oranje oranje
47
BLOG

Rozmowa między trzema osobami: Romanem, Arniem i Hilary

oranje oranje Rozmaitości Obserwuj notkę 5

- Patrzcie no, yeah, madafaka! Nie poszła góra do Mahometa, to Mahomet do góry przyszedł. Cześć Roman. Chciałem grać u Ciebie we Franticu, pamiętasz?!

- Uee, no, Arnie, sam wiesz, nie nadawałeś się, zresztą nie ruszałeś się wtedy z Ameryki…

- Szkoda, szkoda. Jestem jednak nieco odrębnego zdania. Jak to miło się znowu widzieć, siadaj, rozsiądź się, że tak powiem, ha ha ha, ten nasz amerykański humor jednak, co nie?!

(puk puk)

- Kto tam?

- To ja, Hilary…

Gubernator podchodzi do drzwi wiodących na zaplecze, przekręca kluczyk, chowa go w biurku. Dziwne odgłosy zza drzwi na chwilę cichną.

- Wejdź!

- Billa tu nie było przypadkiem, znowu mi się gdzieś zawieruszył…, o, cześć Roman, co nowego?

- Cześć. Spoko, gawędzimy. A Billa nie widzieliśmy, co nie Arnie?!

- Nie. W życiu go na oczy nie widziałem.

- Film nowy robicie? Animację?

- Raczej fabułę.

- Nie wiedziałam Arnie, że do Hollywood wracasz. Chwilka. Moment… Ale ja głupia jestem, ha ha, przecież w sprawie Romana tu przyszłam, nie pokojarzyłam…, oh, te upały mnie wykończą, mam tu dokumenty, papiery…

- W mojej sprawie? Dokumenty?! Coś niby było między nami?! Spierdalaj. Jeszcze ty? No nie wkurwiajcie mnie! Czep się Moniki Lewiński ty stare pudło!

(za drzwiami zapada cisza…, „ktoś o mnie chyba mówi” – dobiega szept).

- Szczury mam w biurze, spoko Hilary, szurają za drzwiami...

- Aha. Uspokój się Roman. List dostałam, pokręcony taki jakiś, od męża Anny Apelbaum.

- To ona ma męża?!

- No ona ma takiego męża w Bułgarii czy gdzieś i on jest jakimś tam kimś i broni Romana.

- A co ma do niego?

- Podobno się znają…

- Romek…, mów no, znasz typa? Było coś?!

- Pierwsze słyszę. Był jeden Sikorski, co go znałem, ale zginął w katastrofie lotniczej. Nie wkręcicie mnie w to!

- …i on w tym liście napisał, że nie ma sprawy z tym twoim niby-gwałtem wtedy Roman. Co to dmuchnąłeś u Nicholsona tę siksę w obie…, no, - w obietnicy sławy niby. Tak to on tu pisze. I że jesteś spoko gość… I żeby cię wypuścić, zwolnić czy coś.

- Widzisz Roman, świat się o ciebie hehe stara.

- Co robimy Arnie?

- Puścimy go, ci Bułgarzy jednak nam trochę pomagają w tym Pakistanie.

- Uzbekistanie, Arnie!

- Dobra, Roman, trafiłeś na dobry moment, zmiataj, nie widziałem cię. Tak samo jak i twojego Billa Hilary, hehe, ten nasz amerykański humor…

 

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Rozmaitości