znajdziecie na portalu www.onionas.pl.
Polecamy także:
Inne tematy w dziale Polityka