oranje oranje
60
BLOG

Przyszedł dyabeł i dał konkurs

oranje oranje Rozmaitości Obserwuj notkę 6

 

Wstyd się przyznać, że ale kiedyś na złość mojej ex zostałem mistrzem województwa, a może nawet regionu w darta czyli w dyscyplinie polegającej na rzucaniu lotkami do tarczy. Zaczęło się od tego, że ex przyszła do domu, pokazała jakiegoś srebrnego pamperka-nagrodę i rzekła, że właśnie w tegorocznej edycji wygrała rywalizację wśród kobiet. Pogratulowałem, ale już tak się z tym tryumfem obnosiła, tak fikała nóżką, że w końcu rzuciłem: – Wielkie mi hallo, za rok ja wygram! - Ha, ha... – usłyszałem.

Potrenowałem mało-wiele i jak przyszło co do czego, to wygrałem ten konkurs przynosząc do domu dwa srebrne pamperki-nagrody. Niebawem ex się wyprowadziła. Od tego czasu gram z rzadka, szczególnie, że tu - w Dublinie - zamknięto polski pub, w którym były i tarcze i kolesie i cała obyczajowa infrastruktura.

Mój udział w tamtym konkursie wziął się częściowo z chęci wykazania, że nie jestem aż taki ostatni, a częściowo z chęci, że ex nie jest znowu taka pierwsza. Niskie dość to były pobudki, przyznaję i wcale nie mówię, że było inaczej. Wcale chyba zresztą się nie pomylę zakładając roboczo, że większość czynów heroicznych (od Homera po Woodstock) nie altruizm i szczęście powszechne ma w rydymencie, ale właśnie – słabości ludzkiego charakteru. I słabości tych chęć przekucia w coś innego. Być może niekiedy motywy działań wymykają się tej klasyfikacji, nie będę się za bardzo spierał, ale jak tylko widzę kogoś, kto robi coś „ideowo” i zapewnia przy tym, że czystą ideę tę wkłada do garnka i zupę na niej warzy – odstępuję na trzy kroki dla zbalansowania sobie tego kogoś.

Boska i jednocześnie ludzka natura Jezusa przecież nie dla czynionych przezeń cudów jest niedościgniona. Jest niedościgniona, bo my mamy w dyspozycji wyłącznie ludzką. Bo jesteśmy immanentnie (przepraszam) zbrukani. Leżymy na bruku i próbujemy się z niego podźwignąć. Nasze idee, co by nie mędrkować, są ludzkie. Czyny – bywają chybione. Słowa – nietrafione. A wszystko to konsekwentnie – ułomne. Uff.

No, teraz już z górki.

Konkurs blogerski ogłoszony przez kogoś tam wyzwolił energię tej części blogerów s24, którzy postanowili stanąć w szranki. Bóg z wami. Energię wyzwolił też w tych, którzy tym pierwszym zarzucają różne brzydkie motywacje stojące rzekomo „w pozycji kontra” z prezentowaną dotychczas postawą. Na tym tle odbywają się rozmowy, połajanki, kibicowanie i deprecjonowanie; ludzkie widzimy postawy i całą człowieczą wielkość i małość.

Pisałem już wcześniej, że kompletnie nie rozumiem motywów, które skłaniają do wzięcia udziału w tych zawodach. Uwierzcie mi, ot tak po prostu. Tu bym się zagalopował..., cofnijmy. Motywy, to ja może i rozumiem, ale niepotrzebnych usprawiedliwień, chybionych deklaracji, małodusznych zarzutów i udawania, że chodzi o ideę – tego nie rozumiem. Konkurs jest konkurs, wygra ten, kto ma wygrać, albo ten co ma najwięcej sms-ów, albo wreszcie ten, kto jest najlepszy.

Tak czy owak – o banerek - „zwycięzca roku bloger 2009” tu idzie. O lepsze samopoczucie.

O szerszy uśmiech. O własnego widnokręgu poszerzenie. To zdrowe. Niech Wam się darzy. Ale z „dotarciem do szerszego kręgu odbiorców” to już nie przesadzajcie. Nie po to – a durni nie jesteście – jest zawodowe „żyri”, żebyście mieli (nawet z banerkiem na blogu) wyjść z blogerskiej niszy, zyskać nowych czytelników i zacząć kasować za pisanie. Paradoksalnie – branża pozwoli niekiedy publikować za kasę. Za darmo – byś się blogerze chciał zrzec honorariów i wściekł nawet - nigdy.

I bardzo dobrze.

 

(wysłałem sms-y na rzecz toyaha, żółwia i coryllusa).

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Rozmaitości